EURO 2012: wyjątkowo niebezpieczny stan

Artykuł
13.06.2012
3 min. czytania
Tekst

Hasło "bezpieczeństwo" doskonale się sprawdza w roli wytrycha, który przekonuje wątpiących i uruchamia środki budżetowe, których nie było. Musicie wybrać: albo wolność, albo bezpieczeństwo. Tą fałszywą dychotomią przepycha się najbardziej niepopularne przepisy i dokręca regulacyjną śrubę, która tak łatwo nie puści. Polski stan wyjątkowy w związku z EURO 2012 ma się bardzo dobrze.

Udało się bez nadmiernego rozgłosu zmienić ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych. To właśnie na jej podstawie przeprowadzana jest procedura akredytacyjna, której ofiarą padł Polak palestyńskiego pochodzenia. Z "nieznanych przyczyn" nie został wolontariuszem w czasie mistrzostw. Policja na życzenie UEFA może sprawdzić każdego, ale ze swoich opinii - także tych negatywnych - przed nikim nie musi się tłumaczyć. Zamiast demokratycznych mamy zatem standardy z "Procesu" Kafki. Wracają symboliczne formy nadzoru nad społeczeństwem: kontrole graniczne w strefie Schengen i policyjne sprawdzenia, które mają wyłapać osoby stwarzające potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa turnieju.

W gotowości są rakiety Sił Powietrznych, trzy pary myśliwców, gromy Marynarki Wojennej i cztery zespoły Wojsk Lądowych. Mamy strefy zakazu lotów, 10 000 policjantów postawionych w stan gotowości, posiłki z INTERPOL-u i 17 europejskich krajów. Żandarmeria wojskowa na czas turnieju dostała takie same uprawnienia jak policja. Na nieposłusznych kibiców policja będzie mogła wytoczyć ciężkie działa - niesławne armaty dźwiękowe (LRAD), których oddziaływanie na ludzkie bębenki pozostaje przedmiotem sporych kontrowersji. Mistrzostwa posłużyły też za pretekst do rozbudowy nowoczesnych systemów monitoringu. Na Stadionie Narodowym zamontowano 900 kamer o niebanalnych parametrach.

Czy już czujemy się bezpiecznie? Samo poczucie bezpieczeństwa wywołuje się dość łatwo: czasem wystarczy dobrze wycelowana kampania informacyjna. Weryfikacji tych obietnic nikt się przecież nie domaga, a praworządni obywatele niewiele mają możliwości, żeby powiedzieć "sprawdzam". Asymetrie informacyjne nie służą racjonalnym wyborom. Jak tu jednak wybierać racjonalnie, skoro w grę może wchodzić zdrowie i życie tysięcy ludzi? Jak oceniać polityki, o których skuteczności w zasadzie nie wiemy nic, ponieważ danych albo nie ma albo są tajne? Pozostaje wierzyć, że to wszystko rzeczywiście jest dla naszego bezpieczeństwa. Albo kontestować.

W szczelnej fasadzie "najlepiej chronionego turnieju" już pojawiły się rysy. Okazało się, że postawiona w stan gotowości policja okupuje głównie tereny wokół stadionów, bo do środka UEFA woli wpuszczać prywatnych ochroniarzy. Podczas gdy niektórzy policjanci odbijają się o odmowę akredytacji, takiego problemu nie będą mieli kibice: zgodnie z oficjalnym oświadczeniem na stronie UEFA, na stadion wejdzie każdy, komu uda się zdobyć bilet. Nawet w ostatniej chwili, nawet z obciążoną kartoteką. W Polsce nie ma jednak mody na kontestację: głosy krytyczne i domagające się dowodów na to, że miliony z publicznych pieniędzy nie zostały utopione w nieszczelnych procedurach, są odosobnione.

W Wielkiej Brytanii debata publiczna wokół przygotowań do Olimpiady, która rozpocznie się parę tygodni po EURO, zaczęła się, jeszcze zanim zapadła decyzja o wyborze jej miejsca. Gigantyczna kampania społeczna popierająca kandydaturę Londynu obok entuzjazmu uruchomiła też falę społecznej krytyki. Na tej fali powstawały dziesiątki analiz i publikacji akademickich, drążące rozmaite aspekty projektu olimpijskiego.

Brytyjczycy bardzo świadomie podeszli do dylematu, ile wolności i publicznych pieniędzy warto oddać za olimpijski spokój. W wyniku braku podobnej debaty w Polsce wciąż nie wiemy, czy tym razem bezpieczeństwo posłużyło za realny cel polityczny, czy niezawodny pretekst do dokręcenia śruby i przepchnięcia kilku niepopularnych decyzji. Co gorsze - najprawdopodobniej znajdujemy się gdzieś pośrodku.

Katarzyna Szymielewicz

Teskt został pierwotnie opublikowany w Gazecie Wyborczej

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.