Co możesz zrobić po obejrzeniu Social Dilemma (poza wyrzuceniem telefonu)?

Artykuł

„Sprawdzasz telefon przed porannym siku czy w jego trakcie?” – to pytanie najkrócej podsumowuje problemy dotyczące nowych technologii, z którymi mierzymy się dzisiaj na całym świecie, a którym poświęcony jest głośny dokument Społeczny dylemat w reżyserii Jeffa Orlowskiego. Dlaczego jednak tak się dzieje? Czego dotyczy tytułowy społeczny dylemat i kto ma znaleźć jego rozwiązanie? Mamy dla was dwie wiadomości: złą – problem nie jest nowy; i dobrą – nie musimy bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak platformy technologiczne przejmują władzę nad światem.

„Łatwo jest teraz zapomnieć, że te narzędzia stworzyły cudowne rzeczy. Odnalazły członków rodziny czy dawców organów. Dzięki tym platformom na całym świecie zachodziły pozytywne, znaczące, systemowe zmiany. Byliśmy naiwni co do drugiej strony tego medalu” – tak Tim Kendall, były dyrektor ds. monetyzacji Facebooka, były prezes Pinteresta; człowiek, który wymyślił, jak Facebook ma zarabiać, czyli któremu zawdzięczamy „model biznesowy polega[jący] na subtelnym wpływaniu na nasze zachowanie”, mówi dzisiaj o platformach.

Rzeczywiście, łatwo o tym zapomnieć, zwłaszcza gdy w domu mamy dzieci, którym ciężko oderwać się od szklanego ekranu, a media donoszą o tym, jak Facebook na potrzeby reklamodawców targetuje dzieciaki o obniżonym nastroju. W dokumencie ten problem ilustrują fabularne scenki: obiad bez urządzeń, który kończy się włamaniem 11-latki do pudełka z pikającym powiadomieniami smartfonem, czy próba wytrzymania tygodnia bez telefonu, która zakończy się po dwóch dniach jeszcze głębszym zanurzeniem w teorie spiskowe publikowane na Facebooku czy YouTubie przez każdego, kto ma na to ochotę. Ale czy ten problem dotyczy tylko dzieci? Dorośli wcale nie są lepsi.

Jeśli nie płacisz za produkt, to ty jesteś produktem.

W ich przypadku problem jest nawet bardziej złożony, bo te same urządzenia służą im do pracy. Efekt? Wychodzisz z biura, w którym jesteś cały czas podłączony czy podłączona do Internetu, i po powrocie do domu – zamiast bawić się z dziećmi – sprawdzasz powiadomienia. Tristan Harris, były etyk designu Facebooka, wcześniej pracujący w zespole Gmaila firmy Google, opowiada, dlaczego tak się dzieje: „50 designerów, dwudziesto-, trzydziestopięcioletnich białych facetów w Kalifornii, podejmowało decyzje mające wpływ na dwa miliardy ludzi. Dwa miliardy ludzi myślało to, czego nie miało zamiaru, bo designer w Google’u powiedział: »Tak będą działały powiadomienia na ekranie, który oglądasz rano«”.

To właśnie on i jemu podobni – zadbani, młodzi, bogaci, biali mężczyźni urządzili nam świat technologii, jaki znamy dziś. Zaczęło się od wspomnianego Google’a, którego w 2006 r. branża podziwiała jako firmę, która dostarcza fajny produkt, a przy tym jest maszynką do zarabiania pieniędzy. „Wszyscy chcieliśmy być jak oni” – mówi w filmie Tim Kendall. Czyli jacy? Chcieli zarabiać pieniądze – dużo pieniędzy – w elegancki sposób. A do czego to doprowadziło? Lista problemów, które ukazuje film, jest długa: od „jeśli nie płacisz za produkt, to ty jesteś produktem” przez „społeczeństwo informacyjne przekształciło się w społeczeństwo dezinformacji” po „wszystkie te dane, które im chętnie dajemy, wprowadzane są do systemów, które nie są kontrolowane przez ludzi i które coraz lepiej przewidują, co zrobimy i kim jesteśmy”.

Autorytety ze świata akademickiego od dawna mówią i piszą o tym, jak nadzorczy kapitalizm szkodzi społeczeństwu (Shoshana Zuboff); podają długie listy powodów, dla których należy zrezygnować z social mediów (Jaron Lanier); dowodzą, jak niebezpieczne są algorytmy wykorzystywane w technologiach (Cathy O’Neil). Ale w filmie usłyszymy też wypowiedzi licznych byłych speców, dyrektorów i prezesów, którzy urządzili nam ten współczesny świat. Nie dowiemy się od nich jednak, jak rozwiązać tytułowy „społeczny dylemat”. Więcej: nie umieją nawet nazwać problemu, w którego tworzeniu wzięli czynny udział (chociaż nie mieli złych intencji: „wypuszczasz je, a one żyją własnym życiem” – tak o narzędziach mówi w filmie Alex Roetter, były wiceprezes Twittera ds. inżynierii). Czy krytyka tego zjawiska z ust byłego dyrektora Facebooka do spraw monetyzowania uwagi lub człowieka, które współtworzył przycisk „Lubię to”, jest dość wstrząsająca, żeby przekonać widzów, w jakim bagnie tkwimy?

