Inwigilacja pod kontrolą? Zacznijmy od informacji dla inwigilowanych
Kilka dni temu osoby w różnych miejscach Warszawy odebrały list z powiadomieniem, że zostały poddane kontroli operacyjnej. Jednak „Agencja Bezpieczeństwa Narodowego” nie istnieje – podobnie jak wskazane w powiadomieniu „Sąd Wojewódzki w Warszawie” i „ustawa z 1 kwietnia 2019 r.”. List przygotował Panoptykon w ramach kampanii „Podsłuch jak się patrzy”, w której zwraca uwagę na problem niekontrolowanej inwigilacji. Tak mogłoby wyglądać powiadomienie o inwigilacji rozsyłane poddanym jej osobom już po zakończeniu śledztwa.
Sprzeciw się inwigilacji bez kontroli. Podpisz petycję!
Służby muszą korzystać z narzędzi kontroli operacyjnej – zakładać podsłuchy czy sprawdzać lokalizację – żeby wykonywać swoje zadania. Jednak w Polsce nie ma nad ich działaniami żadnej kontroli, przez co zagrożone są prawa i wolności obywatelskie. Policjant może sprawdzić billingi osoby podejrzewanej o poważne przestępstwo równie łatwo jak billingi polityka, przedsiębiorcy czy żony kolegi, którą ten podejrzewa o zdradę. Dobry mechanizm kontroli pozwoli zapobiec nadużyciom i nie utrudni policji pracy. Rozwiązania z innych państw pokazują, że można połączyć kontrolę nad służbami ze skutecznym ściganiem przestępców. Taki list (od prawdziwej agencji) dostają np. obywatele i obywatelki Niemiec, którzy byli poddani inwigilacji.
Dzisiaj osoby, którym nie postawiono zarzutów, mogą dowiedzieć się o inwigilacji co najwyżej przypadkiem – tak jak aktywiści i dziennikarz, którzy opowiedzieli nam o swoich doświadczeniach. Wysłuchaj ich historii:
Kampania „Podsłuch jak się patrzy” realizowana jest z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.