Artykuł 25.06.2014 5 min. czytania Tekst Image W przelewającej się przez polskie media od niemal dwóch tygodni dyskusji na temat kolejnych nagrań publikowanych przez Wprost padły już niemal wszystkie argumenty. Opozycja mówi o skandalu, rząd – o zamachu stanu i działalności zorganizowanej grupy przestępczej. Jest jednak jeszcze jeden, zbyt często pomijany aspekt całej sprawy: konieczność znalezienia złotego środka pomiędzy jawnością życia publicznego a prawem ministrów i innych osób pełniących funkcje publiczne do prywatności i swobodnych dyskusji o charakterze roboczym. Jak opisuje Iwan Krastew w książce „Demokracja nieufnych”, w Bułgarii w 2009 r. pracę rozpoczął nowy rząd, który – w imię polityki pełnej jawności – publikował na stronie internetowej nagrania ze swoich posiedzeń. Paradoksalnie, konsekwencją była przemiana tych posiedzeń w pozbawiony jakichkolwiek dyskusji i sensu spektakl. Większość decyzji podejmowano bowiem poza posiedzeniami rządu: podczas kuluarowych rozmów na korytarzu, albo roboczych spotkań, na których ministrowie swobodnie wyrażali swoje opinie, stawiali trudne pytania i podnosili wątpliwości. Czy stenogramy z przebiegu takich roboczych spotkań powinny być ujawniane w imię interesu publicznego? Spotkania robocze można porównać do wewnętrznych maili, w których grupa ludzi (Rada Ministrów, zarząd firmy czy zespół organizacji społecznej) ustala wspólne stanowisko prezentowane później publicznie. Naczelny Sąd Administracyjny – w sporze o granice dostępu do informacji publicznej – przesądził, że korespondencja elektroniczna urzędników państwowych stanowi niepodlegające udostępnieniu dokumenty wewnętrzne (sygn. I OSK 1203/12). Zdaniem NSA obywatele nie mogą żądać od administracji ujawnienia treści maili w drodze dostępu do informacji publicznej, ponieważ te wstępny etap wypracowywania decyzji i stanowisk przez decydentów jest ich wewnętrzną sprawą. Sąd potwierdził tym samym, że urzędnik państwowy również ma prawo do swobodnych dywagacji i nie wszystko, co mówi lub pisze, powinno być ujawniane w imię interesu publicznego. W batalii o pełną jawność życia publicznego chodzi nie tylko o paradoks opisany przez Krastewa, ale również tak fundamentalną sprawę, jak przysługujące każdemu – nawet ministrowi – prawo do prywatności. Nawet jeśli uznać – idąc tropem pieniędzy, z których opłacane były rachunki za robocze kolacje ministrów – że podsłuchane spotkania urzędników państwowych miały charakter zawodowy, nie oznacza to jeszcze, że w imię kontrolowania władzy mamy prawo zapoznać się z pełną treścią prowadzonych w ich czasie rozmów. Dobrą analogią dla sytuacji, w jakiej media próbują postawić urzędujących ministrów, jest relacja pracodawca-pracownik. Zgodnie z prawem i orzeczeniami sądów, pracodawca nie może w dowolny sposób kontrolować swojego podwładnego: nie może np. czytać jego maili, choćby były napisane ze służbowej skrzynki. Europejski Trybunał Praw Człowieka w swoich orzeczeniach (np. sprawa Copland przeciwko Wielkiej Brytanii) precyzuje, że warunkiem stosowania prewencyjnego nadzoru w miejscu pracy jest uprzednie poinformowanie pracownika o stosowanych przez pracodawcę środkach kontroli. Od takiego informowania można odstąpić tylko wyjątkowo – kiedy pracodawca ma uzasadnione podejrzenie, że doszło do popełnienia czynu zabronionego (por. sprawa Köpke przeciwko Niemcom). Te same reguły powinny obowiązywać w relacji między obywatelami i mediami kontrolującymi władzę, a urzędnikami państwowymi. Nie ulega wątpliwości, że – podobnie jak pracodawca – mamy prawo kontrolować działania osób, które zostały powołane do służby publicznej. Temu służy m.in. prawo dostępu do informacji publicznej i bardzo szeroka sfera publiczna w polityce (publikowane dokumenty, konferencje prasowe etc.), a w skrajnych sytuacjach mechanizmy konstytucyjne i prawo karne. Nie mamy jednak prawa swobodnie zaglądać do „politycznej kuchni”, ingerując w sferę poufności zawodowej i prywatności tych, którzy pracują dla nas. Co do zasady. Wyjątkiem od tej reguły może być działanie w stanie wyższej konieczności lub w imię uzasadnionego interesu publicznego. I tu wracamy do oceny polskiej afery podsłuchowej i racji Wprost, publikującego nielegalnie wykonane nagrania. Ingerencja w konstytucyjne prawo do prywatności może być uzasadniona interesem publicznym. Przykładem takiej sytuacji jest działanie Edwarda Snowdena, który złamał wszelkie możliwe klauzule tajności w imię ujawnienia masowej inwigilacji prowadzonej przez amerykańskie służby. Snowden zdecydował się sam naruszyć prawo, ponieważ po stronie władzy dostrzegł – w jego ocenie – niewybaczalne i niebezpieczne przekroczenie uprawnień, a wręcz działanie na szkodę społeczeństwa. To, czy oraz jaki interes publiczny tkwi w ujawnianiu przez Wprost rozmów polskich polityków, w idealnym świecie powinien stwierdzić niezawisły sąd. Zapewne w końcu doczekamy się wyroku w tej sprawie, ale nie stanie się to jutro. Wymiar sprawiedliwości potrzebuje czasu. Niestety, ani media ani politycy nie są skłonni poczekać. Sąd nad podsłuchanymi urzędnikami wydarza się tu i teraz. Dlatego postanowiliśmy przypomnieć, że – obok przejrzystości życia publicznego i wolności mediów – na szali jest też prywatność każdego, kto zdecyduje się dla nas pracować. Wojciech Klicki, Katarzyna Szymielewicz Wojciech Klicki Autor Temat służby Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Zobacz także Artykuł „Jak postępuje uczciwie, to nie ma się czego bać” – politycy o Pegasusie Skandal z używaniem Pegasusa przez polskie służby jeszcze do końca nie wybrzmiał, więc być może czeka nas ujawnienie nazwisk kolejnych zaatakowanych osób. Mimo skandalu służby działają tak, jak gdyby nic się nie działo. 05.01.2022 Tekst Artykuł Ofiary Pegasusa dowiedzą się, że były inwigilowane, a co z pozostałymi? 578 osób mogło być inwigilowanych nielegalnym oprogramowaniem szpiegującym Pegasus lub podobnym. 578 ofiar, 578 przestępstw, 578 zawiadomień od prokuratury. Inne osoby – tysiące inwigilowanych co roku przez służby za pomocą legalnych narzędzi – wciąż nie dowiedzą się, że były przedmiotem ich… 16.04.2024 Tekst Artykuł Polska przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. We wtorek rozprawa przeciwko Polsce w sprawie inwigilacji 27 września przed Europejskim Trybunałem Praw człowieka odbędzie się rozprawa przeciwko Polsce w sprawie inwigilacji. Aktywiści związani z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i Fundacją Panoptykon oraz mec. Mikołaj Pietrzak złożyli skargę do Trybunału, w której twierdzą, że naruszono ich prawo do… 27.09.2022 Tekst