Zapraszamy rząd na niezależne media społecznościowe

Artykuł
06.02.2024
8 min. czytania
Tekst
Image
Komputer z otwartą stroną Mastodon

Dostęp do informacji publicznej i możliwość udziału w debacie publicznej nie mogą być uzależnione od zgody na regulamin zamkniętej usługi konkretnej firmy. Czas, by instytucje i osoby publiczne wzięły sobie to do serca i rozważyły publikowanie w zdecentralizowanym Fediwersie.

Przekaż 1,5% podatku Fundacji Panoptykon.
Pomóż kontrolować kontrolujących!
KRS: 0000327613

Niedawno polskie media obiegła historia uczennicy, która dostała pisemną uwagę za to, że nie wpłaciła określonej kwoty darowizny na określoną akcję społeczną. Dziewczynka opisała sytuację w mediach społecznościowych, na co zareagowała sama ministra edukacji, obiecując, że przyjrzy się sprawie. „Nie można oceniać aktywności w zależności od możliwości finansowych” – napisała ministra Nowacka w tej samej sieci społecznościowej.

Oczywiście bardzo cieszy zaangażowanie ministry edukacji w pomoc: władza powinna aktywnie reagować na potrzeby i problemy obywatelek i obywateli! Pytanie jednak, czy takie same szanse dotarcia do ministry mają osoby korzystające z niezależnych od wielkich korporacji sieci społecznościowych? Podejrzewamy, że nie. Polskiej administracji tam praktycznie nie ma.

Dzieci gorszej sieci

Czy więc osoby niekorzystające z usługi giganta mediów społecznościowych to „dzieci gorszej sieci”?

Tak zdaje się uważać, i to bez żenady, były minister cyfryzacji Janusz Cieszyński. W odpowiedzi na pytanie, czemu informacja dotycząca usługi publicznej (w tym wypadku aplikacji mObywatel), nieradzącej sobie z ruchem w czasie wyborów (kwestia dość ważna!), udostępniona była wyłącznie na X/Twitterze, odparł: „Bo profil na X daje gigantyczne zasięgi, a na WWW nikt nie wchodzi”.

Image
Zrzut ekranu wątku na X z udziałem J. Cieszyńskiego

Źródło: twitter.com/jciesz

Nie ma się chyba co dziwić, że ludzie nie wchodzą na stronę WWW, skoro kluczowe informacje publikowane są wyłącznie na zamkniętej sieci społecznościowej? To samospełniająca się przepowiednia, a jednocześnie promocja usługi konkretnej korporacji.

Usługa usłudze nierówna

Nie ma nic złego w korzystaniu z usług różnych firm. Uruchomienie strony internetowej wymaga np. korzystania z usług firmy hostingowej. Hostingodawca nie ma jednak wpływu ani na treść, ani na zasięg, ani na dostępność publikowanych informacji. Te decyzje zależą od osób administrujących stroną. Co więcej: w przypadku problemów z hostingiem usługodawcę łatwo zmienić bez utraty istotnej funkcjonalności.

W przypadku zamkniętych sieci społecznościowych – takich jak Facebook, Instagram czy X/Twitter – sytuacja jest diametralnie inna. Operatorzy tych usług mają pełnię kontroli nad tym, kto i w jakim zakresie ma dostęp do publikowanych treści, nad ich zasięgiem i tym, co w ogóle jest dozwolone do publikacji. Mało tego: „zmiana usługodawcy” ma tu zupełnie inny wymiar, bo oznacza realną utratę kontaktu z osobami aktualnie śledzącymi nasz profil i udostępniane przez nas informacje.

Konsekwencje są realne. W czasie niedawnego trzęsienia ziemi w Japonii X/Twitter ograniczał widoczność informacji kryzysowych publikowanych przez japońskie służby! Teoretycznie: „wolnoć Tomku w swoim domku”, „ich usługa – ich zasady”. Jednak właśnie dlatego instytucje publiczne nie mogą ograniczać się do zamkniętych społecznościówek i przyzwyczajać nas do tego, że wyłącznie tam można znaleźć bieżące informacje.

Sieć Obywatelska Watchdog Polska pisała w swoim świetnym tekście już 2020 r.: „Nie ma na świecie strony internetowej, której regulamin byłby ponad powszechnie obowiązującym prawem”. Przynajmniej w teorii platformy firm z Doliny Krzemowej nie powinny mieć władzy nad tym, jakie treści instytucje publiczne zamieszczają i do kogo one docierają. Niestety, ograniczając się do publikowania wyłącznie na zamkniętych platformach, w praktyce same instytucje publiczne dają im taką władzę.

Image
Skrin wątku na X z udziałem Piotr Mullera

„(…)opinia publiczna dowiedziała się po raz pierwszy o tzw. Raporcie Banasia z tweeta rzecznika rządu, dopiero później informację potwierdziły inne kanały” – czytamy w tekście Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.

