Internet. Czas na fair trade. Jeszcze o książce Wojciecha Orlińskiego

Artykuł
14.01.2014
7 min. czytania
Tekst

Jest wygodnie. Jeszcze nigdy zaspokajanie potrzeb takich jak dostęp do informacji, kultury, swobodnej ekspresji, kontaktu z innymi nie było tak proste. Wszystko dzięki produktom udostępnionym nam przez korporacje: Facebook, Twitter, Google, Microsoft, Amazon i Apple. Ich oferta jest praktycznie darmowa: „zgoda na przetwarzanie danych w celach marketingowych” – co to za cena? Radio, telewizja, gazety też zarabiają na reklamach, a w zamian oferują znacznie mniej. Przecież nie będę płacić za każdy obejrzany teledysk na YouTubie – oglądam wyświetlane reklamy, a reklamodawca płaci artyście i portalowi. Tak jest dobrze i przyjemnie. Tylko skoro jest aż tak dobrze, to czemu Wojciech Orliński twierdzi, że czas się bać?Dlaczego w twoim kranie leci woda od jednego dostawcy?

W swojej najnowszej książce Wojciech Orliński opowiada nam pewną historię. Mówi o tym, jak potężne cyberkorpy przejmują kontrolę nad Internetem i niszczą w tej przestrzeni to, co miało być wspólne, niezależne i wolnościowe. A my się na to zgadzamy. „Politycy bawią się Twitterem z gorliwością gimnazjalisty obdarowanego smartfonem na urodziny. Dziennikarze technologiczni ekscytują się kolejnymi wodotryskami w kolejnych wersjach gadżetów. Większość pieje z zachwytu, mało kto pyta o zagrożenia”. Orliński proponuje, by na chwilę zapomnieć o możliwościach, które daje nam Facebook, Twitter, Google, a zastanowić się nad tym, czego pozbawiły nas te korporacje. Jego diagnoza jest ostra i jednoznaczna: monopole internetowych korporacji zagroziły naszym podstawowym prawom, takim jak wolność słowa, dostęp do informacji i prawo do prywatności.

Jednym z fundamentów, na których opiera się autor, jest przekonanie, że traktowanie Internetu jako kolejnego medium – obok telewizji czy radia – to błąd. Jego zdaniem Internet ma więcej wspólnego z gazem niż z gazetą.

Demokratyczne państwa, nawet te o najbardziej zliberalizowanych gospodarkach, uznały bądź musiały zaakceptować fakt, że istnieją pewne usługi, których nie wolno poddawać wolnorynkowym regulacjom. Nie wolno, bo to się społeczeństwu nie opłaca. Chodzi o świadczenia użyteczności publicznej, czyli np. wodociągi, kanalizację, infrastrukturę gazową. Działają one na zasadach monopolu i są objęte państwowymi regulacjami. „Nawet największy entuzjasta wolnego rynku i konkurencji przyzna, że wizja, w której obywatel miałby mieć w łazience pięć różnych kranów od pięciu różnych dostawców wody, nie ma sensu” – pisze Orliński i stwierdza, że Internet powinien być traktowany właśnie jak świadczenie użyteczności publicznej i wyjęty z wolnorynkowej gry.

Dlaczego? Wojciech Orliński twierdzi, że Internet pozostawiony sam sobie staje się przestrzenią nieograniczonej ekspresji i działania, jednak nie dla internautów, ale dla cyberkorporacji. Owszem, dzięki sieci mamy większy dostęp do informacji, książek, muzyki, znajomych. Jednak ten nasz „swobodny dostęp” do tych zasobów staje się fikcją w momencie, gdy wąska grupa potężnych korporacji monopolizuje kanały dystrybucji.

Jesteśmy zbyt fajni, by stosować się do waszych nudnych zasad

Czy to wina firmy, że klienci wybierają jej – i tylko jej – produkty? Czy państwo powinno tego zabraniać? Nie. Państwo powinno jednak interweniować, gdy za sukcesem firmy stoją nieuczciwe i szkodliwe praktyki. Wydaje się to oczywiste, jednak z różnych powodów, o których pisze autor, takiej interwencji brakuje przy działaniach internetowych gigantów.

Co konkretnie Orliński zarzuca internetowym monopolistom? Lista nie jest krótka: brak przejrzystości (zwłaszcza w kwestii polityk prywatności), świadome tworzenie skomplikowanych regulaminów korzystania z usług, zarabianie na danych, których użytkownicy tak naprawdę nie udostępnili, łamanie europejskich standardów ochrony danych, wykorzystywanie pozycji rynkowej do manipulowania informacją, łamanie praw pracowniczych i niepłacenie podatków. Przeciwdziałanie tym praktykom jest w interesie nas wszystkich, bo ich konsekwencje uderzą nie tylko w klientów konkretnych firm: „Ktoś w końcu musi płacić podatki na utrzymanie dróg, po których Amazon będzie rozwozić ciężarówkami paczki ze swoich centrów logistycznych. Skoro nie będzie ich płacić Amazon, będzie je płacić Jan Kowalski” – przekonuje Wojciech Orliński.

Książka „Internet. Czas się bać” wbrew tytułowi nie jest krytyką Internetu. Orliński uderza w swoisty system wyzysku, który rozwinął się kosztem wolnościowego potencjału sieci. „Fragmenty, które uważam za najlepsze i najbardziej spójne to (…) krytyka zglobalizowanego, neoliberalnego kapitalizmu. Internet jest tylko (choć równocześnie »aż«) jego najpotężniejszym i najbardziej skutecznym narzędziem. Bardziej skutkiem, niż przyczyną” – pisze Mirosław Filiciak na blogu Kultura 2.0.

Cyfrowy fair trade

„Internet. Czas się bać” to rodzaj manifestu technosceptyka, który w każdym kolejnym rozdziale formułuje inny zarzut przeciwko temu, czym na naszych oczach staje się Internet. Z tymi zarzutami można, a nawet trzeba polemizować. Książka jest szeroko komentowana i nie brakuje opinii na temat tego, że Orliński przesadza. Ale czy się myli? Czy powinniśmy ignorować ten i jemu podobne głosy, które atakują nasz wygodny cyberświat? Z pewnością nie. Zwłaszcza że Orliński nie poprzestaje na krytyce i na własnym przykładzie podsuwa nam konkretne pomysły na zmianę szkodliwych schematów: „Nie rozumiem też ludzi, którzy mając realny wybór, kupują tę samą piosenkę, książkę czy grę komputerową w sklepie, który im narzuca większe ograniczenia – jeśli mogą to zrobić w sklepie, który ograniczenia ma łagodniejsze albo wręcz żadne. Wszystkie książki, które kupiłem na Kindle’a, kupiłem dlatego, że nie mogłem ich kupić inaczej. Ale wszędzie tam, gdzie mam »wolnościowy« wybór, korzystam z niego (przecież na razie to zawsze działa tak, że mogę sobie książki od zewnętrznego sprzedawcy wgrać na Kindle’a czy iPada)”.

Orliński nie jest piewcą rewolucji: uznaje prawa kapitalistycznego rynku i proponuje bezpieczne taktyki „na miarę przeciętnego internauty”. Nie trzeba być hakerem ani politycznym aktywistą, żeby skutecznie tępić nieuczciwe praktyki rynkowe. Na początek wystarczy zostać świadomym konsumentem.

Wojciech Orliński, „Internet. Czas się bać”, Agora 2013

Karolina Szczepaniak

Polecamy

Edwin Bendyk „Internet. Czas się bać? O książce Wojciecha Orlińśkiego”

Linki i dokumenty

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.