Mniej niż połowa internautów czyta polityki prywatności serwisów, z których korzysta. Nie rozumieją, do czego służą i jak działają pliki cookie, choć już wiedzą, że są takie. Zdecydowana większość z nich nie wie, że dane o zdrowiu czy numer PESEL to są dane osobowe, które warto chronić. Zdaniem IAB Polska – autorów raportu "Komunikacja marketingowa online z perspektywy internautów" – to bardzo dobre wiadomości. Naszym zdaniem – co najmniej powód do niepokoju. Zapraszamy do gry w interpretacje.
Po sprawie ACTA porozumienia o wolnym handlu między UE i USA nie mają dobrej prasy. I słusznie. O ile w samym wolnym przepływie dóbr i usług nie ma nic złego, porozumienia handlowe negocjowane w poufnym trybie sprzyjają niejasnym transakcjom, na których biznes zwykle korzysta bardziej niż obywatele. Dlatego ci ostatni burzą się na samą myśl o kolejnych negocjacjach, w których stawką mogłyby być ich prawa podstawowe. Już niedługo przekonamy się, czy Komisja Europejska wyciągnęła wnioski z ACTA: 8 lipca rozpoczynają się negocjacje Transatlantyckiego Porozumienia o Handlu i Inwestycjach (Transatlantic Trade and Investment Partnership).
„Naruszenie autonomii informacyjnej poprzez żądanie niekoniecznych, lecz wygodnych dla władzy publicznej informacji o jednostce, jest typowym dla czasów współczesnych instrumentem, po który władza publiczna chętnie sięga i dzięki któremu uzyskuje potwierdzenie swej pozycji wobec jednostki”*. To nie manifest Panoptykonu, a fragment wyroku Trybunału Konstytucyjnego sprzed 11 lat, w którym stwierdził on niezgodność z Konstytucją przepisów Ordynacji podatkowej. Ponad dekadę później Ministerstwo Finansów najwyraźniej zapomniało o tej lekcji – przygotowane założenia nowelizacji Ordynacji dla wygody kontrolerów pozbawiają nas przed nimi tajemnic.
To już oficjalne: głosowanie nad projektem rozporządzenia o ochronie danych osobowych w wiodącej Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) dopiero po wakacjach. Jeszcze kilka dni temu w Parlamencie Europejskim wierzono, że uda się zakończyć prace na etapie komisji do 9 lipca. Ale niestety, tak obszernego i skomplikowanego projektu dawno w Brukseli nie było.
Polityka już tak ma, że karmi się emocjami. Sama wiedza o problemie często nie wystarczy, żeby uczynić go politycznym. Natomiast emocje pomagają bardzo. Dlatego od dwóch tygodni nie tylko media żyją dyskusją o amerykańskim programie PRISM – równie gorąco jest w Brukseli. Jednak dopiero wczoraj doszło do spotkania komisarz Viviane Reding z eurodeputowanymi z Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) i wymiany poglądów na ten temat.
Co mówią o Tobie informacje, które wrzucasz do sieci? Jak wiele podmiotów sięga po Twoje dane? Nie chcesz być podejrzany? Stań w obronie swoich praw. Dowiedz się więcej
Niedawno media obiegł film dokumentujący bójkę na Dworcu Centralnym, której biernie przyglądali się pracownicy ochrony. To dobra okazja, by zadać pytanie, jak wiele zadań chcemy powierzać ochroniarzom, a także o to, dlaczego jesteśmy skłonni płacić podmiotom prywatnym za troskę o nasze bezpieczeństwo, skoro powołana jest do tego policja?
Powierzenie ochrony prywatnego domu firmie ochroniarskiej jest osobistą decyzją właścicieli – to jeden koniec osi, na której drugim krańcu są takie obiekty jak Sejm czy siedziba Premiera, które powinny podlegać ochronie specjalnie powołanych do tego jednostek – straży marszałkowskiej czy Biura Ochrony Rządu. Jednak między tymi skrajnościami, znajdziemy wiele przypadków już nie tak oczywistych, wymuszających każdorazową analizę i rozróżnienie między miejscami, nad którymi pieczę możemy powierzyć prywatnym firmom, a tymi, które powinny pozostać pod opieką państwa.
Amerykańskie służby mają pełny dostęp do serwerów firm, którym w zaufaniu powierzamy nasze cyfrowe życie: maile, poufne dokumenty, prywatne wpisy na portalach społecznościowych, rozmowy prowadzone przez internetowe komunikatory, zdjęcia. Wszystko to, co dla własnej wygody przechowujemy w chmurze, ma swoje drugie życie. Powinniśmy się już do tego przyzwyczaić, bo prawo pozwalające na inwigilację cudzoziemców obowiązuje w Stanach Zjednoczonych od 2002 roku. Na szczęście slogan wojny z terroryzmem na tyle się zużył, że i Amerykanów, i Europejczyków ta konfrontacja z całkowitą utratą prywatności w sieci mocno wzburzyła.
Poruszanie się po mieście kosztuje, jednak koszty te liczone mogą być już nie tylko w pieniądzach, ale również w danych osobowych. W Warszawie wydanie spersonalizowanej karty miejskiej przez Zarząd Transportu Miejskiego wymaga podania konkretnych informacji, np. dokładnego adresu i numeru PESEL. Z kolei Zarząd Dróg Miejskich zbiera informacje o kierowcach parkujących w strefach płatnego parkowania. Zarówno ZTM, jak i ZDM zależne są od Urzędu Miasta.
Czujne oko kamery nagrywające pracowników, GPS montowany w służbowych autach, narzędzia służące do monitorowania e-maili – pracodawcy mają naturalną pokusę gromadzenia informacji o swoich podwładnych. Jednak współczesny nadzór wzbudza liczne wątpliwości, zwłaszcza wtedy, gdy jest on ukryty lub wkracza w prywatne życie pracowników. Gdzie są więc jego granice?
W styczniu br. niemiecki rząd ogłosił, że zamierza ograniczyć możliwości nadzorowania w miejscu pracy. Było to wynikiem skandalu wywołanego przez stosowanie ukrytych kamer w sieci supermarketów Lidl oraz przez Deutsche Telekom. Nowe niemieckie rozwiązania mają zakazywać ukrytego monitoringu wizyjnego oraz stosowania go w takich miejscach jak przebieralnie czy stołówki. Z drugiej jednak strony pracodawcy będą mogli pozyskiwać informacje o pracownikach z dostępnych publicznie źródeł, np. z mediów społecznościowych. Jak na tle tych propozycji przedstawia się sytuacja w Polsce?