Porno w bibliotece, czyli jak biblioteki radzą sobie z „niechcianymi treściami” w Internecie

Artykuł
08.05.2013
5 min. czytania
Tekst

Kilka miesięcy temu dostaliśmy od oburzonego czytelnika mrożącą krew w panoptykonowych żyłach wiadomość: za unijne pieniądze cenzuruje się Internet! Ten dramatyczny wstęp prowadził do rzeczywiście niepokojącej informacji, że w bibliotece publicznej czytelnicy nie mają dostępu do wybranych serwisów internetowych, w tym m. in. strony Fundacji Panoptykon. Winę za to ponosi zainstalowany na bibliotecznych komputerach tzw. filtr rodzinny – tak wynika z odpowiedzi, którą otrzymaliśmy z biblioteki na pytanie o zasady, na jakich dostęp do wybranych treści jest blokowany. Zainspirowani tym przypadkiem, postanowiliśmy zbadać, jak inne biblioteki w Polsce podchodzą do stosowania oprogramowania filtrującego.

Do bibliotek publicznych z miast wojewódzkich i powiatowych wysłaliśmy krótką ankietę z pytaniem, czy w praktyce funkcjonowania biblioteki pojawiały się problemy związane z korzystaniem przez czytelników ze stron internetowych i treści, z których, zdaniem bibliotekarzy, nie powinni korzystać w bibliotece. Zapytaliśmy też, czy na bibliotecznych komputerach zainstalowane jest oprogramowanie filtrujące treści, a jeśli tak, to jakie kategorie treści są blokowane, a także, czy pojawiały się przypadki błędnego zablokowania strony przez filtr. Na ankietę odpowiedziało 59 bibliotek, co nie pozwala na formułowanie uniwersalnych wniosków, ale stanowi źródło ciekawych przypadków.

Większość bibliotek próbuje sobie z radzić z „niechcianymi treściami” poprzez instalowanie oprogramowania filtrującego.

Okazało się, że naczelnym problemem, z którym zmagają się biblioteki, jest zaglądanie przez czytelników na strony pornograficzne. Zdecydowanie rzadziej jako problem postrzegane jest korzystanie przez czytelników z gier online, stron umożliwiających wymianę plików, stron z hazardem i innych. Większość bibliotek próbuje sobie z radzić z „niechcianymi treściami” poprzez instalowanie oprogramowania filtrującego. W każdym przypadku filtr jest ustawiony na blokowanie stron o treści pornograficznej, jednakże większość bibliotek ogranicza dostęp do zdecydowanie szerszego katalogu treści, od stron o tematyce rasistowskiej i ksenofobicznej, przez witryny z hazardem i o materiałach wybuchowych, po portale społecznościowe. Jako że filtry opierają się zazwyczaj na prostym mechanizmie rozpoznawania słów kluczowych, ich „ofiarą” padają strony zupełnie niewinne: nie tylko serwis Fundacji Panoptykon, ale też portale informacyjne, Wikipedia czy – jak odnotowała jedna z bibliotek – wyszukiwarka połączeń kolejowych. Różnią się też zasady na jakich blokowane są treści i dopuszczane wyjątki – w niektórych bibliotekach decyzje podejmuje dyrektor, w innej informatyk, a w jeszcze innej dyżurny bibliotekarz. Nie wszędzie czytelnik ma prawo złożyć wniosek o odblokowanie wybranej strony.

Czy oprogramowanie filtrujące to sposób na walkę z niechcianymi treściami, czy też naruszający prawa podstawowe sposób na ograniczanie dostępu informacji?

Pojawia się pytanie, czy oprogramowanie filtrujące to sposób na walkę z niechcianymi treściami, czy też naruszający prawa podstawowe sposób na ograniczanie dostępu do informacji? Wiele osób zgodzi się, że biblioteka nie jest najwłaściwszym miejscem do oglądania pornografii, ale jej zadaniem powinno być przede wszystkim umożliwianie dostępu do wiedzy, a nie jego ograniczanie.

Oczywiście problem stosowania oprogramowania filtrującego nie dotyczy jedynie Polski. W Stanach Zjednoczonych Ustawa o ochronie dzieci w Internecie (Children's Internet Protection Act) nałożyła na wszystkie biblioteki publiczne korzystające z federalnych funduszy na komputery z dostępem do Internetu obowiązek używania filtrów rodzinnych. Jednak pierwsza poprawka dała amerykańskim przeciwnikom cenzury do ręki mocny argument.

W Polsce głosy przeciwko cenzurze przebijają się z trudem: „Filtrowanie treści ma sens jedynie na komputerach przeznaczonych dla dzieci. Dorośli nie powinni mieć takich ograniczeń. Ze względu na przepisy kodeksu karnego pornografia powinna być dostępna tylko na komputerach, których umiejscowienie nie może narzucić odbioru osobom, które tego sobie nie życzą, ale moim zdaniem nie powinna być dodatkowo blokowana filtrami na komputerach dla dorosłych użytkowników” – komentuje Krzysztof Lityński ze Stowarzyszenia Bibliosfera.org.

Jedna z bibliotek zgłosiła problem z graczami, którzy zajmując komputery na zbyt długo, blokowali dostęp innym użytkownikom. Poradzono sobie z tym, instalując czasowo filtry. Jednak jeżeli celem jest zapobieżenie temu, by jedna osoba nie zajmowała zbyt długo komputera, albo żeby ktoś, kto sobie tego nie życzy, nie natknął się na treści pornograficzne, to nietrudno o alternatywne rozwiązania.

Limity czasowe wydają się najprostszym rozwiązaniem problemu zajmowania komputera zbyt długo przez jedną osobę. Dominika Pałeczna z Bibliosfery podaje natomiast przykład biblioteki z San Francisco, która bez filtrów poradziła sobie z narażeniem na oglądanie treści pornograficznych przez osoby, które sobie tego nie życzą: „W bibliotece tej zamontowano monitory w blatach stołów, a nad nimi zamieszczono dodatkowe plastikowe osłonki. W ten sposób tylko użytkownik korzystający z komputera widzi, co jest na monitorze”.

Ktoś może powiedzieć, że polskich bibliotek nie stać na takie rozwiązania, a limity czasowe trudno egzekwować. Czy takie argumenty wystarczą, żeby trzymać się pełnej niedoskonałości technologii? Pozostaje trzymać kciuki, żeby przykłady lepszych rozwiązań nie padły ofiarą filtrów rodzinnych. Choć na szczęście te - jak wiadomo - zawsze można obejść.

Anna Obem, Małgorzata Szumańska

Ten tekst powstał z okazji obchodzonego 8 maja Dnia Bibliotekarza i Bibliotek.

Polecamy:

Wraca indeks stron zakazanych? Filtry „rodzinne” w bibliotekach

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.