Seminarium Panoptykon. Rozmowy o społeczeństwie nadzorowanym: Retencja danych telekomunikacyjnych

Artykuł
14.05.2010
5 min. czytania
Tekst

Zapraszamy na kolejną z cyklu rozmów o społeczeństwie nadzorowanym "Seminarium Panoptykon":

RETENCJA DANYCH TELEKOMUNIKACYJNYCH: czym właściwie jest i dlaczego stała się jednym z ważniejszych problemów politycznych w Unii Europejskiej?

O tym:
- jakie informacje o nas muszą przechowywać dostawcy telefonii i Internetu?
- kto i w jakim celu może mieć do nich dostęp?
- jakie obowiązki w zakresie retencji danych rzeczywiście wynikają z prawa europejskiego?
- co zakwestionowały sądy konstytucyjne w Niemczech i Rumunii?
- dlaczego Polacy pozostają bierni wobec zagrożeń związanych z retencją, chociaż w innych krajach słychać głośne protesty?
będziemy rozmawiać z Katarzyną Łakomiec z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich i Piotrem Rutkowskim z Instytutu MikroMakro.

Seminarium odbędzie się 18 maja, we wtorek, o godz. 19.30 w Nowym Wspaniałym Świecie (Warszawa, ul. Nowy Świat 63, I piętro).

WPROWADZENIE DO SEMINARIUM:

Temat retencji danych telekomunikacyjnych od kilku lat wywołuje w Europie gorące dyskusje. W czym problem? Najwyraźniej koncepcja gromadzenia i archiwizowania danych o ruchu w sieciach telekomunikacyjnych dla potrzeb organów ścigania i służb specjalnych słabo się broni wobec zasad demokratycznego państwa prawa. Być może dlatego, że zgodnie z tą koncepcją wszyscy jesteśmy podejrzani i – na zasadzie prewencji – lepiej zbierać wszystko o wszystkich, bo nie wiadomo, co i kiedy może się przydać. Do tropienia przestępców i eliminowania zagrożeń, oczywiście. Retencja najczęściej pojawia się w towarzystwie takich argumentów, jak terroryzm, pedofilia, łamanie praw autorskich, oszustwa finansowe. Brzmi złowrogo znajomo? Niestety.

Według przeciwników tak ukształtowany obowiązek retencyjny stanowi głęboką ingerencję w sferę praw i wolności obywatelskich, która narusza utrwalone w Europie standardy ochrony praw człowieka. Według entuzjastów jest niezbędnym warunkiem bezpieczeństwa publicznego w erze społeczeństwa informacyjnego i globalnego zagrożenia terroryzmem. W opinii pragmatycznych krytyków, to po prostu bardzo kosztowne i nieefektywne narzędzie, którego wprowadzenie może przyczynić się nie tyle do podniesienia poziomu bezpieczeństwa obywateli, co poziomu cen usług telekomunikacyjnych.

Od strony technicznej retencja sprowadza się do zapisywania przez operatorów telekomunikacyjnych i przechowywania informacji o tym, kto, kiedy i z kim połączył się za pośrednictwem telefonii komórkowej lub sieci Internet. Obowiązek retencji wynika z przepisów UE (Dyrektywa 2006/24/WE), które Polska jest zobowiązana wdrożyć. I faktycznie wdraża. Prawo telekomunikacyjne zostało dostosowane do wymogów Dyrektywy w wyniku szeregu nowelizacji, ostatnio w 2009 r. Według tych przepisów operatorzy publicznych sieci telekomunikacyjnych oraz dostawcy publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych są obowiązani („z uwagi na realizację przez uprawnione organy zadań i obowiązków na rzecz obronności, bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego”) do przechowywania przez okres 2 lat przetwarzanych przez te podmioty danych transmisyjnych dotyczących abonentów i użytkowników końcowych. Operatorzy sieci komórkowych mają obowiązek rejestrowania danych dotyczących lokalizacji telefonu, z którego wykonano połączenie i z którego je odebrano. W praktyce oznacza to konieczność rejestrowania sygnału komórki podczas całej rozmowy, co – w zestawieniu z szerokim dostępem służb do tych informacji – stwarza oczywiste pole do inwigilowania społeczeństwa.

Na tym tle pojawiają się kolejne pytania i wątpliwości… Ile informacji na temat naszej codziennej komunikacji elektronicznej powinno być gromadzonych? Kto (jakie służby i instytucje) i na jakich zasadach powinien mieć do nich dostęp? Jak wymusić na operatorach kasowanie gromadzonych danych po upływie okresu dwóch lat (w tym momencie nikt realnie nie kontroluje tego procesu)? Jak skontrolować to, kto i w jakim celu z nich korzysta? Wreszcie, kto za to wszystko ostatecznie płaci?

Inspirujące w ocenie obecnego stanu prawnego w Polsce mogą okazać się doświadczenia innych państw europejskich, które też eksperymentowały z retencją danych. Ostatnio w Niemczech, Rumunii i Bułgarii odpowiednie organy zakwestionowały legalność rozwiązań przewidujących gromadzenie i udostępnianie służbom informacji na temat komunikacji elektronicznej ich obywateli. Powołując się na prawa człowieka. Na tle tych sporów konstytucyjnych powraca także pytanie o „prawomocność” samego źródła zamieszania, czyli unijnej dyrektywy o retencji danych.

W Polsce z zasady przyjmowana bezkrytycznie – a przynajmniej jako wygodny pretekst dla dokręcenia regulacyjnej śruby – w innych krajach wzbudziła niemałe kontrowersje już na etapie jej powstawania. Klimat towarzyszący przyjmowaniu dyrektywy 2006/24/WE przypomina emocje z okresu amerykańskiego Patriot Act. Także w tym wypadku zbiorowa histeria na temat bezpieczeństwa dość skutecznie ograniczyła możliwość merytorycznej dyskusji. Krytyczne opinie samych internautów i środowisk pozarządowych nie miały wtedy szansy na przebicie. Coraz poważniejsze głosy przeciwko retencji danych, jako mechanizmowi niebezpiecznie ingerującemu w sferę podstawowych wolności, dają się słyszeć teraz. Jaką strategię polityczną możemy rozważać? Gdzie szukać sojuszników? Jak doprowadzić do rewizji zasad na poziomie europejskim?

MATERIAŁY DO DYSKUSJI:

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.