Szymielewicz o trwającej batalii o retencję danych w Polsce i UE - wywiad dla Gazety Wyborczej

Artykuł
20.04.2011
5 min. czytania
Tekst

Ewa Siedlecka: Komisja Europejska wydała raport o działaniu dyrektywy nakazującej operatorom telefonicznym i internetowym gromadzenie danych o połączeniach klientów (dyrektywa o retencji danych). Te dane są wykorzystywane przez orany ścigania. 27 organizacji pozarządowych z wszystkich krajów UE, w tym Panoptykon wydało raport-cień, w którym wykazujecie, że należy znieść obowiązek gromadzenia tych danych. Dlaczego?

Katarzyna Szymielewicz: Do walki z przestępczością retencja jest użyteczna, ale nie niezbędna. Zgodnie z Europejską Kartą Praw Podstawowych i Europejską Konwencją Praw Człowieka można ingerować w prywatność, ale tylko w sposób proporcjonalny, czyli niezbędny dla ochrony m.in. bezpieczeństwa i porządku publicznego. Zebrane przez Komisję Europejską i przez nas analizy wcale nie dowodzą, że bez retencji nie da się skutecznie zwalczać przestępczości. Np. w Niemczech, gdzie Trybunał Konstytucyjny uznał obowiązek retencji za sprzeczny z konstytucją już dwa lata temu, retencji nie ma, a wykrywalność przestępstw się nawet poprawia. Zresztą dane gromadzone obecnie na podstawie dyrektywy retencyjnej [dane abonentów, billingi, dane o miejscu pobytu, SMS-ach i połączeniach internetowych] wcześniej - przed wejściem dyrektywy w 2006 r. - i tak były gromadzone przez operatorów w celach biznesowych, z możliwością udostępniania organom ścigania. Tyle, że nie obowiązkowo. Co istotne, to dotyczy nie tylko operatorów telekomunikacyjnych, ale też dostawców usług internetowych, takich jak Google, Nasza Klasa czy rozmaite sklepy internetowe. My właśnie chcemy powrotu do sytuacji, gdy obowiązku retencji nie było, a dane będące w posiadaniu firm były udostępniane tylko na potrzeby konkretnych postępowań, pod kontrolą sądu lub prokuratora.

Z raportu KE wynika, że kraje bardzo różnie wdrożyły dyrektywę.

Kraje postkomunistyczne, Wielka Brytania i Irlandia dały swoim organom ścigania i służbom łatwiejszy dostęp do danych - bez kontroli sądu i w szerokim zakresie. Wyjątkiem jest Bułgaria, która ma kontrolę sądową i Rumunia, gdzie nie ma obowiązku retencji, bo Trybunał Konstytucyjny go obalił. Natomiast w krajach tzw. starej Unii (Holandia, Belgia, Luksemburg) są ograniczenia: wymóg kontroli sądu czy wskazanie najcięższych przestępstw, do ścigania których można sięgać po dane. Mocno ograniczony jest też katalog podmiotów, którym wolno to robić. W wielu krajach takie uprawnienia ma tylko policja. Są też kraje - jak Szwecja czy Austria - które dyrektywy nie implementowały uznając, że nieproporcjonalnie narusza prywatność.

Jak na tym tle wypada Polska?

Mamy prawdopodobnie najgorsze prawo w Europie. Najdłuższy z możliwych okres przechowywania danych - dyrektywa mówi "od 6 do 24 miesięcy", my - jako jedyni w UE - mamy 24 dla wszystkich kategorii danych. Otwarty katalog spraw, w których można po nie sięgać, łącznie ze sprawami cywilnymi i prewencją - podczas gdy większość państw ogranicza się do poważnych przestępstw. W tym zakresie wykroczyliśmy poza cele dyrektywy. Mamy też jeden z najszerszych kręgów podmiotów, które mogą dane pobierać: siedem służb, sądy i prokuratury. I żadnej, nawet wewnętrznej kontroli nad pobieraniem i wykorzystywaniem danych. Jesteśmy też w ścisłej czołówce pod względem sięgania po dane telekomunikacyjne: 35 razy częściej, niż np. Niemcy (wg danych jeszcze z 2008 r.).

Jak wyglądają szanse wycofania się UE z dyrektywy retencyjnej?

Komisja Europejska jest podzielona. Za raport w istocie odpowiada Cecilia Malmstroem komisarz od spraw wewnętrznych, i ona broni retencji. Na przeciwnym biegunie jest komisarz od praw podstawowych, Viviane Reding. Jeśli chodzi o Parlament Europejski, to spodziewamy się ostrej walki. Konserwatyści pewnie będą za dyrektywą, ale Zieloni i liberałowie - przeciw. Sprawozdawcą Parlamentu w sprawie rewizji dyrektywy retencyjnej jest niemiecki poseł Alexander Alvaro, bardzo aktywnie działający przeciwko retencji. Co do rządów: spodziewam się, że przeciw utrzymaniu obowiązkowej retencji będą państwa, w których uchylono przepisy o retencji lub w ogóle nie wdrożono dyrektywy. Są to Austria, Szwecja, Niemcy, Czechy i Rumunia. W Irlandii jeszcze się waży sprawa konstytucyjności. A reszta - to na razie niewiadoma.

Zabiegacie, by polski rząd wystąpił przeciw dyrektywie. Czy to realne, zważywszy, że nasze służby tak szczodrze z niej korzystają? I że za chwilą Polska przyjmuje unijną rezydencję?

Po informacjach, że Polska jest w europejskiej czołówce w sięganiu przez organa ścigania po dane telekomunikacyjne, po naszych spotkaniach z urzędnikami z Kancelarii Premiera i z samym premierem sądzę, że rząd zauważył problem. Dostaliśmy z Kolegium ds. Służb Specjalnych zaproszenie na spotkanie w sprawie przedyskutowania rozwiązań alternatywnych do retencji - więc jest nadzieja. Jak duża - nie wiem. Trzeba pamiętać, że startujemy z punku skrajnego poparcia dla szerokiej retencji danych.

Czy poniedziałkowe zalecenia KE, że trzeba ujednolicić sposób wdrożenia dyrektywy i stosować ją z poszanowaniem zasady proporcjonalności wpłyną na obiecaną przez premiera nowelizację przepisów dotyczących sięgania po dane przez służby?

Muszą wpłynąć. Komisja zaproponowała program minimum i jest mała szansa, że dyrektywa nie zmieni się przynajmniej tyle. Zatem w ciągu paru lat pojawią się w prawie UE obostrzenia w korzystaniu z retencji. Przyjmowanie w Polsce rozwiązań wbrew wnioskom Komisji nie miałoby więc żadnego sensu. Szczególnie wbrew - bardzo ważnemu - wymogowi proporcjonalności.

Wywiad został opublikowany w Gazecie Wyborczej: Kto ograniczy zaglądanie w billingi

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.