Artykuł 08.11.2012 5 min. czytania Tekst Image Z tegoroczną Światową Konferencją Telekomunikacyjną (WCIT), która ma odbyć się w Dubaju wiąże się wiele kontrowersji. W polskich i światowych mediach już w maju można było przeczytać o tym, że „ONZ zamierza przejąć kontrolę nad Internetem”. Oczywiście problem ten jest dużo bardziej skomplikowany, niż go wówczas opisywano. Szczyt w Dubaju będzie sceną, na której różni aktorzy będą bronić swoich interesów. Zapewne Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU) będzie chciał zyskać większy wpływ na sprawy dotyczące Internetu. Niedawno Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji zorganizowało warsztaty dotyczące WCIT. Obecny na tym spotkaniu przedstawiciel ITU w trakcie swojej prezentacji próbował zdemistyfikować obecne w mediach legendy związane z rewizją ITR. Jednak według nas przynajmniej część z przytoczonych przez niego argumentów jest nietrafna i zasługuje na polemikę. 1. Cenzura w sieci Niektóre propozycje zmian w ITR mogą ograniczać komunikację i stwarzają podstawy do cenzurowania określonych treści. ITU twierdzi, że jest to niemożliwe ze względu na nadrzędny charakter art. 34 Konstytucji tej organizacji. Zgodnie z nim komunikacja między użytkownikami może być ograniczana tylko na podstawie prawa oraz ze względu na bezpieczeństwo narodowe. ITU utrzymuje, że stanowi to wystarczającą gwarancję przeciwko wprowadzeniu do ITR przepisów dających podstawę do cenzurowania sieci. W istocie jednak art. 34 stanowi bardzo wątłe i niewystarczające narzędzie ochrony praw podstawowych w zakresie technologii komunikacyjnych. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że prawa człowieka mają charakter norm ius cogens – to znaczy, że są nadrzędne w stosunku do innych norm prawa międzynarodowego. Niemniej jednak system ochrony praw człowieka jest bardzo wrażliwy na procesy polityczne i wymaga ciągłego wzmacniania. Dlatego też niektóre propozycje zmian (np. rosyjskie) w ITR mogą budzić uzasadnione obawy. Cenzura w Internecie to temat pełny nieoczywistości. W praktyce granica między narzędziami służącymi zachowaniu bezpieczeństwa a takimi, które prowadzą do łamania praw podstawowych, może okazać się płynna. Bezpieczeństwo narodowe często bywało przesłanką umożliwiającą nieproporcjonalne ograniczenia praw i wolności obywatelskich. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone po zamachach z 11 września. Dlatego art. 34 Konstytucji ITU nie wydaje się gwarancją, która mogłaby samoistnie zapobiec cenzurze w sieci. 2. Odgórnie sterowany proces rewizji ITR ITU jest najstarszą wciąż działającą organizacją międzynarodową na świecie. Procesy w niej zachodzące mają bardzo długą tradycję, są powolne i w znaczniej mierze zbiurokratyzowane. Jak każda organizacja międzypaństwowa, ITU opiera się głównie na współpracy między suwerennymi krajami, więc trudno w tym procesie o miejsce na udział np. organizacji społecznych. ITU w swoim braku transparentności nie jest zresztą wyjątkiem – tak z reguły działa świat dyplomacji. Jednak w momencie, gdy ta organizacja próbuje przejąć kontrolę nad procesami decyzyjnymi dotyczącymi Internetu, trzeba wszczynać alarm i domagać się większej demokratyzacji. Internet stanowi w powszechnym rozumieniu dobro wspólne. Już z samej swojej struktury nie pasuje do centrystycznego modelu podejmowania decyzji. Obecnie w globalnym zarządzeniu siecią uczestniczą rządy państw, Internetowa Korporacja ds. Nadawania Nazw i Numerów (ICANN), biznes, organizacje międzynarodowe i sami użytkownicy. By zachować wartości specyficzne dla Internetu, wszelkie dyskusje dotyczące jego przyszłości (więc również WCIT) powinny odbywać się przy udziale wszystkich zainteresowanych podmiotów. Niestety, zgodnie