Czy ABW współpracowała z amerykańską NSA? Nie wiemy i się nie dowiemy

Artykuł
08.11.2017
6 min. czytania
Tekst
Image

Od ponad trzech lat próbujemy uzyskać od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego informację o tym, czy współpracowała z amerykańską Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) w ramach programów masowej inwigilacji, o których poinformował w 2013 r. amerykański sygnalista Edward Snowden. I choć moglibyśmy spędzić w sądach kolejne trzy lata, tym razem postanowiliśmy odpuścić.

O co chodzi?

W 2013 r. Edward Snowden ujawnił, że jedna z polskich agencji rządowych współpracowała z NSA w ramach programu masowej inwigilacji o nazwie Orangecrush, znanego w Polsce jako partnerstwo Buffalogreen. W maju 2014 r. zapytaliśmy polskie służby – w tym ABW – o ich udział w tym partnerstwie. Szef ABW odmówił nam udostępnienia tej informacji, powołując się na ochronę informacji niejawnych. W opinii ABW, potwierdzonej w orzecznictwie sądów administracyjnych, tajemnicą objęte jest w zasadzie wszystko, co związane z porozumieniami służb, niezależnie od tego, czy dane porozumienie zostało zawarte, czy nie. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w reakcji na naszą skargę przyznał rację ABW i utrzymał w mocy decyzję odmowną. Nie poddaliśmy się i złożyliśmy skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten w wyroku z marca 2017 r. uchylił decyzje ABW, podkreślając, że organ musi w takiej sytuacji każdorazowo wyważyć dwie wartości: jawność i bezpieczeństwo publiczne oraz zgromadzić materiały, które pozwoliłyby sądowi obiektywnie ocenić, czy w danej sytuacji rzeczywiście ta druga wartość przeważała nad pierwszą. W skrócie – sąd podkreślił, że uzasadnienie „tajne, bo tajne” nie wystarczy.

Cieszyliśmy się z tego rozstrzygnięcia, bo oznaczało ono, że Sąd dostrzega potrzebę postulowanej przez nas od wielu lat realnej kontroli – również społecznej – nad działaniami służb, która będzie zapobiegała arbitralnemu kwalifikowaniu wybranych materiałów jako tajne. W wyroku Sąd zobowiązał ABW do wyczerpującego wyjaśnienia sprawy, a zwłaszcza samego przedmiotu naszego wniosku. Wykonując wyrok, ABW zwróciła się do nas z pytaniem, co dokładnie rozumiemy przez program Orangecrush i partnerstwo Buffalogreen. W odpowiedzi przekazaliśmy ABW wszystko, co jako zwykli, nieposiadający dostępu do tajnych informacji obywatele wiedzieliśmy o tych programach z publicznie dostępnych źródeł, a ponadto odesłaliśmy do ujawnionych przez Snowdena dokumentów dostępnych w Internecie. ABW stwierdziła jednak, że dalej nie wie, o co dokładnie pytamy, i z tego powodu nie może rozpatrzeć naszego wniosku. Z otrzymanego od ABW spisu dokumentów znajdujących się w aktach sprawy nie wynika, żeby Agencja – poza wezwaniem nas do wyjaśnienia, co rozumiemy przez Orangecrush i Buffalogreen – podejmowała samodzielnie jakiekolwiek działania. Tymczasem Sąd w uzasadnieniu zobowiązał ABW nie tylko do zebrania wyjaśnień od nas, ale też do samodzielnego ustalenia, dzięki publicznie dostępnym zasobom, jakie cechy przypisywane są programom, o które pytamy.

Co postanowiliśmy?

Musieliśmy więc rozważyć dwie opcje: albo po raz kolejny zwrócić się do sądu, albo tym razem odpuścić. Jakie byłyby skutki tej pierwszej? Po kolejnych latach sądowych przepychanek ABW najprawdopodobniej ponownie odmówiłaby udostępnienia informacji, tym razem jednak nieco dokładniej uzasadniając tę odmowę (NSA zwrócił uwagę na kwestie proceduralne, ale nie zakwestionował samego faktu objęcia tych informacji klauzulą tajności). Skierowanie skargi do sądu byłoby więc z naszego punktu widzenia równoznaczne z poświęceniem kilku lat na walkę o z góry przegraną sprawę. Z uwagi na niewielką liczebność naszego zespołu i obłożenie wieloma innymi tematami tym razem zdecydowaliśmy się odpuścić, licząc na to, że taka patowa sytuacja się nie powtórzy.

Unikanie przez władze udzielenia opinii publicznej jasnych odpowiedzi w sprawie współpracy z NSA jest tym bardziej niepokojące, że ujawnione dokumenty wskazują, iż służby amerykańskie, z którymi miały współpracować polskie służby, prowadziły inwigilację obywateli na masową skalę – a tego tematu zdecydowanie nie można tak po prostu zamieść pod dywan. Smutną konstatacją całej sprawy jest to, że jako obywatele nadal nie mamy realnych narzędzi do dokonywania społecznej kontroli działań służb. Ba, nawet kontrola sprawowana przez sądy ma bardzo często fasadowy charakter. Rozumiemy, że zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa jest istotnym zadaniem państwa i akceptujemy konieczność utajnienia informacji, które mogą temu bezpieczeństwu realnie zagrozić. Ale co możemy jako obywatele zrobić, żeby upewnić się, że nie doszło do nadużyć? Z niecierpliwością czekamy na projekt ustawy implementującej dyrektywę policyjną, która ma wprowadzić m.in. gwarancję prawa obywateli do ochrony ich danych wykorzystywanych przez organy ścigania. Liczymy na to, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji niebawem przedstawi projekt i wyznaczy rozsądny, a nie kilkudniowy (jak w przypadku ustawy o jawności życia publicznego) termin konsultacji społecznych. W końcu polska ustawa musi zostać przyjęta przed 6 maja przyszłego roku, kiedy to upływa termin wdrożenia dyrektywy.

Karolina Iwańska

Wesprzyj nas w walce przeciwko masowej inwigilacji. Wpłać darowiznę na konto Fundacji Panoptykon!

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.