Państwowy nadzór nad prywatną cenzurą - tak, ale z bezpiecznikami, które ochronią wolność słowa [opinia]

Artykuł
16.01.2025
6 min. czytania
Tekst
Image
Kobieta trzyma kartkę z napisem "no comment"

Pisaliśmy już o projekcie poszerzenia kompetencji Urzędu Komunikacji Elektronicznej o wydawanie nakazów blokowania nielegalnych treści. Po mediach szybko przetoczyła się burza o “cenzurę w sieci”. Szafowanie cenzurą dalej wydaje nam się przesadzone, ale wynika przecież z realnych obaw. Wysłaliśmy do Ministerstwa Cyfryzacji opinię, w której domagamy się bezpieczników chroniących wolność słowa.

Więcej o procedurze usuwania nielegalnych treści, którą zaproponowało Ministerstwo Cyfryzacji w artykule „Spór o wolność słowa w internecie, czyli spór o poszerzenie kompetencji UKE”.

Usuwanie nielegalnych treści i przywracanie niesłusznie blokowanych

Co się właściwie stało? W dużym skrócie (bez skrótu w podlinkowanym wcześniej artykule): Ministerstwo zaproponowało procedurę polegającą na zgłaszaniu nielegalnych treści do Urzędu Komunikacji Elektronicznej.

Prezes UKE miałby od 2 do 21 dni na wydanie decyzji o ewentualnej blokadzie treści. Decyzja byłaby wykonywana natychmiast, czyli dostawca usług pośrednich (np. platforma społecznościowa, hostingodawca czy operator telekomunikacyjny – dostawca internetu) miałby obowiązek uniemożliwić dostęp do danej treści, nie czekając na orzeczenie sądu administracyjnego. Tak przewiduje przynajmniej ostatnia wersja projektu, zauważyliśmy jednak, że Ministerstwo zadeklarowało w tym zakresie autopoprawkę, ale naszym zdaniem wciąż niewystarczającą.

Poza wydawaniem nakazów blokowania treści, projekt ustawy zawiera jednocześnie procedurę umożliwiającą UKE wydanie nakazów przywrócenia treści, które zostały błędnie usunięte przez dostawców usług pośrednich. O mechanizm nadzoru albo walki z prywatną cenzurą na platformach walczymy od lat (zob. sprawę SIN vs Facebook). Ten, komu taka platforma usunęła kiedykolwiek nagle, bez wyjaśnień i możliwości odwołania konto, ten rozumie, dlaczego. Sama idea jest bardzo dobra , ale szczegóły proponowanego rozwiązania i tu budzą wątpliwości.

Nie każdy niesłusznie zablokowany skorzysta z odblokowania treści

Projekt zawęża możliwości skorzystania z tej ścieżki do użytkowników, na których nałożono blokadę z uwagi na to, że „przekazywali potencjalnie nielegalną treść”. Tymczasem dzięki bazie danych prowadzonej przez Komisję Europejską, wiemy, że np. Facebook – w 99% przypadków uzasadnia  decyzję o zablokowaniu treści złamaniem swoich „standardów społeczności”, a nie prawa.

Z tego powodu mamy obawy, że użytkownicy, którym platformy zablokowały treści, odwołując się wyłącznie do swoich regulaminów nie będą mogli korzystać z tej procedury. W efekcie będzie ona dostępna jedynie dla nielicznych, którym platformy jako powód blokady wskażą naruszenie prawa. W takiej wersji proponowana ścieżka nie rozwiąże problemu nadmiernego blokowania treści przez platformy internetowe.

I jeszcze jedno. To, że projekt przewiduje „procedurę odblokowywania”, nie minimalizuje w żadnym stopniu ryzyk związanych z opisaną wcześniej procedurą wydania nakazów blokowania treści przez Prezesa UKE. 
Minister Gawkowski twierdzi, że nowa ścieżka „odpowiednio zabezpiecza wolność słowa”, ponieważ „gdy platforma internetowa błędnie usunie treści uznane za nielegalne, polski koordynator ds. usług cyfrowych [w tym wypadku UKE – przyp. Panoptykon] będzie mógł wydać nakaz przywrócenia tych treści”.

Tylko że to dwie różne drogi. Żeby ustawa w odpowiedni sposób chroniła wolność słowa, konieczne jest także wprowadzenie gwarancji do procedury wydawania decyzji o zablokowaniu treści przez Prezesa UKE, a nie tylko zapewnienie możliwości odkręcenia błędnej blokady narzuconej przez platformę. 

Potrafimy sobie wyobrazić prosty scenariusz pokazujący ryzyka: jakaś firma „w trosce o swój wizerunek w sieci” zgłasza komentarz krytycznie oceniający usługę, którą wykonała. Prezes UKE mógłby (bez wysłuchania stanowiska autora krytyki) uznać, że komentarz bezprawnie narusza dobra osobiste firmy i wydać nakaz zablokowania go. 

Autorowi komentarza nie pomoże więc procedura odblokowania treści. Odnosi się ona tylko sytuacji, gdy platforma sama z siebie zablokuje jakąś treść, ale nie ma zastosowania, jeśli zrobi to, pod wpływem nakazu pochodzącego od jakichkolwiek organów państwa.

Autor mógłby wówczas jedynie skorzystać z możliwości zaskarżenia decyzji do sądu administracyjnego.

Jak poprawić procedurę blokowania treści?

W idealnym scenariuszu decyzje dotyczące granic wolności słowa powinny podejmować sądy powszechne. Latem 2024 r. pojawiła się zresztą wersja projektu, która zakładała m.in. taką ścieżkę. Jednak w kolejnej wersji bardzo szerokie uprawnienia do blokowania treści w sieci, zamiast sądów, otrzymał Prezes UKE – organ, który dotychczas nie miał dotychczas żadnych kompetencji do rozstrzygania tego rodzaju sporów.

Jeśli miałby on faktycznie decydować w pierwszej linii o blokowaniu treści, uważamy, że należałoby przynajmniej zapewnić możliwość odwołania od tych decyzji do sądów powszechnych (a nie administracyjnych).

Poza zapewnieniem skutecznej kontroli sądowej, mamy też kilka innych pomysłów, jak zminimalizować ryzyka dla wolności słowa wynikające z proponowanej procedury.

Konieczne jest naszym zdaniem: 

  • ograniczenie zakresu wydawanych nakazów. Na przykład zawężenie zakresu naruszeń, które ma rozpatrywać Prezes UKE, a także ograniczenie kręgu podmiotów, których ma dotyczyć zakaz – tak, aby nie było możliwe blokowanie całych stron przez operatorów telekomunikacyjnych.
  • Umożliwienie zajęcia stanowiska przez autora blokowanej treści przed wydaniem decyzji Prezesa UKE.
  • Wprowadzenie gwarancji pluralizmu i wiedzy eksperckiej w działaniu Prezesa UKE.
  • Ograniczenie możliwości natychmiastowego wykonania decyzji Prezesa UKE do wyjątkowych przypadków.

Szczegółowo nasze postulaty rozpisaliśmy w opinii dla Ministerstwa Cyfryzacji, którą dziś złożyliśmy wspólnie z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. 
 

Dominika Chachuła
Współpraca

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje danejakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności.