Artykuł 15.01.2025 9 min. czytania Tekst Image Ostatnia prosta we wdrożeniu aktu o usługach cyfrowych (Digital Services Act, DSA) w Polsce przynosi ciągle powracające pytanie: czy walka z hejtem i ochrona wolności słowa się wykluczają? Według nas nie, ale Ministerstwo Cyfryzacji dorzuca do projektu procedurę, która niepokoi.W niedzielę 12.01.2025 r. w Dzienniku Gazecie Prawnej ukazał się artykuł z naszym komentarzem Internet do cenzury. Polska chce przyjąć przepisy, które są niebezpieczne dla wolności słowa. Poniżej rozwijamy temat w szczegółach.Wdrożenie DSACzy grozi nam cenzura? Clickbajty na bok, ale jednak coś jest na rzeczy. Nawet jeśli Ministerstwo Cyfryzacji przekonuje, że „walczy jedynie z bezprawnymi treściami w sieci”, trudno przejść obojętnie nad tym, jakie ta walka może mieć w praktyce konsekwencje dla wolności słowa.Na początek ważny fakt, szczególnie dla osób, które są zaniepokojone hasłami o cenzurze. To, o czym dzisiaj piszemy, nie jest wymysłem Unii Europejskiej. Owszem, procedura walki z nielegalnymi treściami w sieci została zaproponowana przez Ministerstwo Cyfryzacji w ramach wdrażania aktu o usługach cyfrowych, ale szczegółowe procedury Unia pozostawia do decyzji państw członkowskich. DSA narzuca pewne kryteria, jakie mają spełniać nakazy podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom wydawane przez organy państwowe wobec dostawców usług pośrednich w sieci – ale o tym, jaki organ, kiedy i na jakich warunkach może wydać taki nakaz, decydują same państwa.Walka z hejtem w sieci nie może być obosiecznym mieczemOsoby, które stają się celem publicznych ataków w sieci, na przykład mowy nienawiści, zdane są na łaskę platform internetowych, które arbitralnie decydują, jakie treści usunąć, a jakie zostawić. Akt o usługach cyfrowych i polska ustawa wdrażająca to rozporządzenie (formalnie jest to „projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną [uśude] oraz niektórych innych ustaw”) miały tę relację zmienić. Osoby – zarówno te hejtowane (i ignorowane przez dostawców usług w sieci), jak i te blokowane, powinny mieć możliwość odwołania się od decyzji platformy do niezależnego organu . Najlepiej też, żeby taka ścieżka była szybka i łatwo dostępna dla wszystkich osób, które poczują się pokrzywdzone.Co zatem poszło nie tak w propozycji Ministerstwa Cyfryzacji?Ministerstwo zaproponowało ścieżkę polegającą na zgłaszaniu nielegalnych treści (bezprawnego naruszenia dóbr osobistych, praw własności intelektualnej i treści spełniających znamiona przestępstw i wykroczeń) do Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (art. 11.a 1–2, 4). Prezes UKE miałby od 2 do 21 dni (w zależności od sytuacji) na wydanie decyzji. Decyzja ta byłaby natychmiast wykonalna – czyli dostawca usług pośrednich (np. platforma społecznościowa, hostingodawca czy operator telekomunikacyjny – dostawca internetu) miałby obowiązek „uniemożliwić dostęp” do danej treści, nie czekając na orzeczenie sądu administracyjnego, do którego taką decyzję usługodawca będzie mógł zaskarżyć.Zwracamy uwagę, że nakaz może dotyczyć wszystkich kategorii dostawców usług pośrednich. Teoretycznie oznacza więc możliwość nakazania blokowania zarówno komentarzy w mediach społecznościowych przez platformy internetowe, jak i całych stron przez operatorów telekomunikacyjnych.Dlaczego uważamy, że sam Prezes UKE nie powinien być obecnie moderatorem internetu?Temat wdrożenia DSA w Polsce dotychczas nikogo specjalnie nie interesował. Może poza przelotnym epizodem, gdy Dziennik Gazeta Prawna zauważył, że przez spóźnione wdrożenie DSA i – w konsekwencji – brak polskiego koordynatora ds. usług cyfrowych nie ma komu rozstrzygnąć, czy Librus jest platformą w rozumieniu przepisów i czy w związku z tym musi przestrzegać zakazów, które rozporządzenie wprowadza dla tej kategorii usługodawców