
22 stycznia o 6:11 automatyczny system powiadomień YouTube’a poinformował Społeczną Inicjatywę Narkopolityki, że usunął z serwisu jeden z jej filmów – jako niezgodny z regulaminem. Automat dodał, że jeśli sytuacja się powtórzy, SIN nie będzie mogła przez tydzień publikować treści. Poradził też, żeby redaktorzy SIN zapoznali się z regulaminem i przejrzeli opublikowane treści pod względem tego, czy na pewno są z nim zgodne. Niestety, nie dał im na to zbyt wiele czasu, bo z kolejnego maila (również z 22 stycznia o 6:11) SIN dowiedziała się, że jej konto zostało „trwale usunięte z YouTube’a”. Domyślacie się pewnie, że odwołanie się od tej decyzji to nie była zwykła formalność…
Chociaż platformy mają prawo moderować swoje treści, obecnie robią to w sposób nieprzejrzysty i arbitralny. Do tego nie umożliwiają użytkowniczkom i użytkownikom skutecznego odwołania się. W korzystaniu ze swojego cenzorskiego flamastra nie są też szczególnie precyzyjne, bo blokują nie tylko treści, które wzbudziły wątpliwości, ale – likwidując konto – usuwają też wszystkie inne opublikowane na nim materiały, również te niekontrowersyjne i wartościowe (nie ostał się nawet wywiad z prof. Vetulanim…). Z tym problemem walczymy w sądzie w sprawie SIN vs Facebook – z nadzieją, że pozytywne rozstrzygnięcie wpłynie na sytuację nie tylko na Facebooku, ale też na innych platformach (w tym YouTubie); nie tylko wobec SIN, ale wobec wszystkich użytkowników i użytkowniczek.
To nie pierwsza sytuacja, kiedy platforma internetowa cenzuruje treści edukacyjne mające na celu redukcję szkód związanych z korzystaniem z substancji chemicznych, biorąc je za reklamę narkotyków (co ciekawe, nie popełnia takich błędów w przypadku kanadyjskich czy holenderskich kanałów o tej tematyce). Mylić się jest rzeczą ludzką – chociaż w tym wypadku raczej algorytmiczną, bo od kiedy w związku z pandemią koronawirusa moderatorzy YouTube’a zostali odesłani do domu, pomyłek jest wyraźnie więcej. Tym ważniejsza jest więc możliwość skutecznego odwołania się od decyzji platform.
Panoptykon: Minister Ziobro czy Unia Europejska? Kto obroni wolność słowa w Internecie?
Komentarze
To już chyba czas najwyższy,
To już chyba czas najwyższy, żeby brać sprawy w swoje ręce czyli przenosić się z takimi tematami na zdecentralizowane sieci społecznościowe. W tym przypadku na peertube - czyli serwis video - część tzw fediverse. Ew wyrok w sądzie, który coś przywróci to będzie szpilka wbita w słonia - nawet nie poczuje i po prostu pójdzie dalej.
Problem w tym, że większość
Problem w tym, że większość osób, którym pomaga SIN, siedzi na Facebooku, Instagramie czy YouTubie, a nie korzysta z niszowych sieci społecznościowych...
Prawda leży tam gdzie leży,
Prawda leży tam gdzie leży, nawet jeśli 99% ludzi jej nie zna.
Prawda jest taka, że Facebook to zło. Trzeba to ludziom uświadamiać. I FB bojkotować. Korzystanie z FB to dobrowolne zamykanie się do więzienia z kamerami na każdym kroku.
Dodaj komentarz