Artykuł 27.10.2016 4 min. czytania Tekst Image W swoim nowym filmie Ja, Daniel Blake Ken Loach opowiada historię zmagań z totalną i dojmującą biurokracją. Biurokracją korzystającą z algorytmów, formularzy online; biurokracją nieludzką i nastawioną jedynie na efektywność – gdzie człowiek traktowany jest jak numer i gdzie ginie jego indywidualna historia. By jej się przeciwstawić, potrzeba współpracy, wzajemnej życzliwości, szacunku oraz miłości. „Ma pan 15 punktów, do otrzymania zasiłku niezbędnych jest 19” – takie mniej więcej słowa słyszy Daniel Blake, tytułowy bohater filmu. Daniel jest stolarzem, niedawno przeszedł zawał serca. Lekarze orzekają, że z takim stanem zdrowia nie może pracować. By jakoś wiązać koniec z końcem, nasz bohater zwraca się do państwa o pomoc. Niestety, tutaj zaczynają się schody. Daniel wkracza w sieć biurokracji zarządzającej ubezpieczeniami społecznymi, zasiłkami i wsparciem dla obywateli. Kontakty z urzędem nie należą do przyjemnych. Aby otrzymać jakąkolwiek informację z infolinii, należy czekać kilkadziesiąt minut, słuchając powtarzającej się złowieszczo melodii. By uzyskać zasiłek, Daniel odpowiada na dziesiątki pytań, które praktycznie nijak nie odnoszą się do jego sytuacji życiowej. W końcu i tak nie dostaje wsparcia, które mu się należało – bo algorytm wypluł taki, a nie inny wynik. Czy skądś tego nie znamy i czy nie przypomina to nam aby zastosowanego w polskich urzędach profilowania osób bezrobotnych? Jedynym wyjściem, które zostaje Blake’owi, jest zarejestrowanie się w urzędzie pracy. Jednak nie jest to urząd z naszych marzeń. W Wielkiej Brytanii pomoc dla bezrobotnych została jakiś czas temu sprywatyzowana. I tak jak w prywatnych firmach pracownicy agencji zatrudnienia nie mają kierować się współczuciem dla ludzi potrzebujących wsparcia – tutaj liczy się efektywność i skrupulatne zarządzanie czasem. By uzyskać jakąkolwiek pomoc, należy zalogować się najpierw przez Internet. Tylko co ma zrobić nasz bohater, który nie rozumie, jak działa sieć, ale za to umie robić piękne ozdoby z drewna? Problem, który stara się pokazać w swoim filmie Loach, to nie tylko bezsens biurokracji. To przede wszystkim nadzór nad osobami ubogimi, który jest sprawowany przez prywatne instytucje w imieniu państwa. Instytucje, które powinny pomagać, stają się narzędziami dyscyplinowania i karania. Daniel za przygotowanie CV za pomocą ołówka, a nie na standardowym wordowskim formularzu, zostaje ukarany sankcją i przez jakiś czas nie dostaje zasiłku. Biurokracja w tym wydaniu nie jest dla ludzi. Jej celem jest jedynie wykazanie, że gdy jesteś na społecznym dole, to tam powinieneś pozostać. Wszak w dzisiejszym zindywidualizowanym świecie twoja bieda to prawdopodobnie twoja wina. Blake w agencji zatrudnienia poznaje Katie, młodą samotną matkę dwójki dzieci, która podobnie jak Daniel zmaga się z administracją pomocy społecznej. Przypadkowe spotkanie szybko przeradza się w przyjaźń i wzajemne wsparcie. Nasz bohater ma również przyjacielskie stosunki z sąsiadami, którzy w końcu pomagają mu wypełnić niezbędne formularze w Internecie. W świecie niecyfrowego bohatera ludzie po prostu są dla siebie życzliwi, być może czasami pokrzyczą, być może przeklną, ale okazują niezbędną empatię. Tej zupełnie brakuje w kolejnych urzędach publicznych, a wszelkie próby jej okazania przez pracowników kończą się naganą ze strony przełożonych. Pokazany przez Loacha świat jest niewątpliwie dychotomiczny: z jednej strony oschłe i stechnicyzowane urzędy, z drugiej zaś przesłodzony obraz ludzi doświadczających ubóstwa. Ten zabieg oczywiście ma czemuś służyć. Uważam, że cel jest jeden. Brytyjski reżyser podpowiada nam – obywatelom – że by przeciwstawić się wszechogarniającym nadzorcom, mamy tylko jeden wybór. Walczyć z bazami danych, algorytmami, formularzami i bezdusznością instytucji możemy tylko poprzez współpracę, okazywanie sobie życzliwości i zaufania oraz ostatecznie… poprzez miłość. Jędrzej Niklas Ja, Daniel Blake, reż. Ken Loach Fundacja Panoptykon Autor Temat polityka społeczna profilowanie dyskryminacja Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje dane i jakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Leave this field blank Zobacz także Artykuł To nie błąd, tylko logiczna konsekwencja modelu biznesowego Facebooka! Wbrew temu, co wmawia nam Mark Zuckerberg, w aferze Cambridge Analytica Facebook nie był bierną ofiarą. Profile 50 milionów użytkowników, nie "wyciekły" z serwisu, ale zostały przekazane zgodnie z ówcześnie obowiązującymi zasadami działania Facebooka. 26.03.2018 Tekst Artykuł Kto zarabia na śledzeniu użytkowników? Nie media, o których los tak się martwimy! Zysk, jaki generują śledzące reklamy, wcale nie przekłada się na przychody zagrożonych wyginięciem wydawców. Karmi przede wszystkim danożernych pośredników. 17.06.2019 Tekst Artykuł Skargi na Google’a i IAB trafiły już do 15 krajów Walka z nieprzejrzystymi praktykami firm z branży reklamy interaktywnej toczy się nie tylko w Polsce, gdzie zapoczątkowały ją nasze skargi na Google’a i IAB – nieformalnych regulatorów rynku. Analogiczne skargi trafiły łącznie aż do 14 innych organów ochrony danych, m.in. w Irlandii, Niemczech,… 04.06.2019 Tekst