
Pierwsza wizyta sekretarza stanu USA w Polsce, wypadająca w niecałe dwa tygodnie po ujawnieniu przez Edwarda Snowdena inwigilacji europejskich polityków, rozbudziła apetyt na wyjaśnienia. Tym bardziej, że jeszcze w ubiegły czwartek sam John Kerry przyznał, że USA w szpiegowaniu "zaszły za daleko", a premier Donald Tusk i minister Radosław Sikorski publicznie zapowiadali, że będą żądać wyjaśnień. Nic z tego. Dziś dowiedzieliśmy się tylko tyle, że Amerykanie zrobią przegląd swoich procedur, żeby były "przejrzyste i jawne", a służby skonsultują się między sobą, czy nie doszło do nadużyć…
Po ważnej dyplomatycznej wizycie na temat nurtujących nas problemów wiemy dokładnie tyle, ile wiedzieliśmy przed nią.
W komunikacie wysłanym przed spotkaniem szefów polskiej i amerykańskiej dyplomacji mogliśmy przeczytać, że Sikorski i Kerry „będą rozmawiać o perspektywie realizacji wspólnych projektów w sferze bezpieczeństwa”, „przedyskutują możliwości wzmocnienia polsko-amerykańskiej współpracy gospodarczej” oraz „wymienią poglądy na temat bieżącej sytuacji międzynarodowej”. Błyskotliwie skomentował tę watę słowną Mariusz Zawadzki, przywołując lata 80. i wizytę Gorbaczowa w PRL. Wówczas władze z wyprzedzeniem podały, o czym będą rozmawiać z dostojnym gościem, co wychwalano jako „przejaw nowej polityki informacyjnej i jawności życia społeczno-politycznego”. Wychodzi na to, że polska demokracja wciąż nie dorobiła się lepszych standardów: po ważnej dyplomatycznej wizycie na temat nurtujących nas problemów wiemy dokładnie tyle, ile wiedzieliśmy przed nią.
Od ostatniego szczytu UE trwają spekulacje, czy i w jakim celu Amerykanie podsłuchiwali europejskich przywódców. Angela Merkel zażądała wyjaśnień, a polskie media pół żartem, pół serio zastanawiały się, dlaczego na liście polityków pod specjalnym nadzorem nie ma polskiego premiera. Sam Donald Tusk zupełnie poważnie (tak przynajmniej mogło się wydawać) zapewniał, że „wprost zapytamy o to, czy tego typu praktyki dotyczyły także Polski”. Nikt jednak nie zareagował na dużo ciekawsze doniesienia dziennika El Mundo, który w oparciu o dokumenty ujawnione przez Edwarda Snowdena podał, że Polska jest w grupie 19 innych krajów, które ułatwiają NSA dostęp do informacji służb specjalnych. Mniej więcej w tym samym czasie Der Spiegel poinformował, że dane na temat 2-4 mln rozmów telefonicznych codziennie trafiają z Polski do NSA. Te doniesienia tylko utwierdziły nas w przekonaniu, że warto drążyć temat.
Czy polskie służby współpracują z amerykańskimi i czy dane polskich obywateli trafiają do NSA - pytaliśmy premiera i MSZ jeszcze we wrześniu.
O to, czy polskie służby współpracują z amerykańskimi i czy dane polskich obywateli trafiają do NSA, pytaliśmy premiera i ministra spraw zagranicznych jeszcze we wrześniu. Ponieważ nie odpowiedzieli, w październiku zadaliśmy im bardziej rozbudowane pytania w trybie dostępu do informacji publicznej. Mamy prawo wiedzieć, czy i w jakim zakresie polskie służby współpracują z amerykańskimi oraz jakie dane i na jakiej podstawie prawnej są przekazywane do USA. Premier i minister spraw zagranicznych poprosili o czas na odpowiedź do połowy grudnia. Tyle możemy poczekać. Tylko czy doczekamy się wreszcie merytorycznych odpowiedzi?