z logiką reprezentowaną przez ITU, aktywny i równorzędny udział wszystkich suwerennych państw jest wystarczającym warunkiem zachowania powszechnego charakteru WCIT. Dodatkowo kraje członkowskie mają swobodę w kształtowaniu składu swoich delegacji – mogą więc uczestniczyć w niej np. przedstawiciele ruchów czy organizacji społecznych. To myślenie jest oparte na państwo-centrycznym podejściu, tkwiącym jeszcze głęboko w powojennym porządku świata. Dzisiejsze trendy społeczne, technologiczne i ekonomiczne stwarzają zapotrzebowanie na zupełnie nowe modele podejmowania decyzji. Świat po WikiLeaks czy ACTA wymaga od decydentów zwiększania kręgu podmiotów, które uczestniczą w procesach decyzyjnych również na szczeblu międzynarodowym. 3. Brak transparentności Organizacje społeczne monitorujące proces przygotowawczy do WCIT narzekają na ograniczony dostęp do oficjalnych dokumentów związanych ze szczytem. ITU odpiera jednak zarzuty o brak transparentności. I tym razem argumentacja Związku jest bardzo archaiczna: opiera się na przerzuceniu odpowiedzialności na kraje członkowskie i na wyłączeniu bezpośredniego udziału społeczeństwa obywatelskiego. Zgodnie z logiką ITU, skoro poszczególne kraje mają dostęp do wszystkich dokumentów, same mogą – i powinny – je przekazywać zainteresowanym obywatelom. Niestety, zazwyczaj dokumenty będące w posiadaniu poszczególnych państw są niepełne i nie zawierają wszystkich informacji. Kolejny problem na drodze do transparentności to polityka samych rządów. Tylko niewielka liczba krajów członkowskich udostępniła dokumenty negocjacyjne, jeszcze mniejsza liczba państw przeprowadziła konsultacje społeczne. Z kolei na szczeblu międzypaństwowym nie ma miejsca na prawdziwe konsultacje społeczne. ITU co prawda uruchomiło stronę internetową, na której można zamieszczać komentarze dotyczące WCIT. Niestety, to działanie raczej iluzoryczne. Wygląda na to, że głosy zebrane przez Internet w ogóle nie będą uwzględnione podczas procesu rewizji ITR. Nie ma żadnej procedury, która określałaby w jasny sposób, jak mają wyglądać takie konsultacje i jak mają się przełożyć na realny proces decyzyjny w ITU. W tym kontekście otwarcie strony internetowej z opcją komentowania wygląda na zwykłe zagranie PR-owe. Organizacje społeczne wskazują na wiele fundamentalnych problemów dotyczących szczytu w Dubaju. Powinno to stanowić jasny sygnał dla ONZ i jego agencji wyspecjalizowanych, że czas na zmiany w skostniałych procesach decyzyjnych. Udział społeczeństwa obywatelskiego w coraz większym stopniu jest widoczny w procesach legislacyjnych na poziomie poszczególnych państw. Czas najwyższy, żeby ta tendencja przeniosła się na poziom międzynarodowy. Jędrzej Niklas adamczyk Autor Temat Internet prawo informacja publiczna Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje dane i jakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Leave this field blank Zobacz także Artykuł Rada Europy po stronie wolności w sieci Facebook policjantem Internetu? Kultura najwyższej tajności, jeśli chodzi o dostęp służb do danych internautów? Nie w wizji Rady Europy, która – tak jak my – wie, że „wolność się liczy”. 16.03.2018 Tekst Artykuł Państwo dzieli się danymi obywateli z big techami. Trzeba to zmienić! Odwiedzasz strony internetowe prowadzone przez instytucje publiczne? Wiele z nich przekazuje twoje dane do zewnętrznych firm, w tym amerykańskich big techów takich jak Google. Nie godzimy się na to. 23.04.2024 Tekst Artykuł Problemy cyfrowych tubylczyń i tubylców [recenzja] „Dawniej było lepiej” – to tlące się w rozmowach Jaremy Piekutowskiego z prof. Andrzejem Zybertowiczem hasło wybrzmiewa podczas lektury mocniej lub słabiej, ale nie gaśnie. 15.09.2023 Tekst