Kamery = bezpieczeństwo? Czas powiedzieć „sprawdzam”

Artykuł
14.03.2014
4 min. czytania
Tekst
Image

„Są kamery, jest bezpieczniej”. Jedna z osób biorących udział w naszych badaniach w ten zwięzły sposób wyraziła swoją opinię na temat monitoringu. Nie jest to pogląd odosobniony – wręcz przeciwnie. Dlatego warto sobie zadać pytanie, co za nim stoi i czy ma on oparcie w rzeczywistości.

Bezpieczeństwo niejedno ma imię

Słowo „bezpieczeństwo” można rozumieć na wiele różnych sposobów. Dla dyskusji o monitoringu ma to duże znaczenie. W mediach (od programów informacyjnych po seriale) kamery jawią się przede wszystkim jako bat na przestępców. Badania pokazują, że bezpośrednio przekłada się to na wyobrażenia Polaków, którzy widzą w nich narzędzie walki z przestępczością. Jednak na tym oczekiwania się nie kończą. Dla wielu osób wzrost bezpieczeństwa związany z obecnością monitoringu kojarzy się przede wszystkim z mniejszą liczbą ulotek w skrzynce na listy i bazgrołów na ścianach czy też możliwością wyjaśnienia, jak pojawiło się zarysowanie na karoserii samochodu.

To pokazuje, jak bardzo pojemne może być w społecznej opinii pojęcie „bezpieczeństwa”. Oczywiście mało kto lubi pomazane ściany czy porysowany lakier. Pytanie jednak, czy instalowanie kamer na każdym rogu po to, by się przed takimi nieprzyjemnościami próbować bronić, jest proporcjonalne. Nie odbywa się to przecież bez kosztów: zarówno finansowych, jak i społecznych.

A rzeczywistość swoje

Jak społeczne oczekiwania mają się do codziennych realiów? W praktyce większość kamer nie ma służyć bezpieczeństwu przez duże „B”, ale interesom podmiotów, które z niego korzystają. Sklepom i centrom handlowym monitoring może pomagać w ochronie mienia, wykluczaniu z terenu obiektu niepożądanych osób czy analizie zachowań klientów. Pracodawcy wykorzystują kamery do nadzoru nad pracownikami i procesem produkcji. Przykłady można mnożyć.

Bezpieczeństwu mają służyć przede wszystkim tzw. miejskie systemy monitoringu, za które odpowiada zazwyczaj policja lub straż miejska. Choć to o nich najczęściej możemy usłyszeć w mediach, stanowią one zaledwie ułamek z tysięcy obserwujących nas kamer.

Z badania przeprowadzonego przez nas w 2012 roku wynika, że niemal połowa polskich miast nie próbuje weryfikować skuteczności monitoringu. Jego pozytywne skutki są przyjmowane na wiarę. Tymczasem badania pokazują, że kamery zazwyczaj nie działają prewencyjnie. Mniej rozważni przestępcy robią swoje, nie zważając na ich obecność; ci kalkulujący – starają się działać poza ich zasięgiem. A więc przestępczość nie znika, a co najwyżej przemieszcza się w inne miejsce.

Duża część miejskich systemów monitoringu zakłada bieżące śledzenie obrazu z kamer i możliwość reagowania w przypadku zagrożenia. Ma to swoje zalety, jest jednak bardzo drogie i obciążające organizacyjnie. Koszty działania warszawskiego Zakładu Obsługi Systemu Monitoringu, który obejmuje ponad 400 kamer, wynoszą rocznie ok. 15 mln zł. A interwencje podejmowane dzięki zgłoszeniom nie dotyczą zazwyczaj przestępstw, ale drobnych wykroczeń. Dla przykładu w 2012 roku 60% zdarzeń namierzonych przez operatorów dotyczyło zakłóceń porządku, spożywania alkoholu itp., kolejne 36% – naruszeń zasad ruchu drogowego, a raptem 3,5% – pobić, rozbojów, kradzieży i włamań razem wziętych.

Jeśli kamera nie pomoże w odstraszeniu sprawcy ani złapaniu go na gorącym uczynku, pozostaje nadzieja, że w razie potrzeby będzie można wykorzystać zarejestrowane materiały. Wiele osób uważa nagrania za najbardziej namacalny dowód w każdej niemal sprawie, jednak w praktyce pojawia się długa lista problemów, które utrudniają ich wykorzystanie: brak zasad dostępu, zapobiegliwość sprawców, obszerność materiału, słaba jakość sprzętu, problemy z interpretacją urywka zdarzenia czy identyfikacją nagranych osób.

Gra złudzeń

Jakie w takim razie korzyści nam pozostają? Wiele osób twierdzi, że nawet jeśli w praktyce skuteczność monitoringu jest ograniczona, powinien on być rozbudowywany, ponieważ ludziom daje poczucie bezpieczeństwa. Aż 77% osób przebadanych na zlecenie MSW zadeklarowało, że w miejscach monitorowanych czuje się bezpieczniej.

Pytanie jednak, czy te deklaracje mają przełożenie na rzeczywiste poczucie bezpieczeństwa. Zastanów się, czy szukasz kamer w miejscach, w których przebywasz? A jeśli uda ci się jakąś namierzyć, czy dzięki temu czujesz się bezpieczniej? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi „nie”, nie należysz do wyjątków. Badania Pawła Waszkiewicza pokazują, że wiele osób – również tych chwalących sobie monitoring – na co dzień nie zwraca na niego uwagi i nie zna miejsca instalacji kamer nawet w najbliższej okolicy.

Zamiast tworzyć ułudę bezpieczeństwa, warto zastanowić się nad tym, co można realnie zmienić. Zwłaszcza że wiele wskazuje na to, iż w dłuższej perspektywie wszechobecność monitoringu wywołuje skutki odwrotne do zamierzonych: zamiast dawać poczucie bezpieczeństwa, osłabia je. Bo skoro na każdym rogu są kamery, to chyba znaczy, że nie jest do końca bezpiecznie…

Małgorzata Szumańska

Polecamy:

Życie wśród kamer. Przewodnik

Monitoring wizyjny w życiu społecznym. Raport z badań [PDF]

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.