Strony internetowe przede wszystkim

Strony internetowe instytucji publicznych powinny być podstawowym kanałem komunikacji z obywatelkami i obywatelami. Strony takich instytucji powinny też oferować kanały RSS/Atom, by możliwe było śledzenie zmian i nowych wpisów na bieżąco (dla przykładu: kanał RSS strony Panoptykonu). Warto też rozważyć automatyczne wysyłanie informacji e-mailem osobom, które się na taką formę komunikacji zapiszą.

To podstawa. Jednak nie chodzi o to, by ograniczyć się wyłącznie do strony internetowej i newslettera. Sieci społecznościowe to ważne narzędzie dwustronnej komunikacji z obywatelkami i obywatelami i nie należy z niego rezygnować.

Otwarte social media: zapraszamy do Fediwersu

Fediwers (ang. Fediverse) to sieć społecznościowa składająca się z komunikujących się ze sobą niezależnych serwerów (zwanych instancjami), działających pod kontrolą różnych rodzajów oprogramowania, z których najbardziej znany jest Mastodon (fediwersowe konto Panoptykonu). Przygotowaliśmy też przewodnik: Mastodon: pytania i odpowiedzi dla początkujących.

Nie ma jednej konkretnej firmy czy organizacji mającej pełnię kontroli nad całą siecią, ustalającej jeden obowiązujący wszystkich regulamin. Prowadzenie konta w Fediwersie nie wiąże się więc z problemami dotyczącymi zamkniętych sieci. Bliższe jest korzystaniu z usługi hostingowej czy serwera poczty elektronicznej niż z zamkniętego ogródka korporacji.

Czas, by polskie instytucje publiczne poważnie rozważyły założenie konta w Fediwersie. Jak pisze międzynarodowa inicjatywa FediGov: „Chcemy przekonać władze publiczne do ponownego przemyślenia sposobu korzystania z mediów społecznościowych. Można to osiągnąć poprzez stopniowe przechodzenie na sfederowane rozwiązania oparte na wolnym oprogramowaniu”.

Dobre wzorce nie są przecież obce polskiej administracji. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji było tu w 2013 r. światowym liderem – ponad dekadę temu prowadziło profil w zdecentralizowanej sieci społecznościowej StatusNet, z której Fediwers wyewoluował. Nie słyszeliśmy o żadnej innej instytucji publicznej na świecie, prowadzącej profil w fedi wcześniej. Polskie ministerstwo świeciło przykładem w skali globalnej!

Instytucje mogą też uruchomić własne instancje i – co ważne – komunikować się z osobami korzystającymi z innych serwerów. Uruchomienie własnej instancji oznacza, że instytucja ma pełną kontrolę nad tym kanałem komunikacji, co jest niebagatelną sprawą. Zapewne z tego powodu powstały oficjalne instancje Fediwersu dla instytucji unijnych, administracji Niemiec , Holandii czy Szwajcarii. Zarządzane przez same te instytucje, rzecz jasna.

Nowe możliwości

Fediwers to nie tylko wpisy na Mastodonie (przypominającym X/Twittera). Istnieją instancje PeerTube’a, bardziej przypominające YouTube’a. Albo te podobne do Instagrama, na bazie oprogramowania Pixelfed. I wiele innych.

Komunikują się one między sobą. A zatem z konta na instancji Mastodona można śledzić konta na instancjach PeerTube czy Pixelfed i wchodzić z nimi w interakcje. To nie do pomyślenia w świecie zamkniętych silosów społecznościowych! Osoba chcąca obserwować różne kanały komunikacyjne danej instytucji nie musiałaby już zakładać kilku kont w różnych miejscach. Wystarczy jedno.

Publiczne wpisy w Fediwersie można też śledzić bez konta – dzięki kanałom RSS/Atom udostępnianym przez instancje. To kolejna ważna przewaga otwartego Fediwersu nad zamkniętymi ogródkami. W kontekście instytucji publicznych oznacza to, że osoby chcące mieć dostęp do publikowanych na profilu w fedi informacji nie muszą rejestrować konta w żadnej usłudze. Wystarczy czytnik RSS/Atom.

Zapraszamy instytucje publiczne do Fediwersu. Można zacząć od założenia konta na jednej z instancji. Długoterminowo oficjalne instancje to podejście najsensowniejsze – marzy nam się oficjalna instancja polskiego rządu. I oglądanie transmisji posiedzeń Sejmu na sejmowej instancji PeerTube’a, bez oddawania naszych danych big techom.

[1] „Zamknięte ogródki” (ang. walled gardens) to internetowy odpowiednik smutnych placów zabaw na grodzonych osiedlach. Usługi dostępne tylko dla zalogowanych użytkowniczek i użytkowników konkretnego dostawcy. Z jednej strony – dość funkcjonalne, z drugiej – wykluczające i ograniczające do konkretnej wizji dostawcy danej usługi, który ma w zasadzie pełną kontrolę nad tym, kto i jak może z niej korzystać. O tym, że nie zawsze leży to w interesie samych osób korzystających, od ponad roku boleśnie przekonują się osoby korzystające z X/Twittera.

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.