internetowych (np. czy może w swojej aplikacji wyświetlać dzieciom profilowane reklamy).DSA miało wzmocnić prawa użytkowników i użytkowniczek sieci w relacji z platformami internetowymi. Największe z nich krytykowano z jednej strony za niesłuszne blokowanie treści, które nie naruszały prawa, a z drugiej – za niereagowanie na hejt.Zaproponowana przez Ministerstwo Cyfryzacji procedura nie rozwiązuje tego problemu, a na dodatek obok „prywatnej cenzury” platform internetowych będzie groziła nam „cenzura państwowa”. Zgodnie z obecnym projektem Prezes UKE uzyska ogromną władzę nad obiegiem treści w Internecie. Proponowana procedura nie rozwiązuje też naszym zdaniem problemu osób niesłusznie blokowanych na platformach na podstawie ich regulaminów.A konkretniej?Wątpliwości budzą gwarancje niezależności Prezesa UKEZgodnie z art. 415 prawa komunikacji elektronicznej Prezesa UKE powołuje Sejm zwykłą większością głosów na wniosek Prezesa Rady Ministrów. Prezes UKE co prawda może być odwołany przed upływem 5-letniej kadencji tylko w przypadkach określonych w ustawie, lecz jedna z przesłanek ma dość niedookreślony charakter (jest to „cieszenie się nieposzlakowaną opinią”). Co więcej, odwołanie przed upływem kadencji również dokonywane jest przez zwykłą większość sejmową na wniosek Prezesa Rady Ministrów.Nie można więc bagatelizować tego, że dominująca akurat siła polityczna ma istotny wpływ na wybór Prezesa UKE i w związku z tym powinny istnieć silne gwarancje zabezpieczające przed wykorzystywaniem nowych uprawnień do np. „sprzątania” Internetu na polityczne zamówienie. Albo po prostu do podejmowania arbitralnych decyzji, które mogą prowadzić do nadmiarowego blokowania np. krytycznych opinii w sieci.Urząd Komunikacji Elektronicznej nie miał też dotychczas żadnego doświadczenia w rozstrzyganiu sporów z zakresu wolności słowaCzy będzie mieć odpowiednie zasoby, żeby zbudować kompetencje potrzebne do rzetelnej oceny trafiających do niego spraw z zakresu np. ochrony dóbr osobistych, zniesławienia, znieważenia (także znieważenie Prezydenta) czy obrazy uczuć religijnych?Czy faktycznie taki urząd będzie w stanie prawidłowo rozstrzygać, czy usunąć treści wypełniające znamiona wykroczeń polegających na „umieszczeniu nieprzyzwoitego rysunku lub napisu w miejscu publicznym” lub „używaniu słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym”? Są to kwestie dość odległe od aktualnych zadań urzędu jako regulatora rynku komunikacyjnego.Ryzyko nadużyć, brak udziału autora treści w postępowaniuWidzimy wiele elementów, które w razie braku jakichkolwiek bezpieczników mogą zwiększać ryzyko nadużyć:szeroki zakres „nielegalnych treści”, którymi ma się zajmować Prezes UKE (naruszające dobra osobiste, prawo własności intelektualnej, treści stanowiące przestępstwa, wykroczenia);szeroki katalog osób, które będą mogły zainicjować postępowanie – w przypadku treści wypełniajacych znamiona czynu zabronionego z wnioskiem do Prezesa UKE będzie mógł zwrócić się każdy użytkownik (czy Ministerstwo słyszało o znanym z platform społecznościowych zjawisku abbusive flagging campaigs – zorganizowanych kampaniach zgłaszania treści, które nie podobają się pewnym grupom, choć wcale nie są nielegalne?);ograniczone postępowanie dowodowe, które ma prowadzić Prezes UKE;decyzja ma być wykonywana natychmiast – chociaż rząd w tym wypadku zapowiedział już zmiany (czekamy na nie);brak udziału autora treści w postępowaniu, chociaż to w jego prawa najsilniejszej uderzy nakaz zablokowania treści. Autor nie będzie miał szansy na przedstawienie swojego stanowiska, które przecież może mieć bardzo istotne znaczenie dla oceny bezprawności treści. Jak Prezes UKE miałby rzetelnie ją ocenić bez tego elementu?Autor nie będzie mógł zaskarżyć decyzji o blokadzie Autor nie będzie mógł przedstawić swojego stanowiska przed wydaniem