Artykuł 10.10.2013 4 min. czytania Tekst Image Najwyższa Izba Kontroli opublikowała od dawna zapowiadany raport z kontroli służb i innych organów uprawnionych do sięgania po nasze billingi. Do zmierzenia się z tematem zainspirowały ją niepokojące doniesienia medialne, krytyczne opinie organizacji pozarządowych (w tym Fundacji Panoptykon) i od lat rekordowe wyniki Polski w „billingowaniu” na tyle innych krajów Unii Europejskiej. Niestety, nadal nie wiemy, czy rzeczywiście jesteśmy najbardziej inwigilowanym narodem w UE, ani czy służby mają rację, sięgając tak często po nasze dane telekomunikacyjne.O tym, że jest problem z dostępem do billingów, wiemy i mówimy głośno od trzech lat. Dzięki danym udostępnianym przez Urząd Komunikacji Elektronicznej, po raz pierwszy w 2010 roku, dowiedzieliśmy się, że polskie organy biją swoje zagraniczne odpowiedniki na głowę, a dokładnie o rząd wielkości, w dyscyplinie pobierania danych telekomunikacyjnych. Takie odkrycie nie mogło przejść bez echa. W mediach na chwilę zrobiło się gorąco, a my zaczęliśmy powoli i mozolnie drążyć temat. Po dwóch latach zadawania pytań – przede wszystkim tym, którzy sięgają po billingi i dane abonenckie – okazało się, że sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. W zasadzie każdy z sięgających i każdy z udostępniających dane liczy owe „zapytania” trochę inaczej, a UKE nie ma narzędzi, żeby wymusić spójne sprawozdania i narzucić jedną metodykę. W efekcie nadal nie wiemy, jaka jest rzeczywista skala ingerencji służb w naszą prywatność. Ani czemu to wszystko służy... Najwięcej o problemie (braku) kontroli nad służbami mówi to, czego w raporcie nie ma Ten wniosek potwierdził raport NIK, w którym prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, jako jedyny z kontrolowanych organów, został oceniony negatywnie. W raporcie czytamy, że „(j)akiekolwiek wnioskowanie statystyczne o zakresie retencji danych w Polsce, jest, w ocenie NIK, nieuprawnione”. Ale to nie jedyny wniosek, w którym Najwyższa Izba Kontroli potwierdziła diagnozy Fundacji Panoptykon. Najwięcej o problemie (braku) kontroli nad służbami mówi to, czego w raporcie nie ma. Okazało się, że w sprawie zasadniczej – czyli zasadności sięgania po nasze dane telekomunikacyjne – nawet NIK ma związane ręce. Kontrolerzy nie mogli zajrzeć ani do akt sądowych, ani do teczek operacyjnych. Z jednej strony ograniczała ich zasada niezawisłości sędziowskiej, z drugiej - tajność działania służb. Powinniśmy się cieszyć, że niezależny i dociekliwy organ kontrolny zgodził się z naszymi rekomendacjami: niezbędna jest kompleksowa reforma przepisów regulujących działanie służb, bo w demokratycznym państwie prawa nie może być tak, że nikt ich nie kontroluje. Nareszcie, czarno na białym. Jednak trudno o optymizm, skoro tę samą mantrę od lat powtarzają organizacje pozarządowe, media, Rzecznik Praw Obywatelskich i GIODO, a rząd dalej nic. Czy raport NIK będzie tym ostatnim ziarenkiem, które przeważy szalę i zapoczątkuje realne zmiany? W worku o nazwie „dostęp do danych telekomunikacyjnych” są dziś instrumenty o różnym stopniu ingerencji w naszą prywatność Żeby się przekonać, jeszcze trochę będziemy musieli poczekać. Minister Spraw Wewnętrznych obiecywał, że przygotuje ustawę „przeciw Wielkiemu Bratu”, która ucywilizuje kompetencje służb w zakresie korzystania z danych telekomunikacyjnych. Ale szybko z zapowiedzi się wycofał. Na nasz wniosek o dostęp do informacji publicznej z końca września MSW odpowiedziało, że aktualnie nie prowadzi prac legislacyjnych w obszarze retencji danych. Co jest to zrobienia? Trzeba nie tylko stworzyć niezależne, zewnętrzne mechanizmy kontroli, ale też zrobić to w taki sposób, żeby pracy służb nie sparaliżować. W worku o nazwie „dostęp do danych telekomunikacyjnych” są dziś instrumenty o różnym stopniu ingerencji w naszą prywatność: od sprawdzenia, do kogo należy numer, przez analizę powiązań między ludźmi na podstawie billigów, aż po ustalenie lokalizacji w czasie rzeczywistym. W zasadzie każdy z tych instrumentów zasługuje na inny poziom, czy wręcz inny model kontroli. Z tym matriksem jeszcze w tym roku ma się zmierzyć Trybunał Konstytucyjny. Bardzo na to liczymy, bo innego chętnego na horyzoncie nie widać. Katarzyna Szymielewicz Katarzyna Szymielewicz Autorka Temat retencja danych służby bezpieczeństwo prawo Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Zobacz także Artykuł Krok bliżej implementacji dyrektyw: policyjnej i PNR Posunęły się prace nad implementacją do polskiego prawa dwóch unijnych dyrektyw, wchodzących w życie w maju. 16.04.2018 Tekst Podcast „Używam telefonu, na którym był Pegasus”. Rozmowa z inwigilowaną prokuratorką Ewą Wrzosek W Panoptykonie jesteśmy przyzwyczajeni do sytuacji, w której funkcjonariusze państwowi twierdzą, że inwigilacja w Polsce jest pod kontrolą albo nie jest nadużywana. A co w sytuacji, kiedy to funkcjonariuszka staje się ofiarą inwigilacji? 07.04.2022 Dźwięk Artykuł Czy dostęp służb do informacji finansowych może być pod kontrolą? Ministerstwo Finansów pracuje nad wdrożeniem przepisów unijnych, które mają ułatwić organom ścigania zdobywanie informacji, gdzie Polki i Polacy przechowują pieniądze. Decyzja, że powstanie System Informacji Finansowej, zapadła: teraz rząd może jedynie zadbać o gwarancje, które ochronią obywateli i… 07.01.2021 Tekst