Luddysta z licencją na zabijanie

Artykuł
11.11.2015
4 min. czytania
Tekst
Image

Nowy film o przygodach Jamesa Bonda to nie tylko piękne ujęcia, efektowne sceny i przewidywalna intryga. Reżyser, Sam Mendes, opowiada historię współczesnego człowieka, który musi zmagać się z coraz mniej zrozumiałą, a zarazem przygniatającą rzeczywistością. Tym razem agent 007 przeciwstawia się zmianom, które mają doprowadzić do stworzenia globalnego programu masowej inwigilacji…

Anglia, XIX wiek. Nocami do zakładów przemysłowych wdzierają się zamaskowane postaci uzbrojone w kosy, kamienie i kije. Tłum śpiewa pieśń, której słowa w wolnym tłumaczeniu brzmią tak: „Szkodliwe te maszyny związek nasz skazał na śmierć, a Ludd, który zgnieść może każdego przeciwnika, dokonał egzekucji”. To luddyści – chałupnicy, drobni rzemieślnicy i zarazem pierwsze ofiary rewolucji przemysłowej. Protestują przeciwko powszechnemu wykorzystywaniu mechanicznych krosien oraz przędzalni. Masowa produkcja, która jest konsekwencją postępu technologicznego, doprowadziła do obniżenia pensji i znacznego pogorszenia warunków pracy. Luddyści utożsamiają swoje problemy z rozwojem, dlatego też niszczą maszyny.

Znając historię luddystów, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w nowym filmie James Bond ma w sobie coś z XIX-wiecznych pogromców mechanicznych krosien. Jak w prawie każdej opowieści o najsłynniejszym agencie Jej Królewskiej Mości, tak i w najnowszym filmie światu zagrażają złoczyńcy, którzy chcą wprowadzić chaos oraz rządy terroru. Tym razem do realizacji swojego celu chcą użyć technologii służących do totalnej i zmasowanej inwigilacji. Wszechwiedzący system ma zostać stworzony przez służby wywiadowcze dziewięciu najpotężniejszych państw świata – zaś tajna organizacje Spectre planuje przejąć nad nim kontrolę.

Gromadzenie, analiza danych i algorytmy mają zastąpić dotychczasowy ład, a program 00 (elitarna siatka agentów z licencją na zabijanie) ma ulec likwidacji. Bond ucieleśnia więc przeszłość, która zaczyna pękać pod naporem nowoczesnych rozwiązań i postępu. Bohater posługuje się klasyczną bronią i sam – bez żadnych algorytmów – decyduje, kogo uśmiercić, a kogo nie. Z kolei, większość złych bohaterów filmu (wydaje się uosabiających przyszłość) otoczona jest gadżetami, supernowoczesnymi robotami oraz wnętrzami ze szkła i betonu. To oni też dążą do stworzenia systemu masowej inwigilacji. W swoim nowym filmie Mendes mocno podkreśla różnice między „starym” a „nowym” i nadaje im wręcz moralny wymiar.

W tym kontekście niezwykle symboliczna jest scena zniszczenia centrum informatycznego organizacji, z którą 007 walczy. Agent Jej Królewskiej Mości wraz z partnerką, ubrani niczym bohaterowie Pożegnania z Afryką, jadą na spotkanie z wrogiem eleganckim pociągiem, który z kolei mógłby stanowić element scenografii do filmu Morderstwo w Orient Ekspresie. Docierają na środek marokańskiej pustyni, gdzie lśnią metalowe kopuły i anteny satelitarne, a członkowie Spectre analizują dane pochodzące z całego świata. I tak jak luddyści niszczyli mechaniczne krosna, tak Bond doprowadza do destrukcji supernowoczesnych narzędzi powszechnej inwigilacji.

Nowy film o 007 jest przede wszystkim klasycznym przedstawicielem gatunku filmów akcji, ale podnosi też ważne pytania dotyczące współczesności. Uosabiający źle rozumiany postęp wróg chce – bez względu na koszty – stworzyć megasystem informatyczny ogarniający cały świat. W konsekwencji ma to doprowadzić do powstania nowego, niedemokratycznego ładu społecznego. Oczywiście, Spectre czy inna tego typu organizacja nie istnieje, ale być może wcale nie musi. I bez niej rzeczywistość daje wiele przykładów na to, jak technologie są wykorzystywane do tłamszenia naszej wolności. Za tym zjawiskiem nie stoi jedna osoba czy instytucja, ma ono raczej charakter samonapędzający się.

W swoim dziele Mendes pozwolił głównym bohaterom na, przynajmniej chwilowe, zniszczenie „negatywnych” oznak nowoczesności. Mimo to nowy film o 007 jest niezwykle pesymistyczny. Brytyjski reżyser – którego trudno posądzać o konserwatyzm – krzyczy wręcz, że musimy przystanąć i sięgnąć do starych wzorców. Czy zatem, by uporać się z tym wszystkim, co złe w postępie technologicznym, musimy wrócić do przeszłości? A jeżeli tak, to do jakiej? Na to Sam Mendes nie daje już odpowiedzi.

Jędrzej Niklas

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.