Artykuł 11.06.2018 5 min. czytania Tekst Image Jeśli Emanuel Macron zdoła przekonać parlament do swojego pomysłu walki z fake newsami, francuscy sędziowie będą musieli szybko przeszkolić się w dziennikarstwie śledczym. Zaproponowane przez francuskiego prezydenta prawo zakłada, że w zaledwie 48 godzin od zgłoszenia sąd będzie musiał zdecydować, czy konkretna informacja (a dokładnie zawarty w niej zarzut lub sugestia) jest niewiarygodna (czy „jest pozbawiona możliwych do zweryfikowania elementów, które uczyniłyby ją wiarygodną”). Sędzia miałby też oceniać, czy autor newsa działał w złej wierze. Jeśli tak, informacja miałaby być niezwłocznie blokowana. „Taki, co mówi, że ma sto procent racji, to największy łajdak”* Wyobraźmy sobie egzekwowanie tego prawa na przykładzie typowego scenariusza walki politycznej: w gorącym momencie kampanii wyborczej gdzieś w sieci pojawia się ciężki, personalny zarzut pod adresem jednego z kandydatów (jednej z kandydatek). To może być korupcja, pranie brudnych pieniędzy, powiązania z mafią, niepłacenie podatków, niemoralne zachowanie. Cokolwiek. Czasem zarzutowi towarzyszy „jakiś dokument” – coś, co wygląda na odręcznie podpisany wyciąg z rachunku albo umowę; czasem tylko niewyraźne zdjęcie paru osób w dwuznacznej sytuacji, czasem zupełnie nic. Plotka szybko się niesie – kontrkandydaci zaczynają snuć insynuacje i zadawać niewygodne pytania. Mnożą się nagłówki w brukowcach opatrzone wykrzyknikami, ale też (z ostrożności) znakami zapytania. Przecież tak naprawdę to tylko plotka. W tym momencie wkracza sąd i zaczyna gorączkowo weryfikować poszlaki. Ile osób jest w stanie przesłuchać w 48 godzin (zakładając, że rzeczywiście rzuci wszystko inne i w pełni wykorzysta ten czas)? Czy będzie w stanie dotrzeć do jakichkolwiek dowodów (nagrań z monitoringu, billingów, metadanych z serwisów internetowych)? Czy znajdzie na czas grafologa, który zweryfikuje wiarygodność podpisu? Czy bank albo fundusz off-shore w takiej procedurze uchyli tajemnicę chroniącą dane swoich klientów? Bardzo wątpliwe. Sędzia – nawet jeśli nie będzie mieć żadnych wątpliwości co do złej woli autora plotki – będzie musiał wziąć na siebie (polityczne i etyczne) ryzyko „zadekretowania” nieprawdy bez możliwości jej zweryfikowania. Jeśli to zrobi, jaki powinien być kolejny krok? Czy wystarczy zablokowanie samej informacji źródłowej, czy jednak wszystkie niewygodne pytania i insynuacje powinny zniknąć z sieci? A jeśli nie uda się zblokować konkretnych postów – czy można pójść dalej i zablokować cały serwis? W polityce emocje liczą się bardziej niż fakty Cenzura, nawet w wersji następczej i pod kontrolą sądową, to – szczególnie w polityce – droga donikąd. Mimo pomówień rozsiewanych na jego temat w przeddzień kluczowej debaty Macron wygrał demokratyczne wybory. Fakt, że plotki o jego rzekomym rachunku na Bahamach wspierały rosyjskie media i samą Marine Le Penn, dla wielu osób mógł stać się ostatecznym argumentem, by na niego zagłosować. Dziś trzeba głębiej pogrzebać w sieci, żeby dotrzeć do źródła tamtej plotki: wszystkie popularne wyniki wyszukiwania dotyczą reakcji samego Macrona, podejmowanych przez niego kroków prawnych i spekulacji zachodnich mediów na temat udziału Rosji w całym zamieszaniu. Nie wiemy, czy wygrała prawda. Ale wiemy, kto wygrał. Zdążyliśmy się przekonać, że w polityce emocje liczą się bardziej niż fakty. W epoce, w której postprawda rządzi bez żadnych listków figowych, a merytokracja jest obiektem masowego