Co oznacza słowo „Panoptykon”?
Przewrotną inspiracją dla nazwy Fundacji Panoptykon była XVIII-wieczna koncepcja więzienia autorstwa utylitarysty Jeremy'ego Benthama. Panoptykon według koncepcji Benthama to budynek w kształcie pierścienia, podzielony na cele skazańców, którzy zawsze pozostają w polu widzenia strażnika. Sam strażnik – nadzorca – miał przebywać w centralnej wieży i pozostać niewidoczny, tak by nigdy nie było wiadomo, w którą stronę spogląda. Bentham wyszedł z założenia, że nieprzerwana kontrola więźniów w praktyce nie jest możliwa. Natomiast był przekonany, że ten sam efekt można osiągnąć, wzbudzając w nich poczucie, że w każdej chwili mogą być obserwowani.
Przewrotną inspiracją dla nazwy Fundacji Panoptykon była XVIII-wieczna koncepcja więzienia autorstwa utylitarysty Jeremy'ego Benthama. Panoptykon według koncepcji Benthama to budynek w kształcie pierścienia, podzielony na cele skazańców, którzy zawsze pozostają w polu widzenia strażnika. Sam strażnik – nadzorca – miał przebywać w centralnej wieży i pozostać niewidoczny, tak by nigdy nie było wiadomo, w którą stronę spogląda. Bentham wyszedł z założenia, że nieprzerwana kontrola więźniów w praktyce nie jest możliwa. Natomiast był przekonany, że ten sam efekt można osiągnąć, wzbudzając w nich poczucie, że w każdej chwili mogą być obserwowani.
Projekt Benthama posłużył za inspirację przy tworzeniu zamkniętych instytucji, które bardzo dynamicznie rozwijały się w XIX wieku. Dla Michela Foucaulta okazał się również użyteczną metaforą otaczającej rzeczywistości. Jego zdaniem panoptyczny model władzy nie pozostał za murami koszarów, szpitali czy szkół, lecz zaczął się upowszechniać na zewnątrz, wpływając na nasze życie codzienne. Tak narodziła się koncepcja społeczeństwa nadzorowanego.
Od czasu Benthama (i Foucaulta) wiele zmieniło się w otaczającym nas świecie. Jednak stworzona przed ponad dwoma wiekami wizja nadzoru doskonałego wciąż rozpala wyobraźnię tych, którzy marzą o rzeczywistości, w której wszystko jest pod kontrolą. Obecność Panoptykonu w nazwie fundacji ma przypominać o ciemnym obliczu współczesnego nadzoru i przestrzegać przed kierunkiem, w którym nie chcemy zmierzać.
Polecamy:
Czym jest społeczeństwo nadzorowane?
Żyjemy w społeczeństwie nadzorowanym. Być może nie zdajemy sobie z tego sprawy albo wolimy o tym nie myśleć, jednak wszechobecny nadzór już stał się nieodłącznym elementem naszego życia. Niemal każda nasza aktywność jest monitorowana i rejestrowana. Dzieje się to dzięki tysiącom baz danych, kamerom monitoringu, telefonom komórkowym, cyfrowym śladom pozostawianym w Internecie. Nowoczesne narzędzia przenikają się z różnymi przejawami nadzoru „nietechnologicznego”. Krok po kroku jesteśmy oswajani z kolejnymi przejawami kontroli nad naszym życiem. I często przyjmujemy je jak cywilizacyjną konieczność, przed którą nie ma ucieczki.
Żyjemy w społeczeństwie nadzorowanym. Być może nie zdajemy sobie z tego sprawy albo wolimy o tym nie myśleć, jednak wszechobecny nadzór już stał się nieodłącznym elementem naszego życia. Niemal każda nasza aktywność jest monitorowana i rejestrowana. Dzieje się to dzięki tysiącom baz danych, kamerom monitoringu, telefonom komórkowym, cyfrowym śladom pozostawianym w Internecie. Nowoczesne narzędzia przenikają się z różnymi przejawami nadzoru „nietechnologicznego”. Krok po kroku jesteśmy oswajani z kolejnymi przejawami kontroli nad naszym życiem. I często przyjmujemy je jak cywilizacyjną konieczność, przed którą nie ma ucieczki.
Sam nadzór nie jest oczywiście niczym nowym – towarzyszy ludzkości od początku. Dziś jest on jednak znacznie bardziej rutynowy i zautomatyzowany. Systematyczne zbieranie, łączenie i wymiana informacji o każdym z nas uważane są za warunek funkcjonowania współczesnych państw i gospodarki. Nowym formom kontroli towarzyszą przemiany społeczne. Sami coraz bardziej pożądamy nadzoru: boimy się niepewności i pragniemy żyć w świecie uszytym na miarę.
