Co rząd wynegocjował z Facebookiem? „Noga w drzwi” prywatnej cenzury

Artykuł
11.12.2018
6 min. czytania
Tekst
Image

„Polska będzie pierwszym krajem, w którym użytkownicy Facebooka uzyskają możliwość weryfikacji odmowy dotyczącej odwołania od decyzji o blokadzie treści na ich profilu” – Ministerstwo Cyfryzacji z dumą informuje o porozumieniu, jakie zawarło z technologicznym gigantem. Co tak naprawdę udało się wynegocjować?

Nowy punkt kontaktowy dla polskich użytkowników Facebooka

Jeśli obawiacie się politycznej ingerencji w zasady moderowania treści na Facebooku, z całą pewnością jej tam nie ma. Niestety, jeśli liczycie na to, że rząd właśnie rozwiązał problem arbitralnego blokowania, też się rozczarujecie. Na dobry początek polscy użytkownicy zyskają punkt kontaktowy, który mówi w ich języku i gwarantuje szybkie wyjaśnienie sprawy.

Naruszenie zasad społeczności albo regulaminu na Facebooku naprawdę nie jest trudne. Codziennie przydarza się to aktywistom politycznym, organizatorom zgromadzeń, organizacjom społecznym i „zwykłym userom”. Nie trzeba wymyślnego hejtu, pornografii ani nawoływania do przemocy. Wystarczy, że facebookowy algorytm wyłapie nagość (której tym razem nie zakwalifikuje do kategorii „działalność artystyczna”), obrazy przemocy, dzieło chronione przez prawo autorskie albo słowo, które w języku portalu kojarzy się nielegalnie (choćby narkotyki). Sprawdzony przepis na blokadę tego, co przepuścił algorytm, to masowe zgłaszanie. Czasem wystarczy zmobilizowanie kilkuset znajomych, żeby coś, co przeszkadza zgłaszającemu, zniknęło z sieci.

Droga do przywrócenia zablokowanego konta lub treści przypomina raczej automat do gry niż obiektywny trybunał. Wszystkie protesty użytkowników, którym coś zablokowano, trafiają do jednego worka. Wystarczy jedno kliknięcie. Facebook daje wszystkim niezadowolonym prosty interfejs, ale odmawia im prawa głosu. Użytkownik nie ma gdzie napisać, dlaczego uważa, że jego treść czy konto zostały niesłusznie zablokowane. Aktywista, któremu portal odebrał narzędzie pracy, wciska ten sam przycisk co „zwykły user”, któremu wycięto fragment towarzyskiej rozmowy. Obaj czekają, aż maszyna przemieli protest i coś wypluje. Efektem przemielenia jest albo zdjęcie blokady (bez słowa wyjaśnienia), albo decyzja o jej utrzymaniu (również bez słowa wyjaśnienia). Ci, którzy nieodwołalnie stracili dostęp do swojego konta, mogą tylko zgadywać, jaki wpis czy zdarzenie o tym przesądziły.

Ze względu na swój zasięg i umowy z tysiącami stron – które traktują Facebooka jak autorytet potwierdzający cyfrową tożsamość użytkowników – ten portal stał się swoistą infrastrukturą do komunikacji społecznej. Jego decyzje dotyczące blokowania kont i treści mają przełożenie na to, jak wygląda internet dla miliardów ludzi. W sporze z taką platformą „zwykły user” nie ma najmniejszych szans. Trochę lepszą pozycję negocjacyjną mają politycy i regulatorzy, choć i tych technologiczny gigant potrafi zagonić do narożnika.

Kilkanaście miesięcy wcześniej ówczesna minister cyfryzacji Anna Streżyńska rzuciła Facebookowi regulacyjną rękawicę, pokazując założenia ustawy, która miała zmuszać portal do respektowania wolności słowa w granicach, jakie wyznacza polskie prawo. Wówczas chodziło o stworzenie szybkiej ścieżki sądowej dla użytkowników, którym Facebook odciął dostęp do usług, mimo że nie publikowali niczego nielegalnego. Projekt pojawił się na fali afery z ONR w roli głównej (Facebook zablokował konto tej organizacji ze względu na wykorzystywanie zakazanego symbolu falangi), więc krytyczne wobec rządu media pochopnie wszczęły alarm, doszukując się w nim zamachu na wolność w sieci. Tymczasem dla Streżyńskiej było jasne, że sieć społeczna kontrolowana przez Facebooka wolna wcale nie jest i – paradoksalnie – potrzebuje regulacyjnej interwencji, żeby tę wolność odzyskać. Prace nad jej pomysłem zostały zarzucone, bo na tamten moment polityczny był on zbyt kontrowersyjny.

