Internet jak marzenie

Artykuł
11.01.2018
4 min. czytania
Tekst
Image
Element dekoracyjny

Internet działający ponad granicami państw, w którym panuje pełna wolność słowa, a „cenzura” pojawia się tylko jako hasło historyczne na Wikipedii. To marzenie, od którego jesteśmy coraz dalej. Nie tylko przez działania wielkich korporacji, które podzieliły między siebie internetowy tort, ale też kolejnych państw stopniowo niszczących „sen o wolnym Internecie”. Coraz silniej dotyczy to także Polski.

W ubiegłym miesiącu Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt przyznający głównemu inspektorowi sanitarnemu uprawnienie do blokowania stron internetowych wykorzystywanych do oferowania tzw. środków zastępczych (popularnie zwanych dopalaczami). Kiedy ustawa wejdzie w życie, sanepid dołączy do resortu finansów i ABW, a wkrótce być może także Komisji Nadzoru Finansowego, które mogą ingerować w to, co widzimy w sieci.

Powody zawsze są doniosłe: działalność terrorystyczna, nielegalne usługi finansowe czy hazard, wreszcie – dopalacze. Patrząc na wcześniejsze propozycje, należy przypuszczać, że do tej listy dołączy niebawem wykorzystywanie seksualne dzieci oraz ochrona konsumentów. Każdy ten temat jest niezwykle skomplikowany, wymaga namysłu i złożonych działań dotykających istoty problemu. Tymczasem pojawia się plaga blokowania mającego działać jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki.

Bo o czym dokładnie mówimy? Powstające przepisy zobowiązują operatorów telekomunikacyjnych do realizacji decyzji urzędników, np. z Ministerstwa Finansów lub Komisji Nadzoru Finansowego, by ograniczyć dostęp do konkretnej strony. Ograniczyć, a nie uniemożliwić – blokowane strony pozostają w Internecie i po zastosowaniu prostych narzędzi (np. połączenia VPN) wciąż są dostępne.

W chińskim powiedzeniu prawo jest jak płot: tygrys przeskoczy, szczur się prześlizgnie, a bydło stoi. Niewątpliwie dotyczy to także blokowania: wielu internautów, dojrzawszy mur, pójdzie w innym kierunku, jednak ci bardziej zdeterminowani z łatwością go ominą. W sytuacji blokowania stron hazardowych, w których Ministerstwo Finansów stawia nie na szczelność, a efekt skali – być może jest to do zaakceptowania. Choć i tak, jak pisała kilka dni temu Sylwia Czubkowska, firmy hazardowe grają Ministerstwu na nosie i z łatwością omijają rejestr zakazanych domen. Co innego, gdy Ministerstwo Zdrowia chce w ten sposób ratować życie młodych ludzi, którzy jak wskazuje resort, umierają ze względu na narkotyki. Blokowane strony wciąż będą dla nich łatwo dostępne, a prowadzony przez Ministerstwo rejestr zablokowanych stron stanie się aktualizowaną na bieżąco „książką telefoniczną” z adresami domen, na których można kupić dopalacze.

Zamiast stawiać internetowe płoty państwo powinno skupiać się na walce z tymi, którzy łamią prawo: ścigać ich z całą stanowczością, także z wykorzystaniem współpracy z innymi państwami. Lub głębiej pochylić się nad źródłem problemu, które – jak w przypadku handlu dopalaczami – może leżeć bardzo daleko od Internetu. Natomiast jeśli już kapituluje i sięga po proste, acz nieskuteczne rozwiązanie, jakim jest blokowanie – powinno zapewnić maksymalną kontrolę nad tym działaniem. A więc kontrolę ze strony sądu. Paradoksalnie, realna kontrola sądu nad blokowaniem obowiązuje jedynie w przypadku blokowania przez ABW. Decyzje urzędników np. z sanepidu mogą być skontrolowane, ale kilka miesięcy później. Kilka miesięcy to w Internecie wieczność.

Jest co najmniej 10 powodów, dla których blokowanie Internetu to zły pomysł. Najważniejszy jest jednak fakt, że blokowanie uderza nie tylko w trudny do obrony nielegalny hazard lub dopalacze, ale przede wszystkim – w wolność Internetu i tym samym w nas jako jego użytkowników.

Wojciech Klicki

Opinia Fundacji Panoptykon w sprawie projektu ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii [PDF]

Pomóż nam walczyć z nieskutecznymi i szkodliwymi pomysłami cenzurującymi Internet. Wpłać darowiznę na konto Fundacji Panoptykon lub pamiętaj o nas przy wypełnianiu zeznania podatkowego

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.