Strategia Cyfryzacji Polski. Komentarz Panoptykonu

Artykuł
12.11.2024
8 min. czytania
Tekst
Image
Minister Cyfryzacji K. Gawkowski na tle flag Polski i UE oraz slajdu z napisem Strategia cyfryzacji

Ryzykując brak okrągłych liczb na promocyjnych slajdach, wolałabym, żeby wicepremier odważnie nazwał problemy, jakie nowa strategia ma rozwiązać. I wyjaśnił, które z nich wymagają „więcej cyfryzacji”, a które zupełnie innych zmian systemowych – pisze Katarzyna Szymielewicz w komentarzu do strategii cyfrowej państwa.

28 października wicepremier Krzysztof Gawkowski ogłosił projekt strategii, która – cytuję za komunikatem prasowym – ma być „planem transformacji cyfrowej na najbliższe 10 lat”. Skąd wniosek, że Polska (nadal) potrzebuje transformacji cyfrowej? Na to pytanie strategia wprost nie odpowiada, zapewne dlatego, że tworzył ją resort, którego racją bytu jest cyfryzować. Na szczęście w tej strategii wdrażanie technologii nie jest celem samym w sobie. Wszystko to ma służyć „poprawie jakości życia obywateli do 2035 roku”.

To zmiana jakościowa w polityce od dwóch dekad cierpiącej na kompleks „gonienia Europy”, zafiksowanej na kilometrach pociągniętych światłowodów, uruchomionych e-usługach i podarowanych laptopach. I bardzo dobry punkt wyjścia dla dojrzałej, krytycznej polityki technologicznej.

W takiej polityce myślenie problemami społecznymi, a nie rozwiązaniami technologicznymi, powinno przenikać całą strategię – od expose wicepremiera, po szczegółowe cele i projektowane działania. Tak dobrze jeszcze nie jest, ale warto docenić, że fundament mamy coraz zdrowszy.

Zdrowszy jest też techno-realistyczny paradygmat, który przyjęli autorzy strategii: „rozwój technologii nie jest odpowiedzią na wszystkie problemy (...). Wprowadzanie nowych rozwiązań cyfrowych nigdy nie może odbywać się kosztem (…) praw podstawowych obywateli, ich dobrostanu psychicznego i spójności społecznej”.

Trzeci przełom, na który długo czekaliśmy, to zerwanie z silosowym podejściem do cyfryzacji. W strategii na pierwszy plan wysunięto obszary horyzontalne, w tym cyberbezpieczeństwo i kompetencje przyszłości.

W słowie wstępnym czytamy: „technologie cyfrowe przenikają każdy niemal aspekt ludzkiego życia, a co za tym idzie – wymagają bliskiej współpracy całej administracji”. Niby truizm, ale trzeba go wypowiedzieć, by ruszyć skostniałe struktury. Autorzy strategii poświęcili cały rozdział koordynacji między resortami – proponując nowe procedury zarządzania projektami, spójne standardy dla całej administracji i pełnomocników ds. informatyzacji w każdym resorcie. Czy to wystarczy, by przełamać silosowość? Trzymam kciuki.

„Więcej cyfryzacji” vs zmiany systemowe

Co mi się mniej podoba? Promując strategię, Ministerstwo Cyfryzacji postawiło na ambitne wskaźniki, w których pobrzmiewa przekonanie, że w cyfryzacji więcej znaczy lepiej: 20 mln Polaków z portfelem tożsamości cyfrowej w 2035 r., 100 jednostek chorobowych diagnozowanych wspomagająco z wykorzystaniem AI, 1,5 mln specjalistów ICT, 50 proc. firm wykorzystujących narzędzia AI. 5 proc. PKB na cyfryzację. I tak dalej.

Nie wiem, czy za dziesięć lat będziemy potrzebować tylu specjalistów ICT. Być może na tym etapie rozwoju sztucznej inteligencji pracodawcy będą szukać ludzi o miękkich kompetencjach i krytycznym myśleniu, bo tradycyjnych programistów wyprą uczące się algorytmy? Nie wiem też (bo takich danych autorzy strategii nie przytaczają), czy znajdzie się sto jednostek chorobowych, których diagnozowanie wymaga zatrudnienia (naprawdę kosztownej w utrzymaniu i trudnej do nadzorowania) sztucznej inteligencji. Może sensowniej byłoby zainwestować w kształcenie i wynagrodzenia młodych lekarzy?

Ryzykując brak okrągłych liczb na promocyjnych slajdach, wolałabym, żeby wicepremier odważnie nazwał problemy, jakie nowa strategia ma rozwiązać. I wyjaśnił, które z nich wymagają „więcej cyfryzacji”, a które zupełnie innych zmian systemowych.

Weźmy kompetencje przyszłości: skąd założenie, że to właśnie kompetencje cyfrowe, odmieniane w strategii przez wszystkie przypadki, za dziesięć i więcej lat będą kluczem do rynku pracy i dobrego życia? Kraje skandynawskie, które prowadzą w międzynarodowych rankingach, reformują swoje systemy edukacji w przeciwnym kierunku.

Jeśli zaufać raportom UNESCO, OECD i polskich organizacji pozarządowych, kluczowymi kompetencjami w przyszłości będą: samodzielność myślenia, zdolność do współpracy, umiejętność rozwiązywania problemów i empatia. A ich największym wrogiem na wczesnych etapach edukacji jest posadzenie dziecka przed ekranem i tresowanie do sprawnego wykonywania poleceń.

