Artykuł 20.12.2012 3 min. czytania Tekst O tym jak szkodliwe i nieskuteczne jest blokowanie stron internetowych, pisaliśmy wielokrotnie. Niestety pomysł ten ciągle powraca w planach polityków walczących z tzw. dziecięcą pornografią. Ponad dwa lata temu europejska komisarz Cecilia Malmström przedstawiła projekt dyrektywy zakładającej obowiązkowe blokowanie stron. W zeszłym tygodniu ta sama komisarz ogłosiła powstanie Globalnego Sojuszu na rzecz walki z dziecięcą pornografią (Global Alliance against Child Pornography), w skład którego wchodzą m.in. Unia Europejska i Stany Zjednoczone Od czasu nieszczęsnej propozycji wprowadzenia obowiązku blokowania stron zawierających obrazy seksualnego wykorzystywania dzieci, trend polityczny nie uległ zmianie. Ilekroć Komisja Europejska podejmuje temat ochrony dzieci w środowisku online, powracają pomysły ograniczenia dostępu do treści o charakterze pornograficznym. Niestety, nie towarzyszą temu analizy potwierdzające skalę problemu czy skuteczność proponowanych środków. W październiku tego roku Komisja Europejska przyznała wręcz, że nie posiada żadnych statystyk dotyczących dostępności obrazów seksualnego wykorzystywania dzieci w Internecie. Jednocześnie miliony euro są inwestowane w kolejne plany i strategie na rzecz bezpieczniejszego Internetu. W tym samym czasie kraje sąsiadujące z Unią Europejską wprowadziły, w imię walki o bezpieczeństwo dzieci, represyjne środki ograniczające wolność w Internecie. Dotyczy to w szczególności systemów blokowania treści w Turcji i Rosji, które mają głęboko polityczne znaczenie. Blokowanie stosowane w walce ze stronami zawierającymi obrazy seksualnego wykorzystywania dzieci przypomina zamiatanie śmieci pod dywan. Przede wszystkim narzędzie to nie likwiduje dostępu do tego typu treści – stają się one tylko trudniej dostępne. Blokowanie nie służy jednak rozwiązywaniu realnych problemów: nie pomaga w ściganiu przestępstw i im nie zapobiega. Sam mechanizm stanowi zagrożenie dla wolności słowa, ponieważ nie sposób zastosować go tylko do ewidentnie nielegalnych treści. Wreszcie, niezbędna dla blokowania infrastruktura raz zaimplementowana może być wykorzystywana do cenzurowania innych treści, co samo w sobie stanowi niebezpieczeństwo dla demokracji. Stworzenie narzędzi filtrujących cały ruch w sieci automatycznie prowadzi do naruszenia tajemnicy korespondencji i prawa do prywatności. Blokowanie staje się więc nieskuteczną, kosztowną i niebezpieczną grą. Państwa uczestniczące w Globalnym Sojuszu nie podjęły co prawda żadnych prawnie wiążących zobowiązań. Jednak, obok ogólnych deklaracji nawiązujących do międzynarodowych konwencji, pojawiły się też propozycje bardzo niepokojące. Dotyczą one przede wszystkim roli sektora prywatnego w identyfikowaniu i usuwaniu obrazów seksualnego wykorzystywania dzieci z Internetu. Unia Europejska i USA mają zachęcać biznes do proaktywnych działań w tym zakresie. A przecież zarówno tworzenie, jak i udostępnianie tego typu materiałów jest przestępstwem. Dlatego odpowiedzialność za eliminowanie obrazów seksualnego wykorzystywania dzieci z Internetu powinna ciążyć na organach egzekwujących prawo, współpracujących z niezależnymi sądami, a nie na sektorze prywatnym. Globalny Sojusz na rzecz walki z dziecięcą pornografią zamierza również usprawnić i przyspieszyć działanie międzynarodowej procedury tymczasowego blokowania dostępu do treści na podstawie zgłoszeń (notice and takedown). Niestety to kolejny przykład pokazujący fasadowość całej inicjatywy. Trudno w tym miejscu powiedzieć, co owo „przyspieszenie” mogłoby oznaczać. Wszak Komisja Europejska wykazała, że nie posiada żadnych danych statystycznych w tym zakresie. Nie można więc stwierdzić, czy obecna procedura jest powolna czy wręcz przeciwnie. W przemówieniu inicjującym działania Globalnego Sojuszu Prokurator Generalny USA odniósł się również do planów szerokiego zastosowania Photo DNA – narzędzia opracowanego przez Microsoft, które ma umożliwić automatyczne wyszukiwanie materiałów, które zostały uznane za nielegalne i odpowiednio oznaczone. Wdrożenie tego systemu będzie oznaczać powszechne filtrowanie zdjęć wrzucanych do Internetu w celu wykrycia tych zawierających obrazy seksualnego wykorzystywania dzieci. Niestety, idąc za przykładem Komisji Europejskiej, Microsoft wciąż nie wykazał skuteczności swojego produktu ani nie odniósł się do zastrzeżeń, jakie zgłaszają obrońcy praw użytkowników Internetu. Opracowanie: Jędrzej Niklas Więcej na ten temat: EDRi-gram: Global alliance against CP – no disconnect with reality? adamczyk Autor Temat Internet dzieci i młodzież blokowanie sieci wolność słowa Poprzedni Następny Newsletter Otrzymuj informacje o działalności Fundacji Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności. Zapisz się Zapisz się Akceptuję Regulamin usługi Zobacz także Artykuł Po głosowaniu w europarlamencie: artykuł 13 w pytaniach i odpowiedziach W środę, 12 września, Parlament Europejski przyjął projekt dyrektywy o prawie autorskim, której artykuł 13 krytykowaliśmy od samego początku. Dla Panoptykonu punktem wyjścia w tej dyskusji jest nie tyle regulacja ochrony praw autorskich czy value gap, ale rola dominujących platform internetowych,… 13.09.2018 Tekst Artykuł Centralny rejestr stron zakazanych Resort finansów, Komisja Nadzoru Finansowego, Główny Inspektor Sanitarny i Ministerstwo Infrastruktury – wiele wskazuje na to, że te cztery podmioty będą niebawem zarządzać blokowanie niezgodnych z prawem stron internetowych. W zaciszu gabinetów zapadać będą decyzje o niedostępności stron i… 17.07.2018 Tekst Poradnik Babcia kontra RODO. Kto ma prawo odebrać dziecko z przedszkola? Na czym polega ta praktyka? Jesteś rodzicem malucha i chcesz, żeby ktoś – babcia, dziadek, starsze rodzeństwo lub wynajęty opiekun – pomógł Ci w odprowadzaniu i odbieraniu go z przedszkola lub szkoły? 01.10.2018 Tekst