decyzji o blokadzie. [zmiana o godz. 18:16, dnia 15.01.25] - skargę będzie mógł złożyć jedynie dostawca usługi, który ma przecież inne interesy niż autor treści i przede może nie mieć motywacji, żeby kwestionować wydawane przez UKE nakazy przed sądem.Kontrolę nad decyzjami UKE będzie mieć sąd administracyjny. Przy tej specyfice spraw uznajemy to za niewystarczające. Sądy administracyjne, w przeciwieństwie do sądów powszechnych, nie są organami doświadczonymi w rozstrzyganiu sporów z zakresu swobody wypowiedzi. W dodatku ograniczają się do badania legalności podjętej decyzji jako takiej, bez prowadzenie postępowania dowodowego i merytorycznej oceny samego sporu. Sąd administracyjny nie będzie więc ważył wartości i oceniał, czy np. zakwestionowana jako bezprawne naruszenie dóbr osobistych krytyka była nadużyciem, czy może jeszcze mieściła się w ramach wolności słowa. W końcu wdrożenie DSA przedmiotem medialnej dyskusjiDla Panoptykonu jednak ta batalia trwa już wiele lat – o prawa użytkowników i użytkowniczek w relacji w platformami internetowymi upominaliśmy się, jeszcze zanim Komisja Europejska przedstawiła pierwszy projekt aktu o usługach cyfrowych w 2019 r.Natomiast losom samego wdrożenia tych przepisów w Polsce przyglądamy się konsekwentnie od 2023 r. Prace nad obecnym projektem śledzimy od ok. roku.Dlaczego po roku prac nad wdrożeniem nagle rozpętała się burza? I czy jest to burza w szklance wody? Naszym zdaniem – nie. Problem jest poważny, a temat powinien zainteresować nie tylko osoby na co dzień zajmujące się prawem.W efekcie zamiast arbitralnej decyzji platformy możemy mieć arbitralną decyzję urzędnika lub urzędniczki. Nie o taki nadzór nad platformami walczyliśmy.Hmm. Zaprawdę, jeśli to zostanie przyjęte w ustawie w takim kształcie, to wpłacajcie nam więcej darowizn, bo będziemy musieli zatrudnić w Panoptykonie sztab ludzi wyłącznie do odpisywania na maile w sprawach o niezasłużoną blokadę konta od Prezesa UKE... Anna Obem Autorka Dominika Chachuła, Dorota GłowackaWspółpraca Linki i dokumenty Projekt uśude 13.12.2024225.03 KBvnd.openxmlformats-officedocument.wordprocessingml.document Stanowisko ws. projektu ustawy implementującej Akt o usługach cyfrowych z dn. 13 grudnia 2024 r. (art. 11a) 368.52 KBpdf Temat Odpowiedzialność pośredników za treści w Internecie prawo wolność słowa prawo autorskie Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje dane i jakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Leave this field blank Zobacz także Artykuł ACTA 2 czy Internet dla ludzi? Przekonaj europosłów do głosowania przeciwko artykułowi 13 Już wkrótce w europarlamencie odbędzie się głosowanie nad dyrektywą, która nakaże platformom filtrowanie wszystkich treści zamieszczanych przez użytkowników. Prawa twórców powinny być chronione, ale nie kosztem wolności słowa i nie za cenę wzmocnienia roli Facebooka i Google’a jako policjantów… 07.03.2019 Tekst Artykuł Inwigilacja w Polsce narusza twoje prawa. Ważny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Niekontrolowana inwigilacja narusza prawo obywateli i obywatelek do prywatności. W precedensowym wyroku Europejski Trybunał Praw Człowieka zwraca uwagę na brak kontroli nad działaniami służb i zbyt łatwy dostęp służb do danych telekomunikacyjnych. Skarżący – aktywiści i adwokat – oczekują reakcji… 28.05.2024 Tekst Artykuł GOV.PL bez Google Analytics. Co z pozostałymi stronami instytucji publicznych? Ministerstwo Cyfryzacji po wewnętrznej analizie doszło do wniosku, że na portalach rządowych nie powinno osadzać się skryptów Google Analytics. Wciąż nie mamy jasnej deklaracji o sformułowaniu zaleceń używania narzędzi na innych stronach administracji publicznej. 21.08.2024 Tekst
Stanowisko ws. projektu ustawy implementującej Akt o usługach cyfrowych z dn. 13 grudnia 2024 r. (art. 11a) 368.52 KBpdf