Okazja! Kartę SIM sprzedam

Artykuł
30.08.2016
6 min. czytania
Tekst
Image

Od kilku tygodni obserwujemy zderzenie wielkich słów o walce z terroryzmem z legislacyjną nieporadnością i będący odpowiedzią na to opór Polaków przed próbą ograniczenia ich anonimowości. Wprowadzony ustawą „antyterrorystyczną” obowiązek rejestracji kart typu prepaid zapoczątkował nowy biznes: sprzedaż zarejestrowanych już kart na portalach aukcyjnych.

Przyjmowaniu ustawy „antyterrorystycznej” towarzyszyły duże słowa: minister Kamiński grzmiał, że w Europie codziennie wybuchają bomby, że musimy być mądrzy przed szkodą i że każde z proponowanych w ustawie rozwiązań jest niezbędne dla bezpieczeństwa polskich obywateli. Pod koniec lipca jedno z tych rozwiązań – obowiązek rejestracji kart prepaid – weszło w życie. Bynajmniej nie oznacza to, że z konkretnego numeru korzysta osoba figurująca w rejestrze jako jego właściciel.

Straszenie ministra Błaszczaka

Przedsiębiorczy Polacy natychmiast dostrzegli lukę w antyterrorystycznych przepisach – Internet pełen jest ofert sprzedaży nieużywanych, a zarejestrowanych już starterów wszystkich polskich sieci komórkowych. Ani ustawa „antyterrorystyczna”, ani prawo telekomunikacyjne takiego handlu nie zabraniają. Teoria o skuteczności ograniczenia anonimowości użytkowników kart prepaid w walce z terroryzmem wali się więc jak domek z kart. Jak przestrzegaliśmy jeszcze przed przyjęciem ustawy, osoby o złych zamiarach bez problemu zdobędą zarejestrowaną na cudze nazwisko kartę prepaid. Mimo to Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Błaszczak broni przepisów i straszy handlarzy: „Trzeba mieć świadomość tego, że ci, którzy sprzedają te karty, narażają się na konsekwencje prawne w sytuacji, jeżeliby te karty zostały użyte w przestępstwach. Przestrzegam tych wszystkich, którzy sprzedają te karty”. Problem jedynie w tym, że najwyraźniej brakuje podstaw prawnych, by handlarzy kartami pociągnąć do odpowiedzialności (karnej? cywilnej?), a groźby ministra mają jedynie „przykryć” dziurawe przepisy. Dla pewności postanowiliśmy spytać ministra o szczegóły.

W odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji publicznej, w którym spytaliśmy o podstawy prawne ewentualnej odpowiedzialności handlarzy kartami, MSWiA oficjalnie poinformowało nas, że „przedmiot wniosku sprowadza się do żądania informacji o bliżej niesprecyzowanych przepisach prawa, a więc nie jest to informacja publiczna”. Nieco więcej informacji resort przekazał za pośrednictwem portalu społecznościowego. „Osoba, która sprzedała zarejestrowaną kartę, może stać się pierwszą osobą powiązaną z przestępstwem – może się to wiązać z koniecznością składania wyjaśnień, przeszukaniem mieszkania, zaliczeniem do grona osób podejrzewanych”. Zdaniem MSWiA w skrajnych przypadkach możliwe są nawet zarzuty „ułatwienia popełnienia przestępstwa, pomocnictwa, popełnienia przestępstwa z odpowiedniego paragrafu Kodeksu karnego”.