hejtu, trudno zrozumieć polityków, którzy na sztandarze umieszczają walkę z fake newsami. Dla samego Macrona mogłaby to być gorzka lekcja demokratycznych standardów, które ustalają nie sądy, ale media społecznościowe. Jeśli rzeczywiście – z pomocą działających pod presją czasu sędziów – udałoby mu się zablokować kolejną kampanię pomówień, ślad, jaki zostanie po nim w wyszukiwarce, nie będzie już tak pochlebny. Z progresywnego polityka atakowanego przez skorumpowane elity szybko stanie się cenzorem blokującym swoich krytyków. Jak naprawdę walczyć z fake newsami Nie bez powodu mamy w Europie dość rozwinięte mechanizmy prawne do walki z nielegalnymi treściami (jak np. obrazy seksualnego wykorzystywania dzieci czy – na drugim końcu skali – naruszenia praw autorskich i zwykłe pomówienia), ale nie mieszamy wymiaru sprawiedliwości do oceny (nie)rzetelnego dziennikarstwa. Na zwykłe pomówienie (bez względu na to, czy dotyczą życia prywatnego, czy politycznego) każdy może zareagować pozwem cywilnym. Sąd w takim postępowaniu może zarządzić tzw. środek tymczasowy i – w uzasadnionych przypadkach – zablokować publikację książki albo nakazać zdjęcie zniesławiającego artykułu. Ale debata publiczna toczy się dalej. Najskuteczniejsze środki reagowania na nierzetelne dziennikarstwo mamy w swoich rękach: ostatecznie sami decydujemy, co kupujemy, lajkujemy i promujemy w swoich kanałach społecznościowych. A za nami podążają reklamodawcy. W sieci nie ma darmowych treści – rzetelne analizy i dziennikarstwo śledcze nie powstaną w finansowej próżni, ale nawet te prymitywne fejki ktoś musi sfinansować. W dominującym modelu najczęściej będzie to reklamodawca, który rozlicza się z wydawcą za liczbę odsłon (rzadziej za to, ile osób faktycznie zareaguje na jego reklamę). Dopóki ten model trwa, najlepszym narzędziem walki z nierzetelnymi treściami jest nieklikanie na nie lub oddziaływanie na sieci reklamowe, by te nie finansowały serwisów, które takie treści dopuszczają. *Czesław Miłosz, „Zniewolony Umysł” Katarzyna Szymielewicz Tekst ukazał się w cyfrowym wydaniu Tygodnika Polityka. Wspieraj naszą walkę o wolność i prywatność! Wpłać darowiznę na konto Fundacji Panoptykon. Anna Obem Autorka Temat dezinformacja Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje dane i jakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Leave this field blank Zobacz także Podcast Czy oznaczanie dezinformacji ma sens? Rozmowa z Mateuszem Cholewą Jak wygląda praca ludzi demaskujących fake newsy i czy ten wysiłek w ogóle ma sens? Czy platformy pomagają czy bardziej przeszkadzają w docieraniu do prawdy? W tym odcinku Katarzyna Szymielewicz rozmawia z Mateuszem Cholewą – analitykiem organizacji Demagog (pierwszej w Polsce organizacji fact-… 15.12.2022 Dźwięk Artykuł Wybory bez dezinformacji – działamy dalej W zeszłym tygodniu zakończyliśmy serię warsztatów „Wybory bez dezinformacji” dla dziennikarzy mediów lokalnych i krajowych, blogerów i aktywistów, które prowadziliśmy razem z Fundacją Reporterów. Mamy nadzieję, że warsztaty pomogą uczestnikom w zmaganiach z dezinformacją podczas relacjonowania… 05.10.2018 Tekst Podcast Dezinformacja: jak rozpoznać, jak się bronić? Rozmowa z Beatą Biel Kto odpowiada za dezinformację w sieci, a kto się na nią nabiera? Co robić by jej nie ulec? Jaka czeka nas przyszłość dezinformacji? – opowiada Beata Biel, dziennikarka, trenerka z Fundacji Reporterów i szefowa portalu fact-checkingowego Konkret24. 06.12.2018 Dźwięk