Artykuł 25.03.2025 9 min. czytania Tekst Image Organizacje społeczne i wydawcy wspólnie apelują do rządu o odważne inwestycje w suwerenną infrastrukturę cyfrową. Postulują ich finansowanie z podatku cyfrowego.Brzmi jak nagłówek z prasy ekonomicznej? To prawda, ale nadal jesteście na stronie panoptykon.org. Nie zmieniliśmy się – i teraz walczymy o technologię, która służy ludziom. W pewnych obszarach nie należy jej jednak zostawiać w rękach rynku, a przynajmniej nie bez moderacji państwa. Nazywamy je krytyczną infrastrukturą technologiczną.O co chodzi z tą cyfrową suwerennością?Cyfrowa suwerenność to możliwość autonomicznego kształtowania i wykorzystywania we własnych celach technologicznej infrastruktury, a także kontrolowania danych potrzebnych do sprawnego funkcjonowania państwa.To jedna z tych wartości, które zyskują na namacalności i znaczeniu, kiedy zaczynamy je tracić. W przypadku infrastruktury technologicznej utrata suwerenności jest jak cicha erozja gruntu, na którym zbudowaliśmy miasto. Orientujemy się, że mamy problem, kiedy zaczynają pękać ściany.Znaleźliśmy się w sytuacji, w której firmy technologiczne z amerykańskim rodowodem kontrolują największe sieci społecznościowe (pośrednicząc w sprzedaży cyfrowej reklamy), najpopularniejsze systemy operacyjne i wyszukiwarki, usługi chmurowe, sieci reklamowe i modele generatywnej sztucznej inteligencji. Opowieści o końcu historii i poczucie nieuchronności globalizacji na parę dekad przytępiły czujność naszych rządów. Prawdą jest też, że przez wiele lat firmy technologiczne grały neutralnych pośredników, zręcznie kamuflując swoje wpływy. Ale ten czas się skończył. Globalne firmy technologiczne, nawet gdyby chciały, nie mogą pozostać neutralne wobec zaostrzającej się wojny kognitywnej i otwartej rywalizacji chińsko-amerykańskiej. A pozostałe państwa nie mogą już dłużej udawać, że decydując się na oparcie swojej technologicznej usługi albo na firmach chińskich, albo amerykańskich, nie podejmują ważnych politycznych wyborów.Walka o prywatność trwaDorzuć się do sprawy. Przekaż 1,5% podatku Fundacji PanoptykonKRS 0000327613Czy tego chcemy, czy nie, platformy społecznościowe stały się krytyczną infrastrukturą dla dystrybucji wiedzy i politycznej mobilizacji. Trudno mówić o cyfrowej suwerenności i odporności na dezinformację, jeśli prywatna firma – czy to działając w interesie swoich akcjonariuszy, czy to ulegając presji amerykańskiej administracji – może za pomocą swoich algorytmów manipulować naszą debatą publiczną. Cenzurować ją, wprowadzać do niej nowe wątki albo kreować nowych influencerów.Wcześniejsza fala dyskusji o cyfrowej suwerenności przetoczyła się w kontekście TikToka i ryzyk związanych z ingerencją chińskich służb. Dziś te same argumenty można wytoczyć przeciwko amerykańskim firmom, które nie zachowują się już jak neutralny dostawca komercyjnej usługi, ale jak zbrojne ramię administracji USA. Szefowie firm z Doliny Krzemowej wskoczyli na falę agresywnej retoryki Trumpa, licząc na jego protekcję w starciu z europejskim regulatorem, czyli Komisją Europejską. Mark Zuckerberg publicznie oświadczył, że jego firma będzie zabiegać o ochronę przed egzekwowaniem DSA i DMA. Elon Musk już wcześniej prezentował nonszalanckie podejście do europejskich reguł, niespecjalnie przejmując się grożącymi mu sankcjami. Teraz z otwartą przyłbicą zaprzęga swoją algorytmiczną maszynę i zasięgi na platformie X do mącenia w europejskiej polityce. Ten ostentacyjny sojusz to wyzwanie rzucone Unii Europejskiej.Czego powinniśmy oczekiwać od Brukseli?Przede wszystkim: twardego egzekwowania dopiero co przyjętych przepisów (DMA i DSA), które uderzają w interesy wielkich platform internetowych. Przywrócenie konkurencji na rynku platform internetowych już teraz jest szalenie trudne. Stanie się wręcz niemożliwe, jeśli Komisja Europejska wstrzyma lub osłabi egzekwowanie DMA i DSA. Zamrażając lub przeciągając już toczące się postępowania przeciwko tym big techom, UE straciłaby też najmocniejsze karty przetargowe w „dialogu” z administracją