Po kontroli "billingowej" NIK: najwyższy czas na zmiany

Artykuł

Najwyższa Izba Kontroli zweryfikowała mechanizmy sięgania przez sądy, prokuraturę, Policję i inne służby po dane telekomunikacyjne (m.in. billingi). Choć kontrola dotyczyła tylko samego procesu pozyskiwania danych, a nie jego zasadności w konkretnych przypadkach, Izba wykryła wiele nieprawidłowości, które doprowadziły kontrolerów NIK do wniosku, że zmiana przepisów jest niezbędna.

Problem dostępu do billingów i danych telekomunikacyjnych jest już doskonale znany – dostrzegła go Rzecznik Praw Obywatelskich, Prokurator Generalny, organizacje pozarządowe czy Naczelna Rada Adwokacka. Najwyższa Izba Kontroli w swojej krytyce obowiązujących przepisów wpisuje się w te głosy. Jednak dzięki uprawnieniom kontrolerskim opublikowany wczoraj raport Najwyższej Izby Kontroli ma szczególne znaczenie – dzięki niemu wiemy, że ogólnikowość przepisów powoduje wiele nieprawidłowości, które wychwycili kontrolerzy NIK.

Wykryte błędy

Zwykle zwracaliśmy uwagę na problem dostępu służb do danych – okazuje się jednak, że narzędzia tego nadużywają również sądy. Teoretycznie przechowywanie przez operatorów billingów czy danych o lokalizacji, a następnie udostępnianie tych informacji organom państwa, powinno służyć walce z najpoważniejszymi przestępstwami. Tymczasem z kontroli NIK wynika, że również sądy prowadzące sprawy cywilne, przeważnie rozwodowe, próbują bez zgody abonenta zdobyć od operatorów dane. Nie ma do tego żadnych podstaw prawnych, co punktowali operatorzy telekomunikacyjni, odmawiając realizacji takich żądań. Mamy zatem paradoksalną sytuację, w której to prywatne firmy chronią nasze prawo do prywatności… przed sądami!

Prywatne firmy - operatorzy telekomunikacyjni chronią naszych praw… przed sądami działającymi bez podstawy prawnej

Nieprawidłowości jest jednak więcej, a i operatorzy nie ustrzegli się błędów – kontrolerzy NIK spotkali się z sytuacjami, w których operatorzy udostępniali służbom więcej danych, niż te chciały. Na przykład, na pytanie o połączenia wychodzące z konkretnego numeru niektórzy operatorzy odpowiadali, przekazując informacje o wszystkich połączeniach – również przychodzących. NIK wykrył, że systemy teleinformatyczne łączące operatorów ze służbami nie zawsze pozwalają zidentyfikować osobę, która żądała danych. Służby nie zawsze przejmują się też prawnym ograniczeniem, które nie pozwala im pytać o dane starsze niż 12 miesięcy (do stycznia tego roku – 24).

Niejasne liczby – nierzetelność UKE

Kontrola NIK obejmowała wszystkie kategorie podmiotów uprawnionych do sięgania po dane – kontrolerzy pojawili się we wszystkich służbach, ale też niektórych sądach i prokuraturach. Dodatkowa kontrola objęła Urząd Komunikacji Elektronicznej, który co roku zbiera informacje od operatorów o ilości zapytań o dane. Zdaniem NIK dane publikowane przez UKE są niepełne, a informacje przedstawiane przez poszczególnych operatorów – nieporównywalne. Wynika to z „popełnionych błędów metodologicznych i zaniedbań” – Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej została jednoznacznie negatywnie oceniona przez NIK. Kontrola NIK potwierdził więc tezę, że nie ma żadnych wiarygodnych informacji o skali zjawiska sięgania po dane telekomunikacyjne. Zdaniem NIK, państwo nie informuje obywateli o skali działań podjętych przez służby i nieudolnie próbuje przerzucić ten obowiązek na operatorów. Według raportu, to służby powinny rozliczać się przed obywatelami.

Stare-nowe postulaty

Poza postulatem stworzenia mechanizmów sprawozdawczych zapewniających rzetelną informację o zakresie pozyskiwania danych telekomunikacyjnych, w swoim raporcie NIK postuluje:

  • ograniczenie sytuacji, w których służby mogą pozyskiwać dane telekomunikacyjne
  • wprowadzenie kontroli zewnętrznej nad procesem pozyskiwania danych
  • wprowadzenie obowiązku niszczenia pozyskanych danych, gdy nie są one konieczne do prowadzonego postępowania.

Dotychczasowe głosy wzywające do takich zmian (w tym nasze) były przez rząd ignorowane. Brak reakcji rządu na raport NIK będzie przejawem arogancji i nieliczenia się z prawami obywateli. Ostatnią instytucją, która wypowie się na temat zatrzymywania i wykorzystywania danych telekomunikacyjnych, będzie Trybunał Konstytucyjny – na szczęście Trybunał może po prostu orzec o niezgodności przepisów w ich obecnym kształcie z Konstytucją. Takiego głosu nie da się zignorować.

Wojciech Klicki

Komentarze

Niestety, nic nie stoi na przeszkodzie ignorowaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Zignorowano nawet wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący procedury mianowań sędziów, czyli podstaw funkcjonowania Rzeczypospolitej jako państwa prawnego. Wyrokiem z dnia 29 listopada 2007 r. pod sygnaturą akt: SK 43/06, Trybunał Konstytucyjny od dnia 5 grudnia 2007 r., dnia publikacji wyroku w Dzienniku Ustaw (nr 227 poz. 1680), pozbawił mocy obowiązującej przepis art. 2 ust. 2 pkt 2 ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o Krajowej Radzie Sądownictwa. Ustawodawca zignorował wyrok Trybunału z dnia 29 listopada 2007 r., opublikowany dnia 5 grudnia 2007 r. Stosownej regulacji ustawowej nie wprowadzono w życie przed dniem 18 lipca 2011 r., datą wejścia w życie ustawy z dnia 12 maja 2011 r. o Krajowej Radzie Sądownictwa (Dz.U. 2011 nr 126 poz. 714), i dniem 28 marca 2012 r., datą wejścia w życie określającej kryteria ocen kandydatur ustawy z dnia 18 sierpnia 2011 r. o zmianie ustawy -- Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. 2011 nr 203 poz. 1192). W efekcie od dnia 6 grudnia 2007 r. do dnia 27 marca 2012 r. w braku legalnych kryteriów oceniania kandydatur na stanowiska sędziów, kandydatury oceniano podług kryteriów pozbawionych podstawy prawnej, i nielegalnie przedstawiano tak ocenione kandydatury Prezydentowi. Prezydent w konsekwencji nielegalnie powoływał nielegalnych kandydatów do nielegalnego pełnienia urzędów na stanowiskach sędziów. Ignorowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego uchodzi dziś bezkarnie. Nie po to mianuje się sędziów z pominięciem konstytucyjnych kryteriów, by przed nimi odpowiadać za naruszanie prawa, lecz po to, by "niedosłownie" stosować prawo. Zdaniem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, wyrażonym dnia 24 września 2013 r. pod sygnaturą akt: IV SAB/Wa 170/13, na uzasadnienie odmowy sądowej kontroli prezydenckich mianowań sędziów, "działania Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podejmowane w ramach konstytucyjnej prerogatywy, nie stanowią dosłownie stosowania prawa". Wobec takiego traktowania Trybunał Konstytucyjny będzie unikał spraw i rozstrzygnięć narażających go na ignorowanie lub lekceważenie przez Sejm, Prezydenta, sądy, czy inne organa rozkładającej się Rzeczypospolitej, tym bardziej, że wyboru osób orzekających w Trybunale Konstytucyjnym dokonuje Sejm, bez oglądania się na głosy społeczne, wyłącznie podług interesów decydentów największych sejmowych partii, których poczynania ustawodawcze miał w myśl Konstytucji kontrolować Trybunał Konstytucyjny. Trybunał Konstytucyjny jest w istocie ponadkadencyjną sejmową komisją konstytucyjną.

Dodaj komentarz