Związki (partnerskie) do kontroli

Artykuł
23.10.2014
5 min. czytania
Tekst
Image

Ułatwienia w uznawaniu małżeństw zawartych za granicą, system informatyczny w miejsce papierowych akt i ślub poza urzędem stanu cywilnego jako standard. Brzmi dobrze, prawda? Rząd przedstawia modernizację prawa o aktach stanu cywilnego jako odpowiedź na społeczne zapotrzebowanie i tu zapewne ma rację. Gorzej, że w pakiecie proponuje zbieranie dodatkowych danych, które mogą posłużyć do kontroli tego, z kim chcemy wejść w związek poza granicami kraju. Środowiska LGBT obawiają się, że urzędnicy skorzystają z tego narzędzia do blokowania związków partnerskich (nielegalnych w Polsce, ale legalnych za granicą). Projekt ustawy właśnie trafił pod obrady Senatu.

Ustawa w kształcie przyjętym przez Sejm 10 października br. de facto zwiększa kontrolę państwa – a konkretnie urzędów stanu cywilnego – nad osobami, które zamierzają sformalizować swój związek. Nie tylko, jeśli chcą to zrobić za granicą. W ramach akt stanu cywilnego ma powstać nowy rejestr, do którego trafią informacje na temat każdego dziecka z poprzedniego związku, które zostało uznane przez ojca. Taki „wpis do akt” może stygmatyzować dzieci i naruszać ich prywatność. Co gorsze, twórcy ustawy nie uzasadnili, dlaczego zdecydowali się na taki środek, mimo że ten sam cel (uniemożliwienie uznania dziecka w innym urzędzie, jeśli wcześniej tego odmówiono), można osiągnąć np. poprzez odpowiednią adnotację w aktach matki.

Powstanie rejestr dokumentujący uznania dzieci, a małżonkowie będą musieli deklarować, czy mają już jakieś wspólne.

Przyszli małżonkowie będą też musieli składać zapewnienia dotyczące liczby wspólnych dzieci i danych obojga rodziców każdego z nich. Oficjalnie ta dodatkowa formalność ma służyć jedynie stwierdzeniu, czy przyszli małżonkowie mogą zawrzeć związek małżeński i czy zdają sobie sprawę z odpowiedzialności karnej za podanie fałszywych danych. Co więc robi tam pytanie o wspólne dzieci? Ich posiadanie lub brak nie wpływa przecież na legalność małżeństwa – a więc nie ma żadnego powodu, by państwo zbierało takie informacje. Natomiast dane o rodzicach znajdują się w odpisach aktów, które małżonkowie i tak muszą złożyć w urzędzie. W najlepszym razie mamy więc do czynienia z mnożeniem bytów.

Największe kontrowersje, szczególnie wśród organizacji walczących o prawa mniejszości seksualnych, budzi nowa procedura wydawania zaświadczeń na potrzeby zawarcia związku małżeńskiego za granicą. Zgodnie z projektowaną ustawą, osoba występująca o takie zaświadczenie musi przedstawić urzędnikowi informacje o przyszłym małżonku/małżonce. A w katalogu wymaganych danych widnieje również płeć. Co zrobi urzędnik, kiedy polski obywatel lub obywatelka zadeklaruje zamiar zawarcia za granicą związku z osobą tej samej płci?

Polskie prawo nie pozwala na małżeństwa jednopłciowe, ale porządki prawne innych państw je dopuszczają. Polskie urzędy nie są w żaden sposób zobowiązane do uznawania takich małżeństw; z drugiej strony – nie powinny też ingerować w prawo polskich obywateli do ich zawierania za granicą. Lektura projektowanej ustawy daje podstawy sądzić, że jednak będą – wykorzystując nowe formularze zaświadczeń, które nie dopuszczają możliwości wskazania (jako przyszłego małżonka/małżonki) osoby tej samej płci.

Polskie urzędy nie muszą uznawać małżeństw jednopłciowych, ale powinny też ingerować w prawo polskich obywateli do ich zawierania za granicą.

Projektodawcy bronią tego rozwiązania, twierdząc, że osoby, które planują związek partnerski, nadal będą mogły wystąpić o wydanie „ogólnego” zaświadczenia o aktualnym stanie cywilnym, które co prawda nie jest wydawane na potrzeby zawarcia związku małżeńskiego za granicą, ale przy dobrych wiatrach może być uznane za wystarczające w zagranicznym urzędzie. W ten sposób ustawodawca zostawia szczelinę dla tych, którzy nie mieszczą się w polskim porządku prawnym i próbuje pogodzić obie strony sporu o związki partnerskie. W praktyce to jednak nic innego, jak hipokryzja połączona z ingerencją w życie prywatne obywateli poza granicami polskiej jurysdykcji. To, w jaki związek i z kim wchodzimy zgodnie z obcym prawem, to przecież nasza prywatna sprawa, ewentualnie sprawa państwa, w którym je zawieramy.

Na te problemy w projektowanej ustawie zwróciły uwagę nie tylko organizacje pozarządowe – Panoptykon czy Kampania Przeciwko Homofobii – ale również eksperci Biura Analiz Sejmowych. Niestety, na etapie sejmowym ich krytyczny głos został zignorowany. Dlaczego w imię modernizacji i ułatwienia życia obywatelom państwo sięga po dodatkowe narzędzia nadzoru? To pytanie w polskich warunkach może wydawać się retoryczne. Mamy jednak nadzieję, że poważnie na nie odpowiedzą senatorowie. Dlatego swoje uwagi skierowaliśmy do dwóch komisji senackich, które właśnie rozpoczęły prace nad projektem.

Opinia Fundacji Panoptykon

Katarzyna Szymielewicz, Anna Walkowiak

Linki i dokumenty

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.