Anna Mazgal: Internet - koniec niewinności

Artykuł
30.05.2011
5 min. czytania
Tekst

Omijanie cenzury, by korzystać z wolności obywatelskich, wytwarzanie wielu informacji i łączenie potrzebujących z pomagającymi możliwe jest dzięki Internetowi – to oczywiste. Jednak na co dzień nie myślimy o tym, że dzieje się tak również dlatego, że ta wielokierunkowa autostrada informacyjna nie ma właściciela ani kontrolera, który decydowałby o tym, co można publikować. Ale przyszłość może być inna.

Wysypisko skarbów

Co kilka tygodni Yoani Sanchez wślizguje się do jednego z hoteli dla zagranicznych turystów w Hawanie, by po kryjomu zamieścić notatkę na swoim blogu. Portal internetowy Craigslist.com odwiedza miesięcznie niemal 50 milionów ludzi. W zeszłym roku dzięki serwisowi Ushahidi uwięzieni pod gruzami Haitańczycy mogli otrzymać pomoc, a szpitale polowe leki. Co łączy blogerkę opisującą absurdy kubańskiej rzeczywistości, scentralizowaną sieć darmowych ogłoszeń i serwis mapujący zagrożenia i potrzeby?

Każdy, kto szuka w sieci informacji na interesujący go temat, miewa poczucie, że grzebie w wielkim wysypisku śmieci w poszukiwaniu drogocennych znalezisk. Krytycy nadmiernego polegania na źródłach internetowych zwracają uwagę, jak trudno czasem ocenić wiarygodność uzyskanych w ten sposób informacji. Jednak to, co utrudnia nam poszukiwania, jest jednocześnie podstawowym mechanizmem zapewniającym neutralność Internetu. Nikt nie decyduje bowiem, które informacje są ważniejsze od innych. Dzięki temu sieć jest płaszczyzną wymiany poglądów niepopularnych, innowacyjnych i dyskutujących z zastanym – nie zawsze najlepiej pomyślanym – porządkiem.

Reguluj i rządź

Oczywiście, jak w przypadku każdego dobra wspólnego znajdują się amatorzy na jego sprywatyzowanie lub zawłaszczenie. Podstawowe powody, dla których próbuje się ograniczyć neutralność sieci, są tak stare jak nasza cywilizacja. Są nimi władza i dostęp do zasobów. Tam, gdzie wymienia się poglądy, zawsze będzie pokusa, by promować jedne kosztem innych. Tam, gdzie informacje mają różną wartość, można tą wartością spekulować i w ten sposób zarabiać pieniądze.

W krajach, w których władza ogranicza wolności obywatelskie, wolny dostęp do Internetu stanowi zagrożenie dla stabilności reżimu. Wystarczy przypomnieć zamieszki w Iranie sprzed dwóch lat czy niedawne wydarzenia w Egipcie – dzięki dostępowi do sieci ludzie mogli szybko się zorganizować i uzyskać niezależne od rządowych źródeł informacje o tym, co się dzieje i gdzie.

W warunkach ograniczenia czy braku swobód demokratycznych Internet nie zawsze da się po prostu wyłączyć. Niektóre reżimy dbają o swój wizerunek systemów „przyjaznych demokracji” (democracy-friendly) i nie chcą się narażać na otwartą krytykę na forum międzynarodowym. Poza tym sieć to przecież miejsce i okazja do robienia interesów, z których nikt nie chce rezygnować. Kontrolować można go zatem poprzez zamykanie dostępu tylko do niektórych funkcji czy stron, jak miało to np. miejsce w Turcji w przypadku serwisu Youtube czy Twittera w Iranie. Można też ograniczyć zamieszczane treści z danego kraju tylko do tych proreżimowych, jak ma to miejsce w Korei Północnej.

Chcesz wysłać wiadomość, naklej znaczek

Zakusy, by ograniczyć neutralność Internetu ze względu na możliwość zarobienia na nim są mniej widoczne. Mogłyby jednak dotknąć całe rzesze nieświadomych niczego użytkowników. I to nie tych walczących o podstawowe wolności obywatelskie, ale obywateli demokratycznych, wysoko rozwiniętych krajów, którzy cieszą się nieograniczonym dostępem do usług i informacji w wirtualnym świecie.

Każdy, kto korzysta z Internetu, robi to dzięki pośrednikowi – firmie zapewniającej dostęp określonej jakości i na określonych zasadach. Pośrednik proponuje te same reguły, bez względu na rodzaj dostępnych w sieci informacji i funkcjonalności, z jakich korzystają użytkownicy. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, gdy ten „ślepy posłaniec” nagle odzyskuje wzrok i zaczyna preferować pewne treści kosztem innych.

Wyobraźmy sobie, że korporacje medialne X i Y konkurują ze sobą. Korporacja X zawiera umowę z największym dostawcą Internetu w naszym kraju: za stosowną opłatą dostawca będzie szybciej i lepiej dostarczał swoim użytkownikom treści pochodzące od tej korporacji niż od konkurencji Y. W rezultacie użytkownik poszukujący informacji na dany temat będzie mógł ściągnąć je łatwiej i w lepszej jakości, jeśli skorzysta ze strony czy telewizji internetowej X. Chcąc potwierdzić je w innym źródle, otrzyma treści wolniej, w gorszej jakości, a niektóre funkcjonalności w ogóle zostaną wyłączone.

W rezultacie ten korzystny dla pośredników model biznesowy mógłby spowodować, że użytkownicy mają dostęp tylko do tych źródeł, których właścicieli stać na opłacenie haraczu za dostęp. Każdy mógłby publikować treści w sieci, ale nie byłyby one powszechnie dostępne, jeśli autor lub wydawca nie zechciałby za to zapłacić. Internet stałby się czymś takim jak poczta, gdzie każdy może wrzucić list do skrzynki, ale list dojdzie tylko pod warunkiem, że nakleił znaczek. O szybkości dotarcia przesyłki do adresata i dodatkowych usługach decyduje zaś wartość opłaty.

Straciliby na tym klienci, którzy mogliby otrzymywać informacje tylko z określonych źródeł, robić zakupy tylko w określonych sklepach internetowych czy korzystać z aplikacji online kompatybilnych tylko z określonym rodzajem oprogramowania. Zagroziłoby to nie tylko wolności konkurencji, ale i wolności wypowiedzi, podstawowym zasadom, na jakich opiera się demokracja wolnorynkowa.

Koniec wieku niewinności

Ktoś kiedyś powiedział, że wolność jest jak powietrze – nie widać jej, gdy jest, ale dotkliwie odczuwa się jej brak. W świadomości użytkowników, ale i decydentów Internet, nieprzebrane źródło informacji z nieograniczonym dostępem do nich, jest oczywistością i codziennością. Jednak to medium, które zyskuje w stosunkach społecznych coraz większe znaczenie, czasy niewinności ma już za sobą.

Nadchodzi moment, w którym obywatele i decydenci powinni wykazać się wyobraźnią i czujnością. W przeciwnym wypadku bowiem wirtualna ziemia niczyja padnie ofiarą bezwzględnej konkwisty dyktatorów i piratów biznesu, którzy mają już wizję skutecznego podboju Internetu.

Anna Mazgal

Tekst został opublikowany na stronie Krytyki Politycznej: Mazgal: Internet - koniec niewinności

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.