Niestety, w nowej strategii nie widać zerwania z tym paradygmatem. Jak zły szeląg wracają „najnowocześniejsze technologie cyfrowe jak np. AI, roboty, mikrokontrolery, drukarki 3D, VR/AR…”. A może wystarczyłby remanent w magazynach, do których trafiał drogi sprzęt zakupiony (bez żadnej strategii) przez poprzedni rząd.

Państwo cyfrowo suwerenne

Jakich porządków oczekiwałabym od rządu, który poważnie myśli o poprawie jakości życia obywateli?

Po pierwsze, uporządkowania relacji z firmami dostarczającymi kluczowe usługi, od e-dzienników po chmurę dla administracji. Autorzy strategii słusznie uznali „uzależnienie od rozwiązań dostarczanych przez zewnętrznych dostawców” za słabość cyfrowego państwa.

To wyzwanie dla suwerenności cyfrowej, zagrożenie dla prywatności obywateli, ryzyko z punktu widzenia cyberbezpieczeństwa, a nierzadko – marnowanie środków publicznych na coś, co taniej byłoby zbudować na publicznej infrastrukturze.

Tymczasem strategia przewiduje np. włączenie przedszkoli do Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej i „obsługę ruchu o przepustowościach gigabitowych” dla szkół, ale nie przewiduje stworzenia darmowej, bezpiecznej i dostosowanej do polskiego systemu edukacji platformy do komunikacji z rodzicami.

Nie wiem, ilu nauczycieli potrzebuje „gigabajtowych przepustowości” na swoich lekcjach, ale myślę, że znajdzie się przynajmniej milion rodziców wdzięcznych za uwolnienie od komercyjnych e-dzienników (np. serwującego dzieciom profilowane reklamy Librusa).

Wielu obywateli doceniłoby też wyrzucenie komercyjnych skryptów śledzących (najczęściej jest to Google Analytics) z publicznych serwisów takich jak gov.pl. Mam nadzieję, że zapowiedź właśnie takich porządków kryje się w enigmatycznym punkcie strategii o „standardach, wytycznych i rekomendacjach architektonicznych w administracji publicznej".

Obywatele sprawdzą, kto sięgał po ich dane?

Od dawna czekamy też na porządki w uprawnieniach służb, które mogą swobodnie „sprawdzać” obywateli w rozmaitych bazach danych. Autorzy strategii przyznają, że „powszechne korzystanie z cyfrowej administracji możliwe jest jedynie przy zagwarantowaniu troski państwa o bezpieczeństwo użytkowników i respektowanie zasad demokratycznego państwa prawa” oraz że „konieczne są działania zwiększające zaufanie Polek i Polaków do proponowanych przez państwo technologii”.

To wszystko prawda. Dlatego ucieszyłam się z obietnicy zaprojektowania „rozwiązań umożliwiających obywatelowi dostęp do informacji o tym, jaki organ i w jakiej sprawie miał dostęp do ich danych, czy umożliwienie obywatelom kontrolę ich danych i zgłaszania naruszeń”. Wyobrażam sobie, że będzie to jedna z najpopularniejszych funkcji w aplikacji mObywatel.

Ministerstwo Cyfryzacji zapowiada też automatyczne wykrywanie podejrzanych operacji na danych (np. nietypowej operacji wykonywanej na osobiste zlecenie ministra albo prokuratora generalnego), co powinno znacząco ułatwić zgłaszanie nadużyć. Drugą nogą tej reformy powinno jednak być uporządkowanie uprawnień po stronie służb i zwiększenie nadzoru nad ich działaniami. To oczywiście zadanie dla Ministra Spraw Wewnętrznych, ale przecież rozmawiamy o strategii Polski, za którą powinien stanąć cały rząd.

Sposób na szkodliwe platformy internetowe

Wreszcie, potrzebna jest twarda polityka państwa w stosunku do platform i mediów społecznościowych. Autorzy strategii dobrze diagnozują problem: „Modele biznesowe oparte na uzależnianiu użytkowników od treści i algorytmach śledzących, upowszechnianie nierealistycznych standardów urody, dostęp nieletnich do szkodliwych treści, hejt, szerząca się dezinformacja – wszystkie te czynniki mają negatywny wpływ na zdrowie psychiczne dzieci i dorosłych, osłabienie więzi społecznych czy polaryzację debaty publicznej i wymagają kompleksowej odpowiedzi”. Jaka zatem będzie reakcja polskiego państwa?

Na razie projekt strategii przewiduje bliżej nieokreślone działania „na rzecz minimalizacji negatywnego wpływu technologii cyfrowych na dobrostan psychiczny”, finansowanie badań wpływu technologii cyfrowych na zdrowie psychiczne i rozwój psychospołeczny obywateli i kampanie społeczne na temat higieny cyfrowej. Tego wszystkiego w Polsce rzeczywiście brakuje.

A jeszcze bardziej brakuje sprawnej instytucji egzekwującej nowe europejskie prawo (m.in. akt o usługach cyfrowych) i szybkiej ścieżki sądowej, z której mogliby skorzystać ludzie doświadczający cenzury na platformach społecznościowych. Strategia zapowiada „wyposażenie podmiotów odpowiedzialnych za egzekwowanie przepisów [prawa UE] w środki techniczne, osobowe i finansowe”.

Czy będą wśród nich także sądy albo wyspecjalizowane organy pozasądowe? Bardzo na nie czekamy.

Zaproszenie do konsultacji Strategii Cyfryzacji Państwa do 2035 r.

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje danejakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności.