W pierwszej połowie grudnia w Katowicach odbędzie się szczyt klimatyczny Narodów Zjednoczonych (COP24). Ustawa regulująca organizację tego wydarzenia ogranicza prawa obywatelskie w stopniu, do którego niestety powoli się przyzwyczajamy.
Przy okazji lipcowych protestów w obronie niezawisłości sądów pojawiły się niepokojące doniesienia prasowe, zgodnie z którymi opozycja i uczestnicy manifestacji byli inwigilowani przez Policję i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Gazeta Wyborcza informowała m.in. o tym, że Policja przekazywała ABW nagrania uczestników manifestacji, a ta za pomocą systemu rozpoznawania twarzy porównywała je ze zdjęciami zamieszczonymi w ewidencji dokumentów paszportowych. Postanowiliśmy zweryfikować te doniesienia. Oto wstępne wyniki naszego śledztwa.
Patrol policji na rogu ulicy to nie jest powód do niepokoju: w normalnie działającym państwie to raczej sygnał, że jest ktoś, kto czuwa nad naszym bezpieczeństwem. Lepszy taki patrol, niż słabo widząca i zawodna kamera monitoringu. Przez ponad 25 lat wolnej Polski oswoiliśmy się z widokiem przyjaznej obywatelom policji na ulicach. Co innego tajniacy śledzący niewinnych obywateli i najeżone sprzętem podsłuchowym wozy operacyjne, zaparkowane w miejscach protestów. Czy afera z inwigilacją opozycji to już powód, żeby ogrzewać stare lęki? Jak kontrolować tajne działania służb w przestrzeni publicznej?
W czwartek 21 kwietnia poznaliśmy wreszcie zapowiadany od miesięcy, a trzymany długo w tajemnicy, projekt ustawy antyterrorystycznej. Naszym zdaniem część proponowanych przepisów jest niezgodna z Konstytucją i Europejską konwencją praw człowieka. Nie dotyczą one tylko terrorystów i osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa – dotkną nas wszystkich, ograniczając nasze prawa i wolności. Dołącz do ludzi, którzy nie chcą milczeć, gdy stawką są ich prawa i wolności. Podpisz apel i przekaż go innym!
Rada Ministrów przyjęła wczoraj projekt nowego prawa o zgromadzeniach. Na ostatnim etapie prac zniknął z niego krytykowany przez nas pomysł dotyczący możliwości anonimowego udziału w marszach. Organizator miał mieć możliwość zadeklarowania, że „nie przewiduje udziału osób zamaskowanych”. Naszym zdaniem nie rozwiązałoby to problemu bezpieczeństwa podczas manifestacji, mogłoby jednak doprowadzić do niepokojącej sytuacji, w której organizator oraz podlegające mu służby porządkowe wywierałyby presję na osoby anonimowo uczestniczące w zgromadzeniu.
Manifestacje są węzłowym elementem demokracji, wentylem bezpieczeństwa, przez który uchodzi obywatelskie niezadowolenie. Możliwość zgłaszania demonstracji w ostatniej chwili (tzw. zgromadzenia spontaniczne), odwołania się od zakazującej manifestacji decyzji miasta czy wreszcie odpowiedzialność organizatora za działania uczestników marszu – to szczegółowe, ale niezwykle istotne dla debaty publicznej (której częścią są demonstracje) problemy prawne. Do tego zbioru od lat włączane są propozycje dotyczące możliwości anonimowego udziału w demonstracjach. Pod pozorem troski o bezpieczeństwo, uderzają w fundamentalny element wolności zgromadzeń: prawo do zasłonięcia twarzy. Tego wątku nie zabrakło również w projekcie przygotowanym przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji.
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji opublikowało projekt nowej ustawy – Prawo o zgromadzeniach. Nowe przepisy mają zastąpić ustawę z 1990 r. i wdrożyć wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 18 września 2014 r. Ministerstwo planuje uregulowanie drogi odwoławczej, która przysługuje organizatorom zgromadzenia od decyzji gminy zakazującej przeprowadzenia manifestacji. Resort chce także dopuścić organizację tzw. zgromadzeń spontanicznych (stacjonarnych), które będą mogły być zgłaszane na kilka godzin przed planowanym wydarzeniem. Najważniejsze z perspektywy Panoptykonu jest jednak to, że projekt nie powiela prezydenckiej propozycji zakazu udziału w demonstracjach osób zasłaniających twarz. Co prawda, w zgłoszeniu organizator może zadeklarować, że nie przewiduje udziału osób zamaskowanych, jednak nie oznacza to, że będą one automatycznie wykluczone z udziału w zgromadzeniu.
Za kilka dni przez Warszawę przejdzie Marsz Niepodległości. Od kilku lat Świętu Niepodległości towarzyszy ten sam, niestety przewidywalny, spektakl. Przy okazji marszu dochodzi do zniszczeń (czy w tym roku znów spłonie słynna tęcza?). Po kilku dniach, albo nawet godzinach, politycy mają już prostą diagnozę i rozwiązanie: „wszystko przez zamaskowanych bandytów, którzy psują narodowe święto – zakażmy zasłaniania twarzy podczas manifestacji”. Poza charakterystyczną dla populistycznych haseł chwytliwością i pozorną skutecznością – nic nie przemawia za przyjęciem takiego rozwiązania: od logiki po konstytucję. Dlatego już przed marszem apelujemy, by uważnie przyglądać się działaniu organizatorów i policji, bo to od ich skuteczności zależy bezpieczeństwo w stolicy.
Logika
Za postulatem zakazu zasłania twarzy kryje się założenie, że pozwoli on uniknąć zamieszek, ponieważ podporządkują mu się osoby agresywne. Czyli osoby, które palą tęczę, atakują squaty, niszczą mienie – i robią to zwykle poza trasą manifestacji, czyli obszarem obowiązywania zakazu. Zła wiadomość – osoby, które nie wahają się przed rzuceniem kamieniem, nie zawahają się przed założeniem kominiarki.
Wczoraj w Brazylii rozpoczęły się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Władze tego południowoamerykańskiego państwa wydały ogromne kwoty na budowę stadionów, rozwój infrastruktury drogowej i turystycznej oraz zapewnienie bezpieczeństwa. Jednak tym inwestycjom towarzyszą bardzo silne protesty ze strony Brazylijczyków. Z jednej strony duże wydatki publiczne na mundial kontrastują z wciąż ogromnymi nierównościami w tym kraju i niedofinansowaniem np. edukacji, opieki zdrowotnej czy pomocy społecznej; z drugiej – razi widoczna i bardzo agresywna polityka bezpieczeństwa. Można by rzec, że nic nowego – właściwie wszystkim wielkim imprezom sportowym towarzyszą niezwykle restrykcyjne środki nadzorcze.
Po wydarzeniach z 11 listopada politycy wrócili do pomysłu zakazu zasłaniania twarzy podczas manifestacji.