Europosłowie przeciwko cenzurze Internetu. Kilka słów komentarza do głosowania w LIBE

Artykuł
15.02.2011
4 min. czytania
Tekst
Image

14 lutego w Strasburgu europosłowie przeciwstawili się cenzurowaniu Internetu. Podczas głosowania w Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) z projektu Komisji Europejskiej wypadło promowane przez Komisarz Malmstroem obowiązkowe blokowanie stron z pornografią dziecięcą. Zwyciężył pogląd, że blokowanie to instrument zbyt kontrowersyjny, by obligować kraje unijne do jego wprowadzania.

Skąd tak wielkie kontrowersje? I dlaczego od miesięcy wzywamy, by strony upadlające dzieci skutecznie usuwać, a nie blokować, bo blokowanie to cenzura i nieskuteczna prowizorka? Otóż blokowanie wymagać będzie zastosowania technologii analizującej treści przesyłane przez Internet, zagraża więc prawu do prywatności i ochrony danych osobowych, podważa konstytucyjne prawo do ochrony korespondencji. A poza tym rodzi realne zagrożenia objęciem cenzurą również innych nie tylko szkodliwych, ale po prostu niewygodnych dla niektórych, treści. Tym większym sukcesem jest wczorajsze głosowanie Komisji Wolności Obywatelskich PE.

Na naszej stronie znajdziecie wiele materiałów na temat blokowania Internetu. W akcji „Napisz pięć tez” udział wzięli internetowi eksperci, obrońcy praw dzieci, aktywiści i politycy. Ich opinie to niemal kompendium wiedzy. Zapraszamy do lektury i obejrzenia nagrania z debaty, jaką zorganizowaliśmy na ten temat w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Prof. Irena Lipowicz objęła patronat nad debatą, gdyż Internet i sposób jego działania ma ogromne znaczenie dla współczesnych społeczeństw i praw obywateli. Pamiętamy próby powstrzymania mieszkańców Francji przed ściąganiem z sieci materiałów, chronionych prawem autorskim. W roku 2009 Prezydent Sarkozy uparł się, by odłączać konsumentów od Internetu – i to bez wyroku sądu, a w drodze zwykłej decyzji administracyjnej. Francuzki Trybunał Konstytucyjny uznał to za niezgodne z Konstytucją. Prawo dostępu do Internetu uznane zostało za jeden z elementów prawa do wolności słowa, w podjęciu decyzji o jego ograniczeniu musi więc uczestniczyć sąd.

Projekt dyrektywy w sprawie zwalczania seksualnego wykorzystywania dzieci w wersji, zaproponowanej przez Komisje Europejską, przewidywał m.in. blokowanie stron WWW – obligatoryjne we wszystkich krajach UE i bez decyzji sądu. Nic dziwnego, że wielu uznało to za kolejną próbę ograniczenia praw podstawowych i wolności słowa w internecie. Polska koalicja organizacji pozarządowych i aktywistów internetowych już rok temu protestowała przeciwko wprowadzeniu Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Wówczas to Premier Tusk w blasku fleszy, podczas słynnego spotkania z internautami, wycofał się z tworzenia Rejestru oraz obiecał konsultowanie wszelkich inicjatyw legislacyjnych dotyczących funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego. Gdy więc po miesiącach ciszy 3 grudnia 2010 r. przedstawiciel polskiego rządu na posiedzeniu Rady UE poparł blokowanie, w środowisku zawrzało.

Zawrzało nie tylko w Polsce. Nasza kampania to część sprzeciwu europejskich organizacji, broniących wolności w sieci – a także praw dzieci, bo przecież zorientowani wiedzą, że blokowanie to nieskuteczna prowizorka, że strony z pornografią dziecięcą trzeba skutecznie USUWAĆ, a nie nieskutecznie blokować. Także po to, by lepiej chronić dzieci.

Komisja Wolności Obywatelskich usłyszała nasze argumenty i poparła rozwiązanie kompromisowe. W tym wypadku kompromis to wycofanie się z najbardziej kontrowersyjnych propozycji, przede wszystkim obowiązkowego blokowania stron z pornografią dziecięcą, ale także rezygnacja z niedemokratycznego promowania „samoregulacji” dostawców Internetu i środków pozaprawnych służących blokowaniu. To ogromny sukces europejskich aktywistów, którzy ostatni tydzień spędzili dzwoniąc i pisząc do biur poselskich w Brukseli. Jednak bynajmniej nie koniec walki o wolny Internet. Przed nami jeszcze głosowanie plenarne w Parlamencie i, co najważniejsze, ostateczna decyzja Rady Unii Europejskiej, czyli rządów. W kontekście tej ostatniej, bardzo wiele zależy od Polski.

Mimo tego, że nasz kraj do potęg w Unii Europejskiej nie należy, akurat w przypadku tej konkretnej dyrektywy polskie stanowisko mogłoby przeważyć szalę. Dlaczego? Dyrektywę w kształcie przewidującym obowiązkowe blokowanie sieci poparły wszystkie liczące się państwa z wyjątkiem Niemiec. Do niemieckiej mniejszości – opowiadającej się za pozostawieniem tej decyzji w gestii państw członkowskich – przyłączyło się kilka małych państw i Rumunia. Gdyby po tej stronie opowiedziała się także Polska, byłaby szansa na „przeciągnięcie” wahających się rządów, których w tej debacie nie brakuje.

Premier Tusk ma więc jeszcze szansę na dotrzymanie obietnic, składanych przed rokiem „internautom”. A może mieć to znaczenie w roku wyborczym...

Linki i dokumenty

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.