Nadzór przynosi nam różnorodne korzyści: bardzo praktyczne (jak spersonalizowane usługi) i bardziej psychologiczne (jak poczucie kontroli czy przynależności). Cena nie wydaje się wygórowana, gdyż współczesne narzędzia kontroli zazwyczaj nie są zbyt uciążliwe. Trudno nam znieść uważne spojrzenie obserwującej nas osoby czy szczegółową rewizję osobistą, ale dość łatwo akceptujemy „wzrok” kamery monitoringu czy skanera. Większość z nas nawet nie zauważa nowych narzędzi nadzoru, co sprawia, że upowszechniają się one poza społeczną kontrolą. Wciąż nie rozumiemy związanych z nimi zagrożeń i nie umiemy się przed nimi bronić. Jako społeczeństwo nie wykształciliśmy jeszcze odpowiednich mechanizmów. Ani nawet języka adekwatnego do opisu nowych zjawisk.
Wielki Brat pozostaje najbardziej nośną metaforą nadzoru. Niestety Orwellowska wizja wszechwładnego państwa, bazującego na monopolu informacyjnym i dogłębnie kontrolującego życie swoich obywateli nie pozwala uchwycić wszystkich wyzwań współczesności. Naszej rzeczywistości bliżej często do realiów telewizyjnego Big Brothera, który nie trzyma już nikogo w zamknięciu i nie zmusza do posłuszeństwa, lecz selekcjonuje i pozbywa się ludzi, wzbudzając powszechny strach przed wykluczeniem. Współczesny nadzór jest też bardziej wszechobecny, rozproszony, płynny. Jedynym źródłem opresji nie jest omnipotentne państwo – wycofując się z kolejnych dziedzin życia, podzieliło się ono władzą z biznesem (wymykającym się obywatelskiej kontroli). Za to chętnie sięga po informacje o nas gromadzone na masową skalę przez prywatne firmy.
Kluczową metodą kontroli otacząjącej rzeczywistości staje się zarządzenie ryzykiem. Dotyczy to nie tylko populacji czy bazy klientów, ale również bezpieczeństwa. Zgodnie z nowym paradygmatem nie chodzi już o zidentyfikowanie jednostki, która zrobiła coś złego, ale o przewidzenie przyszłości. Nowe narzędzia są wykorzystywane do monitorowania społeczeństwa, przydzielania ludzi – na podstawie określonych cech i zachowań – do różnych grup ryzyka i namierzania potencjalnie niebezpiecznych jednostek. Zgodnie z tą filozofią każdy z nas jest potencjalnym podejrzanym. Zyskujemy jednak niewiele. Rzeczywistość uparcie wymyka się najwymyślniejszym algorytmom i pozostaje nieprzewidywalna.
Nasz świat stopniowo popada w obsesję zagrożenia. Ciągły wzrost nadzoru ma pomóc nam się przed nim uchronić. Krok po kroku rezygnujemy z kolejnych wymiarów wolności w nadziei, że to zapewni nam większe bezpieczeństwo. Często na próżno. Alternatywa „albo wolność, albo bezpieczeństwo” nie jest prawdziwa. Nadzór może służyć poprawie bezpieczeństwa, jednak równie często kryją się za nim zupełnie inne cele: polityczne bądź finansowe. Warto przynajmniej mieć tego świadomość.
Gdzie widzimy problem?
Oto nasza lista siedmiu „grzechów” społeczeństwa nadzorowanego:
Ingerencje w prywatność
Dyskryminacja i wykluczenie
Błędy systemu
Wzrost lęku, erozja zaufania
Maskowanie zamiast rozwiązywania problemów
Rozproszenie odpowiedzialności i bierność
Przymus zamiast etyki
Oto nasza lista siedmiu „grzechów” społeczeństwa nadzorowanego:
Ingerencje w prywatność
Współczesny nadzór coraz głębiej wnika w naszą prywatność. Szczegółowe informacje o podejmowanych przez nas aktywnościach zbierane są niemal w każdym miejscu i obszarze naszego życia: w pracy, w szkole, w sklepie czy komunikacji miejskiej. Coraz trudniej znaleźć miejsce, gdzie możemy się od tego odciąć: na osiedlu często obserwuje nas strażnik, a w samotnej wędrówce zazwyczaj towarzyszy „komórkowa smycz”. Nawet w toaletach możemy spotkać kamerę, a buszując w Internecie, w poczuciu bycia anonimowym, możemy być pewni, że pozostawimy po sobie setki cyfrowych śladów. Wszystkie te informacje o nas komuś i czemuś służą, ale zazwyczaj nie do końca wiemy komu i czemu. I nie mamy nad tym właściwie żadnej kontroli. Państwa i korporacje wiedzą o naszym życiu coraz więcej - informacyjna przepaść rośnie.
