
Apetyt na blokowanie stron internetowych na dobre zagościł w murach Ministerstwa Finansów – tym razem uprawnienia do prowadzenia kolejnego rejestru stron niedozwolonych ma nabyć Komisja Nadzoru Finansowego. Wygląda na to, że operatorzy sieci, którzy już od miesiąca muszą blokować nielegalne serwisy hazardowe, nie będą narzekali na nudę. Ciekawe, które jeszcze instytucje, zachęcone tym trendem, upomną się o swój kawałek tortu w coraz dalej idącym kontrolowaniu Internetu w imię walki z nadużyciami.
Ministerstwo Rozwoju i Finansów pracuje nad projektem zmiany ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym, której celem ma być zwiększenie bezpieczeństwa uczestników rynku korzystających z usług platform internetowych. Czy jednak środki proponowane przez Ministerstwo są aby na pewno odpowiednie?
Projekt ustawy wprowadza, analogicznie do uchwalonej w grudniu ubiegłego roku ustawy hazardowej, furtkę do blokowania Internetu. Proponowane przepisy przewidują powstanie rejestru domen internetowych zamieszczonych na liście ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego. Wpis domeny do rejestru będzie powodował powstanie po stronie operatora obowiązku zablokowania dostępu do danej strony w ciągu 48 godzin. Ministerstwo przekonuje, że takie rozwiązanie przyczyni się do zapobiegania nadużyciom na rynku finansowym dokonywanym w Internecie. Jak dokładnie? Tego nie wiemy, bo uzasadnienie projektu nie podaje żadnych danych potwierdzających takie przekonanie.
Coraz powszechniejsza chęć ustawodawcy (i to nie tylko polskiego, bo również w Unii Europejskiej coraz śmielej wysuwane są pomysły blokowania i filtrowania treści, np. tych naruszających prawa autorskie) do ingerowania w wolność komunikacji w Internecie jest co najmniej niepokojąca. Blokowanie stron internetowych to bardzo inwazyjne narzędzie, które nie tylko – wbrew oczekiwaniom – nie jest skuteczne w walce z nadużyciami, ale w dodatku godzi w gwarantowane konstytucją wolność słowa i prawo dostępu do informacji w Internecie. Jakiekolwiek ograniczenie tej wolności powinno być niezbędne i proporcjonalne. Tymczasem, jak wielokrotnie alarmowaliśmy, np. w naszych uwagach do ustawy hazardowej, blokowanie stron internetowych to środek nieskuteczny (blokadę łatwo jest ominąć, np. za pomocą sieci Tor), na dłuższą metę nieefektywny (bardzo wątpliwe, że zablokowanie kilku stron internetowych całkowicie wyeliminuje nadużycia finansowe w Internecie) i godzący w prawa i wolności z jednej strony użytkowników Internetu, z drugiej – podmiotów świadczących usługi w sieci. Do tego dochodzi ryzyko pomyłek wpisanych w blokowanie – często zdarza się, że blokowane są strony, na których nie dochodzi do naruszania prawa – i odwrotnie: blokadzie umykają strony niezgodne z prawem. Przekonanie, że blokowanie stron zaradzi bolączkom rynku finansowego, jest pozorną drogą na skróty, która nie tylko nie prowadzi do celu, ale w dodatku biegnie przez niezwykle niebezpieczny teren.
Pomysł wprowadzenia rejestru domen internetowych krytykuje także Rzecznik Praw Obywatelskich, który zwraca uwagę na to, że mechanizm blokowania stron internetowych stwarza poważne niebezpieczeństwo dla wolności słowa obejmującej nie tylko możliwość swobodnego otrzymywania i przekazywania informacji, ale także jej aktywne poszukiwanie i zdobywanie. Rzecznik podkreśla też, że w związku z konstytucyjnym zakazem cenzury prewencyjnej ingerencja w wolność słowa może być dopuszczona tylko wyjątkowo – a proponowane rozwiązanie nie spełnia tego warunku.
Od ustawy antyterrorystycznej, hazardowej i o nadzorze nad rynkami finansowymi coraz prościej będzie pod przykrywką „zwalczania nadużyć” wprowadzać ustawy blokujące inne treści, np. te niewygodne dla danego obozu rządzącego. Brzmi nieprawdopodobnie? Być może, ale jeśli nie zareagujemy już teraz na tak nieproporcjonalny i zagrażający wolności w Internecie środek jak blokowanie stron, stopniowo wprowadzany w kolejnych dziedzinach życia, w pewnym momencie możemy obudzić się z ręką w nocniku.
Karolina Iwańska
10 powodów, dla których blokowanie internetu to zły pomysł
Gazeta Wyborcza: To będzie fala, którą trudno będzie powstrzymać
Komentarze
Na liście ostrzeżeń KNF można
Na liście ostrzeżeń KNF można by się spodziewać firm z sektora finansowego, prawda?
Okazuje się, że może się tam znaleźć związek zawodowy: https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/zus-zwiazek-zawodowy-...
Blokada strony związku zawodowego na zlecenie KNF - brzmi niedorzecznie?
Na Listę ostrzeżeń strony
Na Listę ostrzeżeń strony internetowe mają być wpisywane tylko wtedy, gdy działalność, w związku z którą KNF złożył zawiadomienie do prokuratury, była prowadzona przez Internet. Jeśli w przypadku związku zawodowego KNF ma podejrzenie, że niedozwolona działalność była prowadzona także w Internecie, to rzeczywiście - strona może zostać zablokowana. Co ciekawe, mowa jest o blokowaniu domen - możliwe więc, że dostawcy nie będą blokować konkretnej podstrony, ale całą domenę, co tylko podkreśla absurd proponowanego rozwiązania.
Blokowanie domen jest w miarę
Blokowanie domen jest w miarę proste - wystarczy lekko zmienić działanie serwerów nazw (DNS) operatorów. Natomiast blokowanie przez dostawców Internetu (nie firmy hostingowe) konkretnych podstron wymagałoby głębokiego analizowania ruchu (czytaj: ogromnych nakładów na infrastrukturę do masowego szpiegowania tego, co robią klienci) i było kompletnie nieskuteczne w wypadku stron wykorzystujących HTTPS (a ten dziś da się wdrożyć na prostej stronie szybko i za darmo).
A absurd i groźbę takich rozwiązań moim zdaniem dobitnie pokazuje następujący eksperyment myślowy: wyobraźmy sobie, że usługa hazardowa niezgodna z prawem/firma, na którą KNF doniósł do prokuratury reklamuje się na Facebooku/Twitterze/Snapchacie/Youtube/innej popularnej usłudze. Należałoby zatem na listę zablokowanych stron i usług wciągnąć FB czy YT. Rząd postanawia zupełnie przypadkiem zrobić to akurat wtedy, kiedy z powodu aktualnych wydarzeń politycznych w kraju rozpoczyna się fala protestów przeciw wprowadzanym zmianom w prawie. Oczywiście blokada zostaje pod wpływem fali krytyki w kraju i na świecie zniesiona po kilku dniach, ale chęć protestu w międzyczasie w społeczeństwie opadła.
A przecież stronę promującą hazard może w odpowiednim momencie stworzyć każdy w 10 minut.
Tak, wiem, że to trochę wygląda jak scenariusz teorii spiskowej, ale przecież narzędzia prawne do wcielenia w życie opisanego scenariusza już istnieją i rozmawiamy o ich poszerzaniu...
Dodaj komentarz