Przestrzeń miejska, w założeniu wspólna i otwarta dla wszystkich, stała się obecnie areną sprzecznych z jej charakterem ograniczeń. Wyrastające na każdym kroku płoty i ogrodzenia wydają się być już naturalnym elementem krajobrazu, porównywalnym ze średniowiecznymi murami obronnymi – z tą jednak różnicą, że współczesne grodzenia przebiegają wewnątrz miast, stwarzając podziały nie tylko w przestrzeni publicznej, ale także między mieszkańcami.
Tym, co jeszcze nie tak dawno przyciągało ludzi do miast, była obietnica anonimowości. Dziś kończy się ona na pozorach. Wtopienie się w tłum utrudniają obecne na ulicach kamery monitoringu wizyjnego oraz personalizacja usług (nawet tak podstawowyh, jak komunikacja zbiorowa z coraz bardziej popularnymi kartami miejskimi). Dodając do tego wszechobecne płoty i ogrodzenia oraz zakazy, trudno nie zadać sobie pytania, komu tak naprawdę ma to wszystko służyć.
Takie tendencje oczywiście nie wzięły się znikąd. Grodzone osiedla, które w Polsce zaczęły powstawać w latach 90. ubiegłego wieku, miały być synonimem dobrobytu, rozwoju i doganiania Zachodu. W rzeczywistości zbliżamy się jednak do innych wzorców – krajów Ameryki Południowej czy RPA. Już w 2008 r. Warszawa mogła się pochwalić 400 zamkniętymi osiedlami, w przeciwieństwie do Berlina i Paryża, gdzie grodzenia są przypadkami jednostkowymi. Kamery i elektroniczne karty miejskie mają z kolei świadczyć o rozwoju technologicznym i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zazwyczaj przy ich wykorzystywaniu nie jest brany pod uwagę wpływ, jaki mają na życie społeczne i prywatność mieszkańców.
Grodzone osiedla, które w Polsce zaczęły powstawać w latach 90. ubiegłego wieku, miały być synonimem dobrobytu, rozwoju i doganiania Zachodu.
Jak mantra powtarzane jest zwykle jedno słowo: „bezpieczeństwo”. Coraz częściej przekonuje się nas, że różnego rodzaju ograniczenia są konieczne, by je zapewnić. Rzadko jednak uświadamiamy sobie, że chodzi bardziej o indywidualne poczucie bezpieczeństwa, a na realną jego gwarancję. To, jak te ograniczenia oddziałują na nasze życie, można rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Najbardziej widoczne są realne naruszenia prywatności, związane ze „śledzeniem” nas przez kamery oraz koniecznością korzystania z różnych kart dostępu (za którymi zazwyczaj stoją już niewidoczne bazy danych). Informacje z różnych źródeł mogą być ze sobą integrowane, jak w przypadku kart miejskich, które nie mają być po prostu nową formą biletu komunikacji miejskiej, ale narzędziem umożliwiającym korzystanie z całego szeregu usług (karta płatnicza, zniżkowa, biblioteczna, parkingowa, bilet do zoo, muzeum, na basen, elektroniczna portmonetka), co rodzi ryzyko łączenia i zbierania w jednym miejscu bardzo szerokiego zakresu informacji o jej właścicielu.
Nie można jednak zapomnieć o wpływie psychologicznym, na dłuższą metę dużo bardziej niepokojącym i trudnym do uchwycenia. Coraz częściej całe nasze funkcjonowanie odbywa się w nadzorowanej przestrzeni. Strzeżone osiedle, komunikacja miejska, monitoring na ulicy, w pracy, w szkole, w centrum handlowym… Paradoksalnie, zamiast dawać poczucie bezpieczeństwa, działają jak sygnał ostrzegawczy. Każą uważać, informują o potencjalnym zagrożeniu. To wszystko sprawia, że stopniowo uzależniamy się od ciągłej kontroli i tracimy odpowiedzialność za wspólną przestrzeń. Po bo co reagować w sytuacji realnego zagrożenia, skoro może wyręczyć nas kamera lub ochroniarz?
Coraz częściej całe nasze funkcjonowanie odbywa się w nadzorowanej przestrzeni. Strzeżone osiedle, komunikacja miejska, monitoring na ulicy, w pracy, w szkole, w centrum handlowym…
Oczywiście, nic nie jest jednoznacznie czarne lub białe. W przestrzeni miasta, z której korzystają tysiące osób, muszą ścierać się takie wartości, jak: bezpieczeństwo publiczne, porządek, spokój czy prywatność mieszkańców, wolność poruszania się, dostęp do wspólnej przestrzeni. Jednak wprowadzanie kolejnych ograniczeń nie zawsze ma poważne uzasadnienie, pełni raczej funkcję symbolicznego narzędzia kontroli społecznej.
Jesteśmy przekonani, że można dbać o bezpieczeństwo w sposób nienaruszający ludzkiej wolności i prywatności, a ślepe podążanie za trendami i bezrefleksyjne ufanie murom i kamerom jest drogą donikąd. Staramy się pokazywać tę perspektywę w naszych tekstach, za pomocą dyskusji, akcji społecznych i happeningów. Na szczęście nie jesteśmy sami: różne oddolne, sąsiedzkie inicjatywy pokazują, że nie wszyscy zapomnieli, że więzi międzyludzkie są lepszym gwarantem bezpieczeństwa niż zinstytucjonalizowany nadzór.
Polecamy: