Inwigilacja w Polsce: mamy prawo być informowani, ale nie mamy jak z niego skorzystać

Artykuł
23.10.2024
7 min. czytania
Tekst
Image
Grafika z postacią z zasłoniętymi ustami

Obywatelka ma prawo wiedzieć, czy była inwigilowana, a nieudzielenie jej tej informacji narusza jej prawa. Ale jednocześnie, ponieważ polskie przepisy nie przewidują ścieżki, która umożliwiałaby udzielenie jej tej informacji, władze, które tego nie zrobiły, nie złamały prawa. Analizujemy wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie z powództwa Ewy Siedleckiej o ochronę dóbr osobistych.

Komentarz do wyroku napisała prof. Ewa Łętowska – pierwsza Rzeczniczka Praw Obywatelskich w Polsce, sędzia Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku.

Ewa Siedlecka: „Mam prawo wiedzieć, czy byłam inwigilowana”

W 2020 r. Ewa Siedlecka, dziennikarka tygodnika Polityka, a wcześniej Gazety Wyborczej, złożyła w Sądzie Okręgowym w Warszawie pozew o naruszenie dóbr osobistych przez państwo polskie. „Mam prawo wiedzieć, czy byłam inwigilowana” – wskazywała Siedlecka. Dziennikarka zaangażowana w obronę praw człowieka powoływała się w pozwie na gwarancje wynikające z prawa Unii Europejskiej. Sąd przyznał jej rację.

„Należy (…) uznać, że prawo dostępu do urzędowych dokumentów i zbiorów danych na swój temat zawierających informacje z życia prywatnego stanowi element prawa do prywatności (art. 51 ust. 3 Konstytucji). Brak bowiem takiego dostępu oznaczałby, że ochrona prawa do prywatności stałaby się fikcją, w szczególności gdyby okazało się, że gromadzenie dane w toku działań operacyjno-rozpoznawczych były sprzeczne z ustawami uprawniającymi odpowiednie organy do takich działań”.

Fragment wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z 4 czerwca 2024 r., sygn. XXIV C 2032/20

Sąd potwierdził też, że prawo Ewy Siedleckiej do prywatności zostało naruszone – ponieważ władze nie udostępniły dokumentów, o które wnioskowała. Doszło więc do naruszenia dóbr osobistych dziennikarki.

W uzasadnieniu czytamy jednak, że polskie przepisy nie przewidują, żeby osoba inwigilowana mogła zostać poinformowana o inwigilacji – co narusza Konstytucję RP i polskie przepisy powinny zostać zmienione tak, żeby jej nie naruszały.

Image
Zdjęcie Ewy Siedleckiej

Ewa Siedlecka, zdjecie: Krzysztof Osiński

Konkluzja tego wywodu jest jednak co najmniej zaskakująca: skoro władze nie dysponowały przepisami umożliwiającymi zrealizowanie wniosku o informację, to nie złamały prawa. To, że ta sytuacja jest niezgodna z Konstytucją, nie ma dla sądu znaczenia.

Ironizując: nie mają twojego płaszcza i co im zrobisz?

To, że powódka przegrała, nie jest zaskakujące. Ale zaskoczyło nas, że sąd przyznał jej rację, po czym rozłożył bezradnie ręce. Takie postawienie sprawy dziwi też dr. hab. Marcina Rojszczaka, który skomentował dla nas ten wyrok:

„Wskazana w uzasadnieniu konstatacja, zgodnie z którą badane przepisy regulujące stosowanie kontroli operacyjnej »stanowią naruszenie art. 51 ust. 3 Konstytucji w zw. z art. 2 Konstytucji, a także art. 8 EKPC«, nie prowadzi do głębszej refleksji na temat istoty rozstrzyganego problemu. A jest nim przecież pytanie o dalsze (wieloletnie!) tolerowanie w demokratycznym państwie prawa przypadków zaniechania prawodawczego. (…) [Sąd] traci z pola widzenia, że obecny stan prawny to efekt decyzji organów władzy publicznej, na który red. Siedlecka żadnego wpływu nie ma. W świetle trwającego od lat systemowego naruszenia praw podstawowych rolą sądu nie jest kapitulować, ale podjąć działania chroniące obywateli. Inny sąd w demokracji nie jest potrzebny”.

Prof. Ewa Łętowska uważa, że „Sąd miał już dostateczne tworzywo, aby samemu orzec o powinności udostępnienia informacji ex post inwigilacji”. Jej zdaniem sąd mógł tak zinterpretować obowiązujące już dziś przepisy, by uwzględnić żądanie Siedleckiej i zobowiązać służby do udostępnienia jej informacji, czy była inwigilowana. Jak dodaje Łętowska, „mało przekonywająca jest tu argumentacja, że sąd nie dysponował danymi dotyczącymi precyzyjnego określenia zakresu informacji. Wystarczyłoby orzeczenie o samej zasadzie, tj. fakcie prowadzenia lub nieprowadzenia inwigilacji jako minimalnym progu powinności władzy”.

Pominięte prawo unijne i Konstytucja RP

Rozpatrując sprawę Siedleckiej, sąd pominął prawo unijne. A przecież Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wielokrotnie zajmował się tematem dostępu służb do danych telekomunikacyjnych. Wskazywał przy tym szereg gwarancji dla ochrony prywatności, które muszą wprowadzić państwa członkowskie. Jak to, że osoba inwigilowana ma prawo do informacji.

Sąd nie uwzględnił wniosku powódki o zadanie pytania prejudycjalnego do TSUE o to, czy polskie przepisy uwzględniają te gwarancje. Nie wziął ich też pod uwagę podczas wydawania wyroku. Podobnie zresztą zignorował polską Konstytucję.
Gdyby sąd wziął pod uwagę prawo unijne lub Konstytucję, prawdopodobnie doszedłby do zgoła innych wniosków niż te, które zawarł w uzasadnieniu. Konkretnie do tego, że działanie służb jednak było bezprawne i pozew należy uwzględnić.

To „przeoczenie” ma szansę naprawić sąd wyższej instancji, który zajmie się teraz sprawą z apelacji red. Ewy Siedleckiej oraz Fundacji Panoptykon (która jest uczestnikiem postępowania na prawie strony).

Sprawa cywilna – czemu nie karna?

W całej sprawie niektórych może zastanawiać, dlaczego powódka zdecydowała się na postępowanie na drodze cywilnej, podczas gdy podobnymi sprawami w innych krajach europejskich zajmują się sądy karne. W Polsce jednak nie ma takiej możliwości, gdyż procedury dotyczące kontroli operacyjnej nie przewidują drogi sądowej, z której mogłaby skorzystać osoba inwigilowana przez służby.

„Rozstrzyganie spraw dotyczących tej materii to (…) w Europie domena sądów karnych, często także sądów konstytucyjnych. W Polsce – z uwagi na zaniedbania legislacyjne oraz paraliż [Trybunału Konstytucyjnego] – doszło natomiast do sytuacji, w której źle ukształtowane zasady procedury karnej (kontroli operacyjnej) de facto nie przewidują drogi sądowej, z której obywatele mogą skorzystać. W takim stanie faktycznym pozew o ochronę dóbr osobistych przed sądem cywilnym to wybór mniej zaskakujący”.

dr hab. Marcin Rojszczak (komentarz dla Fundacji Panoptykon)

Mówiąc inaczej, nie ma odpowiedniego paragrafu i pozew o naruszenie dóbr osobistych to jedyna dostępna ścieżka sądowa.

Kiedy reforma służb

Cała sprawa nie byłaby potrzebna, gdyby rząd zrealizował swoje zobowiązania wyborcze i wprowadził kontrolę nad służbami oraz mechanizm informowania osób poddanych inwigilacji.

Nie tylko obiecał, ale też został do tego zobowiązany – przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku w sprawie o inwigilację (z maja 2024 r.). Wyrok ten również wskazywał, że „polski” brak prawa do informacji narusza Europejską konwencję o ochronie praw człowieka.

Niestety, rząd na tym polu zupełnie zawodzi. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na przełomowy wyrok sądu apelacyjnego.

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 4 czerwca 2024 r., sygn. XXIV C 2032/20 (plik dostępny pod tekstem)

Wojciech Klicki
Współpraca
Temat

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje danejakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności.