Artykuł 09.08.2016 9 min. czytania Tekst Image Stosunek polskich władz do Francji przesiąknięty jest ambiwalencją – z jednej strony kpią one z klęski domniemanej „polityki multi-kulti”, a jednocześnie argument „podobne rozwiązania wprowadzone zostały we Francji” był jednym z najczęściej padających podczas uchwalania polskiej ustawy „antyterrorystycznej”. Argumentum ad Francorum stosowane jest wybiórczo w zależności od tego, jaką tezę chce się udowodnić. Inspiracja ustawodawstwem francuskim też jest selektywna – skopiowano uprawnienia służb, jednak bez gwarancji praworządności, jakie im towarzyszyły w oryginale. Co jest zatem bliższe prawdy: czy reakcją Francuzów na terroryzm było bezpardonowe zaostrzenie prawa i ograniczenie swobód obywatelskich, czy też przyzwolenie na dalszą radykalizację środowisk islamistycznych w imię mitycznej poprawności politycznej? Po pierwsze: czy jest co naśladować? 15 czerwca Maciej Wąsik, zastępca ministra koordynatora ds. służb specjalnych, mówił na posiedzeniu Senatu: „Podobne ustawy funkcjonują chociażby we Francji, w Hiszpanii czy właśnie w Niemczech, czyli tak naprawdę w wiodących krajach demokracji zachodnich. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na to, że Francuzi wprowadzają np. także ustawę, której nie nazywają antyterrorystyczną, ustawę o bezpieczeństwie w komunikacji, która daje bardzo szerokie uprawnienia służbom działającym w komunikacji”. Zaledwie miesiąc później, po tragicznym zamachu w Nicei, minister Mariusz Błaszczak mówił natomiast o tym, że odpowiedzią Francuzów na terroryzm było „zorganizowanie marszy, malowanie kwiatków (…). Czy to jest odpowiednia reakcja na to, co wydarzyło się w Brukseli czy w Paryżu? Moim zdaniem nie”. Taki podwójny dyskurs obecny był na etapie prac nad ustawą o działaniach antyterrorystycznych. Argumentowano, że wprowadzanie nawet bardziej restrykcyjnych regulacji spotyka się w krajach zachodniej Europy ze zrozumieniem obywateli, a ewentualne przewidziane przez nie ograniczenie praw obywatelskich nie wpływa na postrzeganie tych państw jako demokratycznych. Często pojawiał się także argument, że uchwalenie ustawy antyterrorystycznej uchroni Polskę przed atakami, jakie dotknęły Paryż, Brukselę, Madryt czy Londyn. „Lepiej dmuchać na zimne i zadać kłam stwierdzeniu »mądry Polak po szkodzie«” – przekonywał minister Wąsik. Za taką argumentacją kryje się sprzeczność logiczna: z jednej strony rząd wprowadza zmiany prawa wzorowane na francuskim, z drugiej – zdaje sobie sprawę, że nie gwarantują one ochrony przed dalszymi atakami. Owszem, władze francuskie zostały wyposażone przez ostatnie lata w cały arsenał uprawnień mających pozwolić na skuteczniejszą walkę z terroryzmem. Turniej Euro 2016 odbył się bez żadnych incydentów o charakterze terrorystycznym, a premier Manuel Valls zapewnił przed Zgromadzeniem Narodowym, że od 2012 r. udało się przeszkodzić 16 atakom. Jednak – jak wskazał były mer Nicei Christian Estrosi, co następnie potwierdzone zostało śledztwem dziennika „Libération” – podczas obchodów 14 lipca w Nicei nie zostały zachowane podstawowe środki bezpieczeństwa. Tylko jeden radiowóz zagradzał dostęp do Promenady Anglików, a liczba policjantów ochraniających obchody była dużo niższa, niż zapewniał o tym minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve. Dodatkowo miał on naciskać na straż miejską, by zmieniła raport dotyczący liczby policjantów na służbie w czasie święta. Zastanawia także fakt, że terroryście z łatwością udało się dostać do strefy pieszej, w której obowiązywał zakaz poruszania się pojazdami. Pojawia się pytanie: czemu służy utrzymywanie stanu wyjątkowego, jeżeli policja nie zareagowała na naruszenie kodeksu ruchu drogowego (co miało mieć tragiczne konsekwencje)? Po drugie: czy nie ma głosów sprzeciwu? Obrońcy polskiej ustawy antyterrorystycznej punktowali także, że akty tego typu przyjmowane są nad Sekwaną bez cienia opozycji. Od listopada regularnie pojawiają się w prasie listy otwarte i wystąpienia