Nadal sporo w rękach moderatorów

Wygląda na to, że Ministerstwo Cyfryzacji pod kierownictwem Marka Zagórskiego wyciągnęło wnioski z tamtej lekcji i już nie wybiera się na wojnę z technologicznym gigantem. Proponuje pokojowe porozumienie, a zarazem samo idzie na kompromis. Nie będzie szybkiej ścieżki sądowej, ale pojawi się punkt kontaktowy (zorganizowany przez NASK), do którego będzie mógł się zgłosić każdy, komu Facebook definitywnie zablokował konto lub treść. Punkt kontaktowy ma być bardziej przyjazny niż facebookowa „maszyna losująca”. Owszem, użytkownik będzie musiał udokumentować swoją sprawę (np. dostarczyć zrzuty ekranu z Facebooka), ale dostanie też szansę na przedstawienie własnych racji. Jeśli obsługa punktu kontaktowego uzna, że w grę wchodzi ograniczenie wolności słowa, przekaże wniosek o odblokowanie treści moderatorom Facebooka.

Tą drogą sprawa trafi do ponownego rozpoznania, tyle że sędzia zostanie ten sam: czy doszło do naruszenia wolności słowa, na koniec przesądzą zasady społeczności i interpretujący je moderatorzy (więcej o kulisach ich pracy). Główna zmiana sprowadza się do tego, że jeśli Facebook zdecyduje o utrzymaniu blokady, tym razem będzie musiał ją uzasadnić. Decyzja z uzasadnieniem ma trafić do punktu kontaktowego, a za jego pośrednictwem do samego użytkownika – w ciągu 72 godzin. A więc wreszcie się dowie, czy chodziło o „zakazane” słowa i symbole, czy może o to, że promował przemoc lub narkotyki.

Jak dostosować standardy Facebooka do polskiego prawa

Na papierze porozumienie Ministerstwa Cyfryzacji z Facebookiem nie wygląda imponująco. Nietrudno o wrażenie, że portal zachował pełnię władzy, a rząd – dodatkowe ciało do utrzymania ze środków publicznych, które co najwyżej odciąży facebookowych moderatorów. Tym bardziej że zakres spraw, jakimi będzie się zajmować punkt kontaktowy, jest na razie bardzo ograniczony (do organizowania zbiórek publicznych i zgromadzeń).

Robert Kroplewski – pełnomocnik ministra cyfryzacji i jeden z akuszerów porozumienia – zapewnia jednak, że intencje obu stron wykraczają poza to, co udało się sformalizować. Katalog spraw rozpatrywanych przez punkt kontaktowy ma się w bliskiej przyszłości poszerzyć, a stwierdzone przez jego obsługę przypadki naruszenia wolności słowa mają być przez facebookowych moderatorów traktowane priorytetowo. Nikt nie mówi tego wprost, ale ciche założenie jest takie, że treści, które przejdą przez sito punktu kontaktowego, będą po prostu przywracane. Wygląda na to, że Ministerstwo Cyfryzacji wsadziło nogę w uchylone drzwi i – stopniowo posuwając się dalej – liczy na to, że „dostosuje” facebookowe standardy do polskiego prawa. Cóż, pozostaje im kibicować.

Katarzyna Szymielewicz

Tekst ukazał się 30.11. w cyfrowym wydaniu Tygodnika Polityka.

Polecamy:

Czy porozumienie Ministerstwa Cyfryzacji z Facebookiem rozwiąże problem nadmiernego blokowania?

Pozostałe artykuły z serii „Wycieczki na zaplecze Internetu

Wspieraj naszą walkę o wolność i prywatność! Wpłać darowiznę na konto Fundacji Panoptykon.

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje danejakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności.