Węgry w obliczu medialnej cenzury

Artykuł
26.12.2010
7 min. czytania
Tekst

21 grudnia 2010 r. na Węgrzech przyjęto drugą część ustawy medialnej (projekt z 22 listopada 2010 (PDF) powołującej radę ds. mediów, której członków wybierać będzie parlament, a szefa na 9 letnią kadencję wskazywać będzie premier. Do zakresu kompetencji tego organu należeć będzie m.in. nakładanie kar finansowych na media za prezentowanie treści o "drastycznym i brutalnym charakterze, naruszających godność osobistą lub nawołujących do nienawiści między narodami czy religiami". Pojęcia te są tak nieostre, że pozostawia to radzie ogromną swobodę działania. Największe kontrowersje budzi zapis, który daje możliwość karania nadawców za publikacje sprzeczne z ogólnie przyjętą i poprawną linią polityczną wyznaczoną przez rząd. Kary mogą wynosić do 200 mln forintów (700 tys. euro) w przypadku telewizji i 25 mln forintów (89 tys. euro) w przypadku dzienników lub publikacji internetowych. Jest to o tyle niebezpieczne, że bez względu na cele przyświecające węgierskiemu ustawodawcy jest to krok w tył i powrót do komunistycznych praktyk cenzorskich.

To nie wszystkie kompetencje, w które wyposażono radę. Może ona również kontrolować dokumenty mediów jeszcze przed stwierdzeniem wykroczenia, a dziennikarze będą zobowiązani ujawnić swoje źródła w sprawach z zakresu bezpieczeństwa narodowego i porządku publicznego. Są to narzędzia, które w skuteczny i co najgorsze legalny sposób unicestwią wolność prasy na Węgrzech. Poza tym wprowadzono także zasady procentowego udziału określonych treści w programach: minimum 35% czasu antenowego rozgłośni radiowych ma być przeznaczone na muzykę węgierską, a w programach informacyjnych tylko 20% ich "objętości" mogą zajmować wiadomości związane z przestępczością. Połowa czasu antenowego w telewizji ma być przeznaczona na produkcje europejskie. Nie jest to bynajmniej zabieg nowatorski, ponieważ podobne wskaźniki odnajdujemy w art. 15 ustawy z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, co budzi uzasadnioną wątpliwość co do wzorców powielanych w krajach europejskich.

Oczywiście cała akcja jest mocno krytykowana przez organizacje węgierskie i międzynarodowe, które uważają, że spowoduje to autocenzurę, co w konsekwencji ograniczy pluralizm mediów i niezależność prasy. Już w fazie projektu ustawy Stowarzyszenie Europejskich Wydawców Gazet (ENPA) i Światowe Stowarzyszenie Wydawców Gazet (WAN) apelowały do premiera Viktora Orbána: „...instytucja kontrolowana przez rząd będzie nadzorowała, co jest, a co nie jest dozwolone dla prasy, to krok do tyłu pozostający w sprzeczności zarówno z zasadami demokracji takimi jak wolność prasy, jak i z uniwersalnymi prawami człowieka...”.
Kolejne dni pokazują, że dziennikarze oraz społeczeństwo nie pozostają obojętni na nową medialną rzeczywistość. Jeszcze przed ostatecznym głosowaniem ustawy w węgierskim parlamencie internauci skrzyknęli się za pośrednictwem Facebooka i zorganizowali demonstrację nieopodal węgierskiego Parlamentu. Kolejny sprzeciw wobec wprowadzeniu medialnej cenzury zaprezentowała amerykańska komentatorka i pisarka Anne Applebaum, która opublikowała niezwykle krytyczny artykuł pod adresem rządu węgierskiego. Autorka twierdzi, że: „Celem tego prawa wydaje się kontrola nie tylko mediów węgierskich, ale w ogóle mediów dostępnych Węgrom poprzez Internet itd. – to zadanie (...) będzie wymagało w każdym razie stworzenia wielkiego systemu nadzoru i kontroli”.

Węgierski rząd twierdzi, że przyjęcie drugiej części ustawy (pierwszą jej część przegłosowano kilka miesięcy temu) kończy proces porządkowania rynku mediów. Według centroprawicowców z partii Fidesz ustawa nie tylko gwarantuje wolność słowa, ale podniesie jakość węgierskich mediów, bo dziennikarze będą bać się publikowania niesprawdzonych informacji.

Nowe prawo węgierskie, a nadzór nad mediami w Polsce

W Polsce kwestia wolności mediów regulowana jest już w ustawie zasadniczej. W art. 14 Konstytucji RP czytamy, że Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. Następne regulacje w tym zakresie odnajdujemy w art. 54 ust. 1, który zapewnia wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Jego ust. 2 wyraźnie wskazuje m.in. na zakaz cenzury prewencyjnej, co jednoznacznie uniemożliwia stosowanie praktyk z ubiegłego ustroju politycznego. Wskazane prawa i wolności należy jednak odczytywać przez pryzmat art. 31 ust. 3, który stanowi, że ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie, ze względu na jego bezpieczeństwo lub porządek publiczny, ochronę środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Niemniej jednak jakiekolwiek wyjątki od tej reguły nie mogą naruszać istoty wolności i praw.

Co do organu, który centralnie sprawuję kontrolę na mediami, to w Konstytucji RP w Rozdz. IX a art. 213 uregulowana została pozycja Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Stoi ona na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji. Członkowie KRRiTV powoływani są przez Sejm, Senat i Prezydenta Rzeczypospolitej. Szczegółowe przepisy odnoszące się do organizacji i kompetencji KRRiTV zawarte są w ustawie z dn. 29 grudnia 1992 r., o której wspominałem wcześniej. Zgodnie z art. 1 do zadań Rady należy: dostarczanie informacji, udostępnianie dóbr kultury i sztuki, ułatwianie korzystania z oświaty, sportu i dorobku nauki, upowszechnianie edukacji obywatelskiej, dostarczanie rozrywki oraz popieranie krajowej twórczości audiowizualnej.

Szukając odwołania do kierunków polityki w sprawie mediów należy na wstępie przywołać art. 6 ust. 1, w którym odnajdujemy zapis, że Krajowa Rada stoi na straży wolności słowa w radiu i telewizji, samodzielności nadawców i interesów odbiorców oraz zapewnia otwarty i pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji. Już w tym miejscu widać dysproporcje między celami, które przeświecają ustawodawcy polskiemu i węgierskiemu.

Na gruncie polskich przepisów można także przywołać Radę Etyki Mediów. Została ona powołana w 1996 r. przez Konferencję Mediów Polskich. Obecnie pracuje Rada V kadencji w jedenastoosobowym składzie. Według regulaminu Rady do jej kompetencji należy wypowiadanie się w sprawach związanych z przestrzeganiem Karty Etycznej Mediów z 1995 r. Karta mówi, że dziennikarz powinien kierować się siedmioma zasadami: prawdy, obiektywizmu, oddzielenia informacji od komentarza, uczciwości, szacunku i tolerancji, pierwszeństwa dobra odbiorcy, wolności i odpowiedzialności. Zasady zawarte w Karcie rozszerza Dziennikarski Kodeks Obyczajowy z 2002 r. Rada nie może nalożyć żadnymch sankcji, a jedynie wskazywać wykroczenia, wyrażać opinie, zajmować stanowiska w konkretnych sprawach i apelować. Jednakże stanowiska rady traktowane są jako opiniotwórcze oceny w sprawach mediów.

 

W kontekście zasad zawartych w Karcie Etycznej Mediów warto przytoczyć 2 z nich: szacunku i tolerancji oraz wolności i odpowiedzialności. Pierwsza z nich nakłada obowiązek poszanowania ludzkiej godności, praw dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia. Natomiast zasada wolności i odpowiedzialności oznacza, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje. Obie zasady są istotne z punktu widzenia węgierskiej ustawy medialnej, ponieważ tamtejsza rada ds. mediów stawia sobie za cel nadrzędny ochronę m.in. tych wartości, a przy ich braku przewiduje surowo karać odpowiedzialnych za naruszenia.

Debatujmy o wolności słowa!

Jak widać kompetencje polskich organów kontroli mediów są znacznie uboższe, choć należy podkreślić, że istota zagadnienia pozostaje w ścisłej korelacji. Można z tego wysnuć następujący wniosek, że Węgry przyjęły cele, które jedynie nieznacznie odbiegają od standardów europejskich, lecz dobór środków i narzędzi do ich realizacji został przeprowadzony z pominięciem podstawowych zasad obowiązujących w demokratycznych społeczeństwach. Chęć nadzoru i kontroli wszystkich sfer życia obywateli, to dość popularny kurs przyjęty w politykach wielu europejskich krajów. Dlatego jeżeli chcemy wyrazić swój jak najbardziej uzasadniony sprzeciw wobec takich praktyk, musimy już na etapie projektów aktów normatywnych śledzić losy tego typu regulacji i w procesie konsultacji społecznych starać się przedstawić wszelkie negatywne aspekty takich pomysłów. Niestety debata publiczna w obszarze wolności i praw obywateli jest dość uboga i zazwyczaj nie mieści się w ramówkach popularnych stacji lub poczytnych gazet. Tym bardziej działalność organizacji pozarządowych wydaje się niezbędna i bezcenna, gdy prawa człowieka idą na drugi plan w poczynaniach rządzących.

Jakub Jung
współpracownik Panoptykonu

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.