skierowane przeciw „permanentnemu stanowi wyjątkowemu”. Obowiązującą politykę „gorączki bezpieczeństwa” krytykują m.in. ombudsman Jacques Toubon, włoski filozof Giorgio Agamben, Francuska Liga na rzecz Praw Człowieka oraz Związek Zawodowy Sędziów. Jednak głos małej grupy obejmującej intelektualistów i obrońców praw człowieka pozostaje bez większego wpływu na żyjących od miesięcy w poczuciu permanentnego zagrożenia Francuzów. Jak wykazał sondaż IFOP przeprowadzony dla „Le Figaro” po atakach w Nicei, aż 81% z nich wyraziłoby zgodę na więcej kontroli i ograniczeń wolności, 68% opowiada się za zamknięciem osób widniejących w rejestrze osób zagrażających bezpieczeństwu państwa „na wszelki wypadek”, a tylko 3% sądzi, że uprawnienia służb porządkowych i wywiadowczych są zbyt duże. Jednak wbrew temu, co twierdził minister Mariusz Błaszczak, reakcją Francuzów na ataki z 13 listopada 2015 r. nie była organizacja marszy. Francuzi nie wyszli na ulice. Boją się. O ile dyskutować można, czy zagrożenie terrorystyczne w Polsce jest realne, o tyle niepodważalne jest jego istnienie we Francji. Nad Sekwaną poczucie zagrożenia jawi się w tej chwili jako jedyny czynnik mogący zespolić podzielone społeczeństwo (choć zostawia na marginesie obywateli wyznania muzułmańskiego i prowadzi do ich piętnowania). Racją stanu staje się podtrzymywanie zbiorowego strachu, gdyż tylko funkcja zapewnienia bezpieczeństwa jest w stanie przywrócić utracony przez państwo autorytet. Richard Werly, korespondent szwajcarskiego dziennika „Le Temps”, pisał o „Francji, której puszczają nerwy”, przytłoczonej podziałami społecznymi, konfliktami na linii rząd – związki zawodowe – pracodawcy, zastojem gospodarczym i marazmem klasy politycznej. Po trzecie: czy zabezpieczamy się według takich samych zasad? Świadomość mechanizmów, które stoją za wzmacnianiem prawa antyterrorystycznego, pozwala przypuszczać, co poza zapewnieniem bezpieczeństwa stoi za polską ustawą antyterrorystyczną. Podzielone jak nigdy społeczeństwo polskie ma zostać skonsolidowane wokół strachu przed terroryzmem i figurą „obcego” – muzułmanina, uchodźcy, który zagrażać ma polskim wartościom. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów polskiej ustawy antyterrorystycznej jest art. 10 ust. 1. Zawiera on wewnętrznie sprzeczne uprawnienie służb do pobrania danych biometrycznych obcokrajowców, których tożsamość budzi wątpliwość. W sposób oczywisty ofiarą tej regulacji mogą stać się nie tylko cudzoziemcy, ale także obywatele polscy, którzy nie mają „rodzimej” urody. Wraz z wprowadzeniem ustawy incydenty polegające na dyskryminacji ze względu na wygląd, w rodzaju niedawnego wszczęcia alarmu z powodu 26-latka armeńskiego pochodzenia na lotnisku w Gdańsku, będą się powtarzać. Posiadanie polskiego paszportu nie uchroni osób o ciemniejszej karnacji przed bezpodstawnymi podejrzeniami o terroryzm. Regulacje takie byłyby nie do przyjęcia we Francji. Do rangi świętości narodowej urasta artykuł 1 konstytucji z 4 października 1958 r. stanowiący, że „Francja zapewnia równość przed prawem wszystkich swoich obywateli, bez różnicowania ze względu na pochodzenie, rasę czy religię”. Prezydent François Hollande zrezygnować musiał z pomysłu rewizji konstytucji, która miała pozwalać na pozbawienie obywatelstwa osób dysponujących nie tylko francuskim paszportem. Jako sprzeczny z zasadą równości obywateli i budzący szeroki społeczny sprzeciw projekt musiał trafić do kosza. Wbrew powtarzanym jak mantra opiniom we Francji nie funkcjonuje model multi-kulti. Multikulturalizm zakłada uznanie odrębności poszczególnych grup etnicznych i przyznanie im szczególnych praw. To, co oznacza być Francuzem nad Sekwaną, jest zaprzeczeniem multikulturalizmu. Francuzem zostać może każdy, kto zaakceptuje „wartości republikańskie”, spełniające funkcję religii państwowej. Przykładem tego jest zakaz noszenia symboli religijnych przez osoby sprawujące funkcję publiczną. Obrazuje go głośna sprawa żłobka Baby Loup, którego pracownica została zwolniona, ponieważ zaczęła przychodzić do pracy w chuście. Zasada laickości egzekwowana jest bezlitośnie. Nawet skrajna prawica, z Marine Le Pen na czele, zapewnia, że nie wyklucza ze wspólnoty narodowej osób pochodzenia imigranckiego, jeżeli tylko podporządkują się one ideałom laickości, równości, wolności. Po czwarte: czy wprowadzamy takie same gwarancje? Niewątpliwie część mechanizmów przewidzianych polską ustawą antyterrorystyczną pokrywa się z tymi francuskimi. Dotyczy to m.in. technik operacyjnych czy blokowania Internetu. Jednak fundamentalną różnicą między ustawodawstwem polskim a francuskim są wprowadzone gwarancje. We Francji zgodę na użycie środków inwigilacyjnych wydaje sąd na wniosek prokuratora. Jedynym wypadkiem, gdy poddanie osoby podejrzanej o terroryzm wywiadowi nastąpić może bez zgody sądu, jest użycie urządzeń IMSI catchers w sytuacji bezpośredniego ryzyka ataku terrorystycznego. Decyduje o tym prokurator, jednak jego decyzja musi zostać potwierdzona przez sąd w przeciągu 24 godzin; w przeciwnym razie zebrane dane nie mogą zostać użyte. Ustawa polska upoważnia z kolei szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego do samodzielnego zadecydowania o zastosowaniu technik operacyjnych, a na mocy najnowszej nowelizacji kodeksu postępowania karnego sąd praktycznie nie ma możliwości odrzucenia nielegalnie zdobytych dowodów. Innym przykładem jest wprowadzenie we Francji kontroli nad działalnością wywiadowczą. Ustawa o wywiadzie z lipca 2015 r. powołała do życia niezależny organ – Narodową Komisję Kontroli Technik Wywiadowczych. Jej członkowie wydają każdorazowo opinie na temat zastosowania technik wywiadowczych, mają oni też dostęp do informacji niejawnych. Komisja sprawuje stały nadzór nad prowadzoną inwigilacją, może wydawać zalecenia, a nawet wystąpić z odwołaniem od zastosowania techniki operacyjnej do Rady Stanu. Polskie prawo nie przewiduje żadnych mechanizmów niezależnej kontroli nad wywiadem. Od miesięcy świat pochyla się nad Francją – oto ojczyzna praw człowieka żyje w permanentnym stanie wyjątkowym i uchwala prawo nazywane przez jego krytyków „zabójczym dla wolności”. Tymczasem w Polsce, gdzie zagrożenie terroryzmem jest nieporównywalnie mniejsze, wprowadza się ustawodawstwo antyterrorystyczne, które ma być wzorowane na tym francuskim, nie przewidując jednak podstawowych gwarancji i naruszając święte nad Sekwaną zasady równości wobec prawa i niedyskryminacji. Taka wybiórczość w imporcie rozwiązań z Francji wydaje się spójna z niejednoznaczną retoryką władz polskich, w której francuska polityka antyterrorystyczna jest raz wzorem do naśladowania, a raz obiektem kpin. Weronika Adamska Małgorzata Szumańska Autorka Temat służby antyterroryzm bezpieczeństwo Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje dane i jakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Leave this field blank Zobacz także Artykuł Polski rząd wdraża prawo unijne… niezgodnie z prawem unijnym. Służby dostaną więcej danych Polski rząd wdraża unijną dyrektywę ustanawiającą Europejski kodeks łączności elektronicznej. Mógł skupić się na dostosowaniu starych przepisów do tego, jak obecnie korzystamy z e-maili czy komunikatorów. Jednak przy okazji wprowadzania nowych regulacji dla sektora telekomunikacyjnego rząd… 10.01.2023 Tekst Artykuł Czy ABW inwigilowała uczestników protestów? Wygrywamy w sądzie z Ministerstwem Cyfryzacji! Ile razy w latach 2016–2017 ABW pobierała zdjęcia paszportowe z bazy prowadzonej przez Ministerstwo Cyfryzacji? Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie rozstrzygnął, że pytanie, które skierowaliśmy do MC, dotyczy informacji publicznej, i zobowiązał resort cyfryzacji do rozpatrzenia naszego… 11.12.2018 Tekst Artykuł TSUE krytykuje obowiązek retencji danych Narzucony operatorom obowiązek przechowywania danych telekomunikacyjnych na potrzeby służb jest niezgodny z prawem unijnym – zdecydował Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. 07.10.2020 Tekst