Nie musimy bezczynnie siedzieć i patrzeć, jak platformy technologiczne przejmują władzę nad światem.

Niechby chociaż tyle. W Europie działają organizacje – w tym Fundacja Panoptykon, które od dekady trąbią o problemie i szukają dla niego rozwiązań. Dzięki produkcji Netflixa nasza praca może przebić się do szerszej świadomości. Możecie nam w tym pomóc. Jak? Jeżeli w rozmowie ze znajomymi, którym próbowaliście opowiedzieć, co Was niepokoi w rozwoju Internetu i nowych technologii, napotykaliście mur, podpowiedzcie im obejrzenie tego filmu. Gwarantujemy stuprocentową skuteczność w zrozumieniu tematu. Nie zapomnijcie wspomnieć, że istnieje organizacja, która od lat walczy z sygnalizowanymi w filmie problemami: zarówno na poziomie indywidualnych użytkowniczek i użytkowników, podpowiadając, w jaki sposób (stopniowo i bez zadyszki) zwiększyć ochronę swojej prywatności; jak i systemowo, walcząc o nowy, lepszy Internet dla nas wszystkich. I że można ją wspierać darowiznami i 1% podatku.

Anna Obem

Społeczny dylemat (The Social Dilemma), reż. Jeff Orlowski, 2020 – do obejrzenia na Netflixie

Wszystkie cytaty pochodzą z filmu.

Komentarze

Film rzeczywiście jest przystępnym preludium do tematyki prywatności w Internecie i problemu mediów społecznościowych, bo nieźle gra na emocjach widzów i jakieś 3/4 filmu jest bardzo sensowne. Jednak według mnie po części prowadzona w nim pod koniec narracja jest trochę przesadzona, czego nie lubię w filmach chcących przywdziewać miano dokumentalnych. Pod koniec filmu autorzy zdają się sugerować jakoby media społecznościowe były winne problemom, które tak naprawdę nie powstały z ich powodu. Tak jakby chcieli ukazać je bardziej wpływowymi niźli są naprawdę. Czystki etniczne i przemoc istniały zanim pojawiły się media społecznościowe. Fake newsy mogą być rozpowszechniane w sposób będący kompletnie poza czyjąkolwiek kontrolą. Np. na przestrzeni ostatnich lat mogliśmy słyszeć w mediach o problemie rozprzestrzeniania fake newsów w Indiach, prowadzących do linczowania ludzi (https://www.bbc.com/news/world-asia-india-45140158), a działo się to za pomocą szyfrowanego end-to-end WhatsAppa. W roli WhatsAppa mógłby stać gloryfikowany w kręgach kryptonerdów Signal i już trochę narracja o wielkim złym Facebooku nie do końca się tu klei. Ludzie i ich nieprzystosowanie do życia w świecie pełnym informacji też są winni, nie tylko Silicon Valley. Tematu jednak nie rozwinięto.
Wśród wielkich złych korporacji zapomniano też wspomnieć o Netflixie. Cóż za przypadek :-)
Oczywiście wzbudzenie emocjonalnej reakcji w widzu musi mieć miejsce, by film mógł stanowić jakiś zalążek dla procesu wewnętrznej przemiany własnego światopoglądu, ale patrząc na to sceptycznym okiem, ciężko nie zauważyć takich szczegółów. Oczywiście rozumiem argumenty o tym, że media społecznościowe to niesamowity amplifikator i to jest ich główna wina, ale radykalizacja ma miejsce również bez nich, choćby na niszowych platformach jak 4chan, które mają strukturę banalnie prostego forum, gdzie za przyciskiem odpowiedzi nie stoi 30 inżynierów łamiących sobie głowę jaką sztuczką psychologiczną zmusić użytkownika do interakcji.

Nie podoba mi się też powielanie hasła "Jeśli nie płacisz za produkt, to ty jesteś produktem". Moim zdaniem to krzywdzące uogólnienie. W dzisiejszym świecie coraz częściej spotykamy się z sytuacją, że płacimy za produkt, a mimo to dalej sami jesteśmy produktem (kupiliście kiedyś chiński telefon?). Poza tym, gdzie to stawia cały ruch free software? Przecież nic za to nie płacimy, a oprogramowanie open-source w większości przypadków pracuje na korzyść użytkownika. O ile ludzie zaznajomieni z tematem to wiedzą, o tyle dla laika tworzy to swego rodzaju dysonans poznawczy.

No, ale pomimo całej tej krytyki film jest niezły i warto go zobaczyć.

Pozdrawiam

Dzięki za ten komentarz! Spotkaliśmy się też z głosem, że film upraszcza, ale dzięki temu dotrze do szerszego kręgu odbiorców, bo bardziej zniuansowana narracja jest trudniejsza w odbiorze. Coś o tym wiemy...

Dodaj komentarz