Dyskryminacja i wykluczenie
Współczesny nadzór opiera się na dzieleniu ludzi na kategorie. Na podstawie najrozmaitszych naszych cech (od wyglądu po odwiedzane strony internetowe) ocenia się, jakie stwarzamy zagrożenie dla bezpieczeństwa albo jaki jest nasz potencjał ekonomiczny – i przyporządkowuje do „odpowiedniej” szufladki. To nieuchronnie prowadzi do różnych form dyskryminacji i wykluczenia. Wiele bulwersujących przypadków ograniczenia praw ze względu na religię czy narodowość miało miejsce w ramach tzw. wojny z terroryzmem. Ale dyskryminujący wpływ nadzoru może dotknąć każdego z nas w codziennym życiu – w postaci odmowy dostępu do konkretnych miejsc czy usług albo konieczności zapłacenia zawyżonej ceny za kupowany produkt.
Błędy systemu
Mechanizmy dzielenia ludzi na kategorie nie są nieomylne. Nawet w przypadku najbardziej zaawansowanych metod statystycznych raz na jakiś czas musi się trafić ślepy strzał. Jego konsekwencje mogą być prozaiczne – ot, źle spersonalizowana internetowa reklama. Ale upowszechnianie się profilowania i oceny ryzyka w kolejnych sferach życia sprawia, że konsekwencje pomyłek mogą być o wiele poważniejsze. W Stanach Zjednoczonych wiele osób nie może korzystać z transportu lotniczego tylko dlatego, że na podstawie danych zebranych na ich temat (np. nazwiska, tras podróży) zostały uznane za podejrzane. To one muszą dowodzić swojej niewinności.
Wzrost lęku, erozja zaufania
Podstawowym sprzymierzeńcem współczesnego nadzoru jest strach. To on usprawiedliwia stawianie kolejnych płotów i murów, montowanie kamer, zatrudnianie strażników. Wszystko po to, by odseparować się od potencjalnego – i nie zawsze realnego – zagrożenia. Problemy z tym związane dobrze ilustruje rozwój zamkniętych osiedli i innych strzeżonych przestrzeni, w których spędzamy coraz większą część naszego życia. Dzięki odgrodzeniu się od otoczenia zyskujemy chwilowy komfort, ale na dłuższą metę zaczynamy bardziej bać się tego, co jest za płotem. Staje się on namacalnym dowodem na to, że wokół czai się zagrożenie, oddziela nas od innych, utrudnia budowanie relacji zaufania. To wszystko musi potęgować lęk i stwarza zapotrzebowanie na kolejne formy nadzoru.
Maskowanie zamiast rozwiązywania problemów
Nowe techniki nadzoru są przedstawiane jako panaceum na rozmaite problemy społeczne. Często zgadzamy się na ograniczenie naszej wolności w przekonaniu, że dzięki temu uda się zrealizować jakiś ważny cel. Kamery monitoringu mają pomóc rozprawić się ze złodziejami i wandalami, a blokowanie stron internetowych wyeliminować niepożądane treści z sieci. Jednak zazwyczaj narzędzia nadzoru tylko maskują objawy problemów, a nie rozprawiają się z ich przyczynami. Dzięki blokowaniu stron internetowych trudniej będzie trafić na niepożądane treści, jednak one wciąż będą dostępne dla każdego zainteresowanego. Kamera monitoringu nie zawróci nikogo z przestępczej drogi, ale może odwrócić naszą uwagę od potrzebnych działań prewencyjnych. Usunięcie problemu z pola widzenia nie sprawia, że on znika, wręcz przeciwnie – może narastać ze względu na to, że nie ma nacisku na jego rozwiązanie.
Rozproszenie odpowiedzialności i bierność
W przestrzeni kontrolowanej trudniej zmobilizować się do działania, kiedy widzimy coś złego. Czy może dziwić, że w pełnym kamer i strażników centrum handlowym liczymy, że znajdzie się powołana do tego osoba, która zainterweniuje w przypadku bójki czy kradzieży? Coraz więcej przestrzeni, w których żyjemy, poziomem nadzoru zaczyna przypominać centrum handlowe. Może to wywoływać nieprzewidziane skutki: sprzyjać nie tylko chwilowemu rozproszeniu odpowiedzialności, ale również utwierdzać nas w postawie bierności i poczuciu braku odpowiedzialności za to, co dzieje się wokół.
Przymus zamiast etyki
Nie rodzimy się z poczuciem odpowiedzialności za własne czyny – nabywamy je wraz z życiowym doświadczeniem. Wykształcenie się mechanizmów kontroli wewnętrznej wymaga pewnej swobody działania, przede wszystkim możliwości popełniania błędów i ponoszenia ich konsekwencji. Współcześnie od najwcześniejszego dzieciństwa jesteśmy poddawani coraz ściślejszej kontroli, która tę sferę swobody drastycznie ogranicza. Miejsce wychowania i wpajania wartości zajmuje przymus generowany przez nowe techniki kontroli. Zamiast kłaść nacisk na odpowiedzialność i standardy etyczne, promujemy bezrefleksyjny konformizm, który może zniknąć, gdy tylko poluźniony zostanie nadzorczy gorset.