Dla MSZ liczy się współpraca i sojusz polityczny. A to, czy doszło do nadużyć, służby skonsultują między sobą.
Dzisiejsza konferencja prasowa z udziałem szefów dyplomacji - delikatnie mówiąc - nie napawa optymizmem. Mimo publicznej obietnicy wyjaśnienia sprawy, nie dowiedzieliśmy się niczego. To oczywiście nie wyklucza, że minister spraw zagranicznych słowa dotrzymał i o wyjaśnienia poprosił. W prywatnej rozmowie. Na pytanie dziennikarza o podsłuchy stosowane przez USA, odpowiedział: „Rozmawialiśmy o tym i zdecydowaliśmy o bliższych konsultacjach między naszymi służbami”. Radosław Sikorski dodał, że „sprawy współpracy wywiadowczej są dla nas bardzo ważne”. Tym samym minister jasno określił priorytety: liczy się współpraca i sojusz polityczny. A to, czy doszło do nadużyć, służby skonsultują między sobą.
Odpowiedzi na nurtujące nas pytania nie otrzymaliśmy również od strony amerykańskiej. W swoich publicznych wypowiedziach sekretarz stanu nie odniósł się ani do dokumentów ujawnionych przez Edwarda Snowdena, ani do trwającej w Unii Europejskiej dyskusji na temat rewizji istniejących porozumień o przekazywaniu danych (Safe Harbor, SWIFT). John Kerry poinformował jedynie, że prezydent Barack Obama zarządził przegląd działalności służb w kwestii inwigilacji europejskich polityków. I to musi nam wystarczyć. W tym momencie ważne są tylko interesy gospodarcze, dlatego Polska nie zamierza zawieszać ani od niczego uzależniać negocjacji nowego porozumienia o handlu i inwestycjach (TTIP), które ma być zawarte na poziomie europejskim.
Katarzyna Szymielewicz
Polecamy:
Panoptykon: Prywatność musi ustąpić interesom ekonomicznym
Komentarze
W tym całym bezpieczniackim
W tym całym bezpieczniackim biznesie są: podsłuchujący, podsłuchiwani no i wszelkiej maści TW i OZI. Ciekawe, do której grupy nalezą nasi politycy? Tak się tylko pytam pół żartem pół serio ;p
Polska dostarcza NSA od 2 do
Polska dostarcza NSA od 2 do 4 milionów rozmów telefonicznych dziennie. To pewnie w większości przechwycone rozmowy naszych sąsiadów, bo nie wierzę, ze mamy w Polsce 2-4 miliony Brunonów K., których musimy mieć pod kontrolą. Mniejszości religijne kojarzone z terroryzmem też chyba nie są liczone w milionach (chyba, że podsłuchuje się Babcie związane z pewna rozgłośnią z Torunia, ale one są raczej mocne w gębie). Ośrodek podsłuchowy w Świadkach Iławieckich podobno obejmuje podsłuchem teren o promieniu 1 tys. kilometrów, czyli w zasięgu jest np. Berlin (może p. Kanclerz Merkel też dało rade złapać?) i Moskwa.
Nie wiem czy uda się wyjaśnić
Nie wiem czy uda się wyjaśnić te całą aferę z podsłuchami (raczej jestem sceptyczny). Ale zachowanie p. ministra Sikorskiego w sprawie azylu dla Snowdena, w sprawie jego [Snowdena] przesłuchania przez niemieckich parlamentarzystów, ostatnia wizyta Kerry'ego pokazują dobitnie kto jest naszym Wielkim Bratem. To znaczy po 1989 było wiadomo, ale teraz to już wali totalnie po oczach. Zamieniliśmy jednego Wielkiego Brata na drugiego - trochę jak w przysłowiu - "zamienił stryjek siekierkę na kijek".
Dodaj komentarz