Każdy telefon i komputer pozostawia po sobie cyfrowe ślady: informacje, z kim się łączyliśmy (billingi), jak długo rozmawialiśmy, gdzie się wówczas znajdowaliśmy, czy jaki mamy numer IP. Wynika to przede wszystkim z architektury sieci GSM, która wymusza na telefonach łączenie się z tzw. stacjami BTS, czyli przekaźnikami. Pozostawiane przez nas ślady, nazywane danymi telekomunikacyjnymi, są nieocenionym źródłem informacji o naszym prywatnym życiu, zwyczajach czy siatce znajomych. Operatorzy telekomunikacyjni potrzebują ich do świadczenia usług, jednak chęć dostępu do nich zgłosiły również państwa. Tak powstał problem tzw. retencji, czyli przechowywania danych telekomunikacyjnych.
"Społeczeństwo pod wpływem tzw. polityki strachu, a więc świadomego demonizowania zagrożeń, może godzić się na ograniczanie swoich swobód i na wydatki na zbrojenia przy jednoczesnym utrzymywaniu przy władzy ludzi, którzy obiecują, że to społeczeństwo obronią".
Czy Edward Snowden powinien uzyskać azyl w Polsce? Czy w imię bezpieczeństwa powinniśmy zgodzić się na ciągłe podglądanie? Czy jesteśmy śledzeni przez nasze służby na taką skalę jak przez amerykańskie?
Ujawnienie programu PRISM wstrząsnęło (na chwilę) opinią publiczną. Jak to, firmy, którym ufamy i powierzamy nasze sekrety dają do nich swobodny dostęp amerykańskim służbom? Wszyscy jesteśmy inwigilowani? Taki mniej więcej obraz wyłaniał się z doniesień Edwarda Snowdena. W odpowiedzi niemal wszystkie firmy, których nazwy pojawiły się w materiałach szkoleniowych NSA, zaprzeczyły. Miesiąc temu Facebook i Microsoft podały zbiorcze dane, pokazujące jedynie skalę zapytań o dane ich klientów, a Google i Twitter zażądały od Departamentu Sprawiedliwości USA zgody na ujawnienie szczegółowych danych. Tych istotnych szczegółów nadal nie znamy.
Większość z nas – chcąc nie chcąc – przyzwyczaiła się do zerkających zewsząd kamer monitoringu. Choć bywa, że budzą one również kontrowersje. Systemy instalowane na coraz szerszą skalę w miejscach pracy, szkołach czy na osiedlach prowokują do pytań o granice ingerencji technologii w naszą prywatność. Są także miejsca, w których kamery są codziennością, jednak próżno szukać w szerszej debacie publicznej towarzyszących im kontrowersji. „Mieszkańcy” i „goście” tego typu miejsc nie biorą w tej debacie udziału. A ich problemy większości z nas nigdy nie dotkną… O czym mowa? O zamkniętych instytucjach, takich jak więzienia, zakłady poprawcze czy izby wytrzeźwień.
Są już wszędzie – na rogach ulic, w hipermarketach, tramwajach, a nawet lasach. Montowane i wykorzystywane przez tych, którzy mają na to ochotę. Kamery monitoringu wizyjnego w ostatnich latach mocno wkroczyły w naszą rzeczywistość. Jednak system prawny usilnie ich nie dostrzega, a problem braku regulacji funkcjonowania kamer staje się coraz pilniejszy.
W "Kulturze Liberalnej" polecamy dzisiaj blok tekstów poświęconych Edwardowi Snowdenowi i amerykańskiej inwigilacji. Głos w tej sprawie zabierają: Richard Wolin, Claus Offe, Piotr "Vagla" Waglowski, Jameel Jaffer w rozmowie z Adamem Bodnarem oraz Katarzyna Szymielewicz. Prezeska Panoptykonu zwraca uwagę na ciekawy paradoks związany z aferą PRISM: "Doniesienia o amerykańskim programie inwigilacji w Europie dziwią tych, których nie powinny, nie oburzają natomiast tych, którzy mają wszelkie podstawy do oburzenia. W wymiarze instytucjonalnym Europa nie może być zaskoczona – o praktykach wywiadowczych USA nie tylko wie, ale wręcz na nie przyzwala, uporczywie nie wyciągając wobec sojusznika żadnych konsekwencji. (...) Obywatele, którzy nie negocjowali z USA porozumień o przekazywaniu danych i niekoniecznie znają nawet ich treść, mają uzasadnione prawo do zdziwienia, a wręcz do oburzenia.
O wyzwaniach dla prywatności w cyfrowym świecie i reformie ochrony danych osobowych Michał Boni rozmawia z Ewą Siedlecką. Minister chwali się tym, że polskie władze prowadzą otwartą dyskusję na temat reformy. I słusznie. Gorzej, że z dyskusji na polskim gruncie może niewiele wyniknąć. W innych państwach Unii Europejskiej propozycja rozporządzenia nie budzi szczególnego entuzjazmu.
SWIFT, PNR, Safe Harbor – czy wiecie, jakimi drogami i na jakiej podstawie wasze dane trafiają do USA? Jeśli nie, przeczytajcie. PRISM to tylko element amerykańskiej strategii gromadzenia danych o obywatelach innych państw na potrzeby bezpieczeństwa wewnętrznego. Decydują o tym nie tajne dokumenty, ale jawne porozumienia międzynarodowe i amerykańskie prawo, które firmy objęte jurysdykcją USA zmusza do współpracy z wywiadem. Warto też wiedzieć, że grunt dla powszechnie dziś krytykowanych praktyk wywiadu USA został stworzony przy wiedzy i współpracy instytucji europejskich. Podstawowe fakty, kontrowersje i opinie różnych środowisk na ten temat zebraliśmy w krótkim opracowaniu.