Niewątpliwie osoba, na którą zarejestrowana jest karta, musi liczyć się z tym, że jeśli telefon zostanie wykorzystany do przestępstwa, będzie musiała spotkać się z odpowiednimi służbami w celu wyjaśnienia sprawy; może to być wręcz pierwszy trop podjęty przez śledczych. To „biznesowe” ryzyko, z którego faktycznie powinni sobie zdawać sprawę handlarze kartami. Jednak dalsza część informacji przekazanych przez MSWiA bliższa jest straszeniu opinii publicznej niż prawnej rzeczywistości. Sprzedający zarejestrowane karty SIM ułatwia przestępstwo w ten sam sposób co sprzedawca ostrych narzędzi czy samochodów. Czyli nijak. Handlarze mogą mieć więc nieprzyjemności; być może będą musieli zeznawać, ale póki zwyczajnie nie interesują się, po co ludziom anonimowe karty, są zupełnie bezpieczni. Podobnie jak kupujący karty.

Sprzedający zarejestrowane karty SIM ułatwia przestępstwo w ten sam sposób co sprzedawca ostrych narzędzi czy samochodów. Czyli nijak.

Teatr – teatrzyk

Terroryzm jest niewątpliwie poważnym problemem i to nie tylko dla naszego bezpieczeństwa fizycznego. Rodzi też ryzyko, że politycy – chcąc pokazać swoją sprawczość i skuteczność – przeszarżują, próbując na to zagrożenie odpowiedzieć. Łatwo dostrzec, że po akcji terrorystów (zamach) zwykle następuje reakcja polityków (pomysły zwiększenia uprawnień służb). Na przykład po ubiegłorocznych zamachach w Paryżu i Brukseli z impetem wznowiono prace nad europejskim systemem PNR ułatwiającym służbom sięganie po dane pasażerów linii lotniczych.

Polityczne pomysły reakcji na zamachy często budzą ogromne dyskusje. Wystarczy wspomnieć toczący się właśnie w Niemczech i Francji spór dotyczący szyfrowania korespondencji czy wywołaną przez Edwarda Snowdena globalną dyskusję o amerykańskich programach masowej inwigilacji. Czasem bardziej krytyczni obserwatorzy dostrzegą, że nie ma ścisłego związku między nowymi propozycjami zwiększającymi uprawnienia służb (reakcją polityków) a wydarzeniami, które je sprowokowały. Na przykład wtedy, gdy wzmocnienie nadzoru nad pasażerami linii lotniczych jest efektem zamachu popełnionego przez osoby niekorzystające z samolotów, albo wówczas, gdy zamach możliwy dzięki zaniedbaniom szeregowych policjantów na ulicach miasta (Nicea) inicjuje dyskusję dotyczącą szyfrowania e-maili. Dla polityków ważne jest jednak to, żeby coś zrobić, jakoś zareagować – nawet jeśli związek między tym czymś a realnymi zagrożeniami jest odległy.

Polska na szczęście nie była jeszcze miejscem poważnego zamachu terrorystycznego. Mamy jednak swoją ustawę „antyterrorystyczną”. Przyjmowana w pośpiechu i bez konsultacji miała zagwarantować bezpieczeństwo lipcowych imprez w Polsce – Światowych Dni Młodzieży i szczytu NATO. Także nasi politycy pokazali, że coś robią. A co z tego wyszło? Między innymi absolutnie niedopuszczalne przepisy odbierające nie-Polakom prawo do prywatności, a częściowo – trącące farsą i rażące nieskutecznością przepisy o rejestrowaniu kart typu prepaid.

Niestety tworzone w Polsce prawo – bez względu na dziedzinę, której dotyczy – często nie jest dobrej jakości. Mało kto myśli bowiem o skutkach jego wprowadzenia. Co teoretycznie jest obowiązkowe, bo do projektu ustawy należy załączyć tzw. ocenę skutków regulacji. Zwykle jest to jednak czysta formalność. Polityczna postawa „szeryfa”, który w odpowiedzi na problemy twardą ręką wprowadza ostre przepisy przeważa nad zdrowym rozsądkiem. Efekt? Dziurawe przepisy, np. takie, które utrudniają życie tysiącom użytkowników kart prepaid, a nie przyczyniają się do walki z terroryzmem.

Wojciech Klicki

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.