USA.Drugim najpilniejszym wyzwaniem jest wprowadzenie w UE interoperacyjności dla mediów społecznościowych, co otworzyłoby pole dla konkurencji i nowych zewnętrznych dostawców. Powinniśmy w Europie dążyć do sytuacji, w której to sam użytkownik decyduje o wyborze dostawcy odpowiedzialnego za hosting treści, weryfikację tożsamości, serwowanie reklam, moderację czy wreszcie za algorytm rekomendujący treści. W tym modelu na kuratora treści serwowanych w mediach społecznościowych moglibyśmy wybrać zewnętrznego dostawcę (np. publiczne albo prywatne medium, któremu ufamy). I to nie jednego, ale wielu! Image „Polska powinna wspierać zdecydowaną politykę Brukseli wobec big techów, bo bez oparcia w stolicach Komisji Europejskiej może zabraknąć determinacji. Powinna też sprawdzić stan swoich technologicznych fundamentów. W obecnej sytuacji geopolitycznej pierwszym celem inwestycji powinna być publiczna infrastruktura cyfrowa. Przy czym nie chodzi tylko o światłowody i maszty telekomunikacyjne, ale przede wszystkim o usługi wyższego szczebla: usługi chmurowe, protokoły komunikacyjne i algorytmy sztucznej inteligencji, które dają realną władzę nad informacją”. Zdjęcie: Robin Worral | UnsplashByłby to prawdziwy przełom w funkcjonowaniu wielkich platform; rewolucja prospołeczna, a zarazem prorynkowa. Tym samym ruchem Unia Europejska otworzyłaby duże pole dla technologicznych innowacji, odebrałaby przewagę big techom (wynikającą z tego, że w wersji domyślnej serwują użytkownikom treści według swojego niejawnego algorytmu), przywróciła sprawczość konsumentom mediów społecznościowych i zwiększyła szanse jakościowego dziennikarstwa.Co może zrobić polski rząd?Polska powinna wspierać zdecydowaną politykę Brukseli wobec big techów, bo bez oparcia w stolicach Komisji Europejskiej może zabraknąć determinacji. Powinna też sprawdzić stan swoich technologicznych fundamentów. W obecnej sytuacji geopolitycznej pierwszym celem inwestycji powinna być publiczna infrastruktura cyfrowa. Przy czym nie chodzi tylko o światłowody i maszty telekomunikacyjne, ale przede wszystkim o usługi wyższego szczebla: usługi chmurowe, protokoły komunikacyjne i algorytmy sztucznej inteligencji, które dają realną władzę nad informacją. Chodzi o wyspecjalizowane platformy cyfrowe wspierające naukę, edukację i ochronę zdrowia. I o godne zaufania usługi technologiczne dla obywateli, które będą działały w zgodzie z europejskimi standardami.Skąd wziąć na to pieniądze?Do roku 2027 Polska może jeszcze korzystać z funduszy strukturalnych FERC, które mają być przeznaczone m.in. na „zaawansowane usługi cyfrowe”, w tym „wsparcie projektów dostarczających skalowalne rozwiązania problemów społeczno-gospodarczych w różnych obszarach, np. w transporcie, zdrowiu, energetyce, ochronie środowiska, przedsiębiorczości i rolnictwie”. Na wykorzystanie tych środków zostało niewiele czasu. W tych ramach z pewnością zmieściłoby się stworzenie publicznej platformy do zarządzania edukacją, zastępującej komercyjne e-dzienniki. Mogłyby się też zmieścić inwestycje w jakościowe media i takie algorytmy, które z internetowego szumu będą wyłuskiwać jakościowe treści, a nie strumień agresywnych clickbaitów.Oczywiście, ich zbudowanie nie jest zadaniem dla państwa. Rząd tylko animuje rynek, określając reguły przetargów i zamówień publicznych. Powinien częściej wykorzystywać to narzędzie do promowania interoperacyjności, otwartego oprogramowania i projektowania rozwiązań zorientowanych na człowieka. Umiejętnie dawkując zastrzyki z pieniędzy publicznych, rząd może wspierać innowacje tam, gdzie widzi ważny interes społeczny. Na przykład w sektorze usług internetowych.A co potem, kiedy zabraknie środków unijnych?Dość oczywistym pomysłem wydaje się wprowadzenie podatku cyfrowego. Skoro firmy technologiczne swój CIT od przychodów reklamowych odprowadzają poza Polską, a jednocześnie kapitalizują dane i uwagę polskich użytkowników, dlaczego nie miałyby się w jakiejś formie dokładać do naszego budżetu? Podatek naliczany od polskich przychodów big techów mógłby wygenerować miliardowe wpływy. Dla porównania: we Francji wpływy z podatku cyfrowego na 2025 r. są szacowane na 774 mln EUR, a we Włoszech w 2024 roku osiągnęły niemal 400 mln EUR (przy trzyprocentowej stawce opodatkowania w obu państwach).Z tych środków rząd mógłby zasilać fundusz celowy finansujący prospołeczne innowacje i suwerenną infrastrukturę. Nie byłby to pierwszy taki fundusz w Europie. Podobne myślenie stoi za inicjatywą Current AI, która w lutym otrzymała zastrzyk w postaci 400 milionów dolarów od rządu francuskiego i jego filantropijnych partnerów. Current AI powstał, by inwestować w „otwartą i godną zaufania technologię, która służy interesowi publicznemu”. Chodzi m.in. o wysokiej jakości publiczne i prywatne zbiory danych, narzędzia open source i bezpieczną, niezależną infrastrukturę.Brzmi świetnie, tylko co na to… USA?Stany Zjednoczone przez lata blokowały próby opodatkowania gigantów cyfrowych, takich jak Google, Meta (Facebook) czy Amazon, naciskając na inne kraje, by nie wprowadzały własnych regulacji, tylko czekały na globalne rozwiązanie przygotowywane przez OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Teraz jest jasne dla wszystkich, że takiego rozwiązania na poziomie OECD nie będzie (w styczniu Donald Trump wycofał USA z globalnych negocjacji OECD dotyczących reformy opodatkowania usług cyfrowych).Dlatego dobrze się stało, że wicepremier Krzysztof Gawkowski wywołał temat podatku cyfrowego. W Polsce ta dyskusja powinna była się przetoczyć 10 lat temu, kiedy relacje transatlantyckie nie były tak napięte. Jednak ani rząd PO, ani PiS tego nie zrobiły. Teraz „czekanie na lepsze czasy” byłoby raczej siedzeniem na tykającej bombie.W sferze technologicznej potrzebujemy dziś przywództwa i odważnej strategii, dokładnie tak jak w sferze militarnej. Bo ta sama wojna rozgrywa się przy użyciu sieci społecznościowych i algorytmów sztucznej inteligencji. A ekosystem cyfrowy nie naprawi się sam.To zrozumiałe, że rząd USA będzie się upominał o „swoje” korporacje, szczególnie wobec manifestowanego w mediach ocieplenia relacji z big techami. Ale to nie powód, by polski rząd rezygnował ze swoich prerogatyw i nie próbował prowadzić autonomicznej polityki. Jeśli nie chcemy utknąć w relacji kolonialnej zależności, musimy sięgnąć po mocniejsze karty. Opodatkowanie sektora cyfrowego jest jedną z nich. Katarzyna Szymielewicz Autorka Linki i dokumenty List otwarty do rządu ws. cyfrowej suwerenności (19.03.2025)114.05 KBpdf Tekst ukazał się w wyborcza.biz oraz w wydaniu "Gazety Wyborczej" w dniu 24.03.2025 r. Temat nowy cyfrowy ład Poprzedni Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Twoje dane przetwarza Fundacja Panoptykon w celu promowania działalności statutowej, analizy skuteczności podejmowanych działań i ewentualnej personalizacji komunikacji. Możesz zrezygnować z subskrypcji listy i zażądać usunięcia swojego adresu e-mail. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy twoje dane i jakie jeszcze prawa ci przysługują, w Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Leave this field blank Zobacz także Artykuł Twitter by Musk. Czy jest się czego bać? W ostatnich tygodniach to temat ważniejszy niż nowy polski ład, matury, a nawet wojna: Elon Musk kupił Twittera. Jedni boją się, że to oznacza blokowanie wszystkich, którzy mają odmienne zdanie od miliardera. Inni wręcz przeciwnie – że „absolutysta wolności słowa” doprowadzi do zalania Twittera… 04.05.2022 Tekst Podcast Historyczna naprawa Internetu. Rozmowa z Różą Thun W tym odcinku podcastu Panoptykon 4.0 poruszymy tematy niewygodne dla platform i rządów, a zarazem ogromnie istotne dla konsumentów. Rozmawiamy o unijnych regulacjach, które zmienią oblicze Internetu: akcie o usługach cyfrowych (DSA) i akcie o rynkach cyfrowych (DMA). 02.06.2022 Dźwięk Artykuł Polityka technologiczna to zadanie dla premiera, nie ministra cyfryzacji Na początku listopada w Bletchley Park światowe potęgi spotkały się na pierwszym wspólnym szczycie poświęconym etycznej sztucznej inteligencji. 04.12.2023 Tekst