Sąd Okręgowy w Tarnowie uznał, że obraźliwy komentarz anonimowego internauty pod artykułem na blogu mógł się przyczynić do przegranej w wyborach samorządowych byłego burmistrza. Sąd częściowo uwzględnił wniesiony przez byłego burmistrza pozew, nakazując administratorowi bloga przeprosiny w lokalnej prasie, wpłatę tysiąca złotych zadośćuczynienia oraz zwrot kosztów procesu. Tym samym sąd uznał, że administrator bloga ponosi bezwarunkową odpowiedzialność za wpisy użytkowników jego serwisu, które mogą naruszać dobra osobiste innych osób. To zaskakujące i bardzo niebezpieczne dla wolności słowa w sieci orzeczenie (sygn. akt I C 319/11).
Zapraszamy do zapoznania się z raportem "Internet a prawa podstawowe. Ekspresowy przegląd problemów regulacyjnych". Raport ten stanowi podsumowanie rocznego projektu o charakterze think-tankowym realizowanego we współpracy z Internet Society Polska - „Strategie dla regulacji Internetu w Polsce i Unii Europejskiej”.
Okres przedwyborczy doskonale nadaje się do podsumowań, a losy projektu ustawy o dostępie do informacji publicznej doskonale podsumowują błędy i wypaczenia polskiego procesu stanowienia prawa. Warto te dwa wątki połączyć i przypomnieć, że zamęt, jaki wywołała nagła wolta PO w pracach nad ważną dla społeczeństwa ustawą, nie zdarza się po raz pierwszy.
Podobny scenariusz przepracowywaliśmy półtorej roku temu, kiedy po medialnej burzy premier zablokował przygotowany przez rząd projekt utworzenia Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Pół roku temu, w podobnych okolicznościach, interwencja premiera doprowadziła do zablokowania kontrowersyjnych postanowień w nowelizacji tzw. ustawy medialnej. Niestety, tym razem polityczna wolta zakończyła się bardzo „nieobywatelsko”: wbrew rekomendacji komisji sejmowej, głosom ekspertów, opinii publicznej, a nawet opinii ministra Boniego i zespołu strategicznych doradców premiera, PO przegłosowała bardzo szkodliwą poprawkę – ograniczając nam dostęp do informacji publicznej.
Dziś okrągła rocznica najsłynniejszego 11 września w historii. Mija 10 lat od kiedy w wyniku bezprecedensowego zamachu terrorystycznego runęły dwie wierze, symbole potęgi USA. Wraz z nimi bardzo mocno zachwiało się poczucie siły i bezpieczeństwa, jakim karmiło się amerykańskie społeczeństwo. Był to niewątpliwy zwrot w polityce USA. To wtedy Bush ogłosił początek "wojny z terroryzmem" na wszystkich frontach, nie tylko w Iraku. Hasło 9/11 zaczęło funkcjonować w kulturze masowej, coraz mocniej utożsamiane z początkiem ery wzmożonego nadzoru nad społeczeństwem i początkiem niemożliwej do wygrania wojny, wojny z niewidzialnym ale wszechobecnym wrogiem.
O dostępie do danych retencyjnych i proponowanych zmianach uprawnień służb w tym zakresie rozmawiamy z Ministrem Jackiem Cichockim, Sekretarzem Kolegium ds. Służb Specjalnych.
Anna Mazgal: Zastanawia mnie, dlaczego w Polsce retencją danych zajmuje się Sekretarz Kolegium ds. służb specjalnych. Przepisy umożliwiają szeroki i w zasadzie nieograniczony dostęp służb do danych retencyjnych i przez to chronią interes tych służb i efektywność ich działania, ale niekoniecznie interes obywateli.
Sejm przegłosował pilny projekt ustawy o dostępie do informacji publicznej, która wprowadza zręby reżimu powtórnego wykorzystywania informacji z sektora publicznego. Tylko czy to dobrze? Takie pytanie stawiają sobie zapewne wszyscy eksperci, rządowi i społeczni, zaangażowani w ten proces. Ustawa, w kształcie w jakim trafiła do Sejmu i z niego wyszła, nie jest idealna. Nasze najistotniejsze zastrzeżenia wyraziliśmy w apelu do posłów. Z drugiej strony, ustawa wprowadza dobre zasady - jakich wcześniej nie było - i wdraża dyrektywę, w związku z którą nad Polską już wisiały milionowe kary.
Po burzy, jaka przetoczyła się przez media w sprawie projektu ustawy o wymianie informacji z organami ścigania państw członkowskich Unii Europejskiej, ustawa została uchwalona przez Sejm bez najbardziej kontrowersyjnych przepisów. O problemie pisaliśmy jeszcze w kwietniu, kiedy projekt został nam przekazany do konsultacji przez MSWiA. Chodzi – jak zwykle, kiedy polski rząd i parlament bardzo się z czymś spieszą – o wdrożenie przepisów unijnych. W tym wypadku są to cztery decyzje ramowe Rady UE, których mają harmonizować i upraszczać przepisy dotyczące wymiany informacji między organami ścigania UE oraz wprowadzać wspólne zasad ochrony danych osobowych, które będą takiej wymianie podlegać. Przy okazji tej implementacji bardzo ostro starły się dwie, naszym zdaniem niesłusznie sobie przeciwstawiane, wartości: bezpieczeństwo publiczne i prywatność obywateli.
Wyobraźmy sobie, że idziemy do lekarza, który decyduje, że powinniśmy wykonać badania krwi i skonsultować je ze specjalistą endokrynologiem. Nie wypisuje jednak skierowań nieczytelnym pismem, tylko wprowadza informacje do naszego profilu pacjenta w elektronicznym systemie informacji. Robimy zlecone badania, których wyników nie musimy odbierać, bo laboratorium wprowadza je do tego samego systemu, gdzie ma do nich dostęp endokrynolog. Ten może przejrzeć badania i jeśli są one prawidłowe, być może nawet nie musi przyjmować nas osobiście. Jeśli musi, możemy poprzez system wybrać, gdzie się udać, a przed wizytą dostaniemy maila z przypomnieniem. Wreszcie wystawiona recepta może być odebrana od razu w aptece, w której kupimy leki.
„To nieprawda, że stoimy przed wyborem: albo prywatność, albo bezpieczeństwo. Po pierwsze, podstawowe ludzkie prawa, takie jak prawo do prywatności, są ważne i powinny być przestrzegane niezależnie od okoliczności. Po drugie, nie ma też żadnych dowodów na to, że większy nadzór nad prywatnym życiem ludzi naprawdę zwiększa możliwości łapania terrorystów.” - prof. David Lyon w wywiadzie Adama Leszczyńskiego.
W ostatnich miesiącach trwały prace nad przygotowaniem stanowiska polskiego rządu na temat sprawozdania Komisji Europejskiej z oceny dyrektywy w sprawie zatrzymywania danych (2006/24/WE), czyli dyrektywy retencyjnej. Sprawozdanie Komisji zostało przyjęte 18 kwietnia i zawierało ocenę stosowania tej dyrektywy przez państwa członkowskie. Polski dokument był przygotowywany w trakcie wzmożonej debaty publicznej na temat retencji danych oraz w trakcie rozmów środowisk internetowych z rządem, w ramach których temat retencji wyrósł na jeden z kluczowych. Biorąc to pod uwagę, trzeba przyznać, że treść przygotowanego dokumentu poważnie rozczarowuje.