28 stycznia: dzień ochrony danych osobowych

Artykuł
28.01.2010
5 min. czytania
Tekst

O tym co ochrona danych osobowych ma wspólnego z nadzorem

Dla Panoptykonu, jako organizacji, kluczowe znaczenie ma pojęcie nadzoru. W społeczeństwie nadzorowanym – czyli takim, w którym nadzór staje się coraz bardziej wszechobecny – ograniczenia naszej wolności, naruszenia prawa do prywatności czy dyskryminacja są właściwie wpisane w sam system. Narzędzia, jakie wykorzystywane są do nadzorowania społeczeństwa mogą mieć różny charakter, jednak współcześnie nadzór odbywa się w dużej mierze za pomocą zbierania informacji o jednostkach (i całych grupach), czyli właśnie poprzez gromadzenie danych osobowych.

Ochronę danych osobowych łączy się z szerszym pojęciem prywatności. Ochrona różnych elementów sfery prywatnej ma w naszej kulturze prawnej dość długą tradycję (np. mir domowy, tajemnica korespondencji, ochrona czci), jednak samo abstrakcyjnie rozumiane prawo do prywatności ma dość krótką historię. Zwykle za jego ojców uznaje się Samuela Warrena i Louisa Brandeisa – amerykańskich prawników, którzy w opublikowanym w 1890 roku artykule „The Right to Privacy” wyłożyli swoją koncepcję tego pojęcia.

Sama ochrona danych osobowych ma jeszcze krótszą tradycję. W krajach zachodnich problem tworzenia i wykorzystywania zbiorów danych o jednostkach stał się przedmiotem zainteresowania prawników i ustawodawców w latach 70. Miało to oczywiście związek z postępem technologicznym, jaki dokonał się w drugiej połowie XX wieku. Rozmaite rejestry funkcjonowały wprawdzie już dużo wcześniej, jednak manualne przetwarzanie zawartych w nich danych zawsze stanowiło naturalne ograniczenie możliwości ich wykorzystania. Obecnie technologia pozwala nie tylko na coraz sprawniejsze gromadzenie ogromnych ilości informacji, ale również na ich wymianę, koncentrację i kojarzenie na niespotykaną do tej pory skalę.

Powinniśmy zatem zdać sobie sprawę z tego, jaki wpływ na nasze życie, ma rozwój technologii wykorzystywanej do przetwarzania informacji. Jeżeli myślimy o wolności i prywatności, to wpływ ten jest naprawdę zasadniczy. Pierwszoplanowe znaczenie ma związek informacji z władzą i jej wykorzystanie do nadzorowania jednostek oraz całego społeczeństwa. Dzięki zastosowaniu technologii nadzór staje się również coraz mniej widoczny i dokuczliwy (w końcu będzie można zrezygnować z meldunku, skoro praktycznie wszystkich można będzie skutecznie namierzyć dzięki telefonom komórkowym), postępuje metodą małych kroków (tak by nie wywołać oporów społeczeństwa, lecz oswajać je ze wzrostem kontroli), przedstawiany jest jako pewna cywilizacyjna konieczność, naturalny i nieunikniony etap rozwoju.

Dobrze ilustruje to zjawisko – na pozór dość nieistotny – przykład wprowadzania w kolejnych polskich miastach kart miejskich, za pomocą których zbiera się informacje o mieszkańcach. Argument „wszyscy zbierają, czemu nie my” zdaje się unieważniać pytanie „po co to jest właściwie potrzebne?”. Ludzi są oswajani są z tym, że elementy informacji o nich gromadzone są przez różne podmioty. Ograniczenia wprowadza się najczęściej stopniowo: najpierw przewiduje się możliwość wyboru, który z czasem właściwie zanika; krok po kroku zwiększa się również funkcjonalność kart, czyli zakres usług, z których za jej pomocą można (czy też trzeba) korzystać (parking, basen, muzeum itd.). W praktyce oznacza to po prostu zdobywanie i gromadzenie coraz większej ilości informacji o obywatelach, o ich zwyczajach, rozrywkach, obowiązkach, miejscach, w których przebywają. Wszystko oczywiście dla ich dobra.

Niestety przykłady, często dużo bardziej poważne, można mnożyć. Strategia gromadzenia coraz większej ilości danych jest bowiem coraz bardziej powszechna, nawet wtedy, gdy ze względu na różnego rodzaju ograniczenia nie jest ona do końca skuteczna. Oczywiście bardzo ważnym aktorem jest tutaj państwo, które przez swoje agendy albo za pośrednictwem innych podmiotów dąży do zgromadzenia coraz większej ilości informacji o swoich obywatelach. Bardzo często impulsem do podejmowania tego typu działań są regulacje Unii Europejskiej. Zdarza się jednak również, że polski prawodawca wykorzystuje unijne prawo jako pretekst do wprowadzenia jeszcze dalej idących rozwiązań (tak było np. w przypadku retencji danych telekomunikacyjnych). Następnym problemem są coraz bardziej realne plany tworzenia kolejnych super-baz (często poprzez integrację dotychczas istniejących), w których gromadzony byłyby naprawdę ogromny zakres danych. Warto wspomnieć tu chociażby o projekcie pl.ID, nowej zintegrowanej bazie GUS-u, Systemie Informacji Oświatowej.

Ogromne ilości danych są gromadzone również przez podmioty prywatne. W tym przypadku zresztą polityka zdobywania informacji wydaje się najbardziej czytelna: widać, że informacja jest towarem o konkretnej wartości rynkowej, pozwala na zwiększenie kontroli nad zachowaniami klientów, co przekłada się na zysk. Rachunek ekonomiczny oraz dążenie do efektywności decyduje również o tym, że wielu pracodawców decyduje się na inwigilację własnych pracowników. Zazwyczaj dzieje się to w sprzeczności z prawem, które w tym zakresie jest dość restrykcyjne. Ostatnia inicjatywa GIODO idzie jednak w kierunku uelastycznienia kodeksu pracy i rozszerzenia możliwości zdobywania informacji o pracownikach. Oczywiście można mieć zastrzeżenia do obowiązujących rozwiązań jako oderwanych od rzeczywistości, jednak zadać sobie trzeba pytanie, czy rozwiązania proponowane przez GIODO zmierzają we właściwym kierunku. Czy dobrze wyważono interesy pracowników i pracodawców? I czy poluzowanie nie zostanie odebrane jako całkowite przyzwolenie na inwigilacje? Już teraz bowiem wielu pracodawców stosuje bardzo inwazyjne środki kontroli pracowników.

Jaka rola w tym wszystkim przypada nam – obywatelom, klientom, pracownikom? Na pewno warunkiem radzenia sobie z wieloma problemami jest świadomość zagrożeń, konsekwencji naszych zachowań (choćby dociekań, jakim rodzajem kartofla czy misia żelowego jesteśmy) oraz tego, że wiele podmiotów chętnie korzysta z naszej niewiedzy czy naiwności. Jednak jeszcze większą naiwnością byłaby wiara w to, że dbałość o własne dane osobowe załatwia sprawę. Choć by coś zmienić potrzebna jest na pewno bardziej powszechna wiedza i świadomość problemów, dostęp do rzetelnej informacji, prawdziwy społeczny ferment i debata publiczna na odpowiednim poziomie, wreszcie zmiana prawa. I to tak tylko na dobry początek.

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.