Co Parlament Europejski powinien zdecydować w sprawie walki z pornografią dziecięcą? Komentuje Joe McNamee

Artykuł
22.02.2011
4 min. czytania
Tekst

Zbliża się moment, w którym Parlament Europejski, na głosowaniu plenarnym, zadecyduje o kształcie dyrektywy w sprawie walki z przemocą seksualną wobec dzieci, a jednocześnie i o tym, czy wprowadzić w Unii Europejskiej obowiązkowe blokowanie stron internetowych z pornografią dziecięcą.

Propozycje Komisji Europejskiej – która dyskusję na temat blokowania rozpoczęła – i kampania na rzecz ich wprowadzenia są zrozumiałą reakcją na to, że strony z dziecięcą pornografią stają się coraz bardziej drastyczne. Na pierwszy rzut oka zablokowanie takiej strony wydaje się uzasadnionym działaniem. Pod względem politycznym, takie populistyczne hasła łatwo znajdują uznanie w społeczeństwie – bardzo często, kiedy mówi się o ochronie praw dziecka, zdrowy rozsądek odchodzi na dalszy plan. Nawet w ten weekend, jeden z lobbystów powiedział na łamach dziennika The Observer, że od blokowania stron z dziecięcą pornografią nie powinno przysługiwać odwołanie. Jak na ironię, można się zastanowić jak na takie postulaty zareagowałby UNICEF – od ponad roku system WIFI St Pancras należący do międzynarodowej stacji w Londynie blokuje na stronie organizacji tekst Konwencji Praw Dziecka.

Efektywną ochronę praw dzieci na całym świecie utrudnia szafowanie frazesami oraz nieprzemyślane działania. Władze chętnie używają twardych sloganów; niestety, każda wypowiedź polityków w mediach, która potępia np. dziecięcą pornografię, a jednocześnie nie zawiera żadnych konkretnych deklaracji, przyczynia się do tego, że w ustawodawstwie brakuje skutecznych i restrykcyjnych środków prawnych mogących przeciwdziałać tego typu przestępstwom. Niektóre osoby i organizacje, określające siebie mianem obrońców praw dziecka, konsekwentnie przyłączają się do tych niekonkretnych deklaracji politycznych, przez co szkodzą sprawie, której oficjalnie bronią.

Wszystkie kraje świata z wyjątkiem Somalii podpisały i ratyfikowały Konwencję Praw Dziecka ONZ lub jej Protokół Fakultatywny w sprawie handlu dziećmi, dziecięcej prostytucji i dziecięcej pornografii. Dokument ten zobowiązuje jego sygnatariuszy do podejmowania wszelkich możliwych środków na poziomie narodowym, bilateralnym i międzynarodowym mających na celu zapobieganie tworzeniu pornografii z udziałem dzieci. Protokół Fakultatywny przewiduje, że pornografia dziecięca jest przestępstwem dokładnie opisanym w prawie karnym.

 Wiadomo nam, że w wielu krajach strony z pornografią dziecięcą pozostają w sieci wiele miesięcy po ich „wykryciu.”  Apelujemy do ONZ o potępienie tych rażących zaniedbań w przestrzeganiu Konwencji. Gdzie są alternatywne raporty organizacji pozarządowych potępiające poszczególne kraje za rażące zaniedbania w kwestii ochrony najsłabszych istot w społeczeństwie? Gdzie są sankcje dla krajów nie przestrzegających prawa międzynarodowego zobowiązującego do podjęcia „wszystkich narodowych, bilateralnych i międzynarodowych środków stojących na straży praw dzieci?” Wiele krajów ogranicza się do pustych deklaracji lub półśrodków, takich jak blokowanie stron.

 Problem polega na tym, że nie istnieją odpowiednie mechanizmy egzekwowania Konwencji i Protokołu Fakultatywnego. Każdy kraj może taki dokument „podpisać i zapomnieć” nie wcielając go w życie a mnożąc przy tym nowe deklaracje o obietnice polityczne.

Mówi się, że blokowanie stron, jako część szeroko zakrojonej strategii działania, jest jedynie „dodatkowym środkiem ochrony.” Niestety, w praktyce blokowanie często zwalnia władze państwowe z moralnego obowiązku podejmowania innych działań. Pomimo, że politykom nie udaje się skutecznie przeciwdziałać pornografii w Internecie, społeczeństwo od dłuższego czasu wierzy w ich deklaracje i zapowiedzi zmian – władze twierdzą, że zwalczają dziecięcą pornografię, gdy w rzeczywistości wymagają jedynie od operatorów sieci by blokowali strony zawierające nielegalne treści. W ten sposób – bardziej niż swoją bezradność, władze maskują nielegalne strony.

Dlaczego więc obrońcy praw dziecka lobbują na rzecz blokowania stron? Nieuczciwe byłoby twierdzić, że są wspierani finansowo przez władze państwowe i dlatego nie krytykują ich działań. Lobbyści opierają swoje stanowisko raczej na założeniach i hipotezach, niż twardych faktach - w imię przesłanki, że „cokolwiek” jest zawsze lepsze niż „nic.”

Dziś stawiamy sobie pytanie, czy Parlament Europejski opowie się za opcją populistyczną i zdecyduje się na wdrożenie procedur, o których wie, że są nieskuteczne, zwalniając przy tym władze państwowe z odpowiedzialności i maskując ich nieudolność w kwestii usuwania nielegalnych materiałów oraz ścigania autorów. Druga możliwość, która stoi przed eurodeputowanymi, to odważne powiedzenie „dość” i wdrożenie już nie kosmetycznych zmian, ale realnych środków mających na celu skuteczne przeciwdziałanie przemocy w Internecie skierowanej przeciwko najsłabszym istotom w społeczeństwie.

Joe McNamee (EDRi)

Tłumaczenie